#24

184 17 6
                                    

Narrator

T/I nie wychodziła z łóżka jeszcze przez długi czas. Szybka regeneracja zawdzięczana Tamashīemu w tej chwili wręcz nie istniała. Może wszelkie uszkodzenia czy osłabienie spowodowane przez innego człowieka bądź chorobę znikają w mgnieniu oka, tak spowodowane przez samego demona leczą się jeszcze wolniej niż u zwykłego śmiertelnika. Mimo wszystko żaden z mężczyzn nie dopuszczał by T/I czuła się osamotniona czy zaniedbana. Codziennie z nią przesiadywali, jak nie jeden to drugi, a czasem nawet oboje. Kobieta wyjaśniła im wszystko co zaszło podczas jej misji, jednak nie zdradziła swojego sekretu, nie potrafiła tego nawet przepuścić przez gardło. Z czasem odwiedziny Orochimaru stawały się coraz częstsze, a ona czuła się coraz lepiej blisko niego. Z niecierpliwością czekała aż znowu do niej przyjdzie, sam. Wkrótce potrafiła się już podnieść do siadu i przejść parę metrów bez podparcia. Musiała się ruszać, nie mogła pozwolić by mięśnie się zastały. Po dwóch miesiącach w końcu wróciła do pełni sił. Zaczęła zauważać, że jej brzuch stał się nieco większy, a sama miała poczucie utycia. Nie potrafiła na siebie patrzeć, więc zaczęła nosić obszerniejsze ubrania.
Sytuacja w Konosze stała się napięta. W tracie śledztwa w sprawie Izumiego odnalezione zostały tylko szczątki ciała. A po zniknięciu T/I ze szpitala wszystkie zabójstwa z ostatnich miesięcy zostały jej przypisane, włącznie z Izumim. T/I Ashida stała się poszukiwanym ninja.

Reader

Stojąc w laboratorium Orochimaru i obserwując jak bada przeróżne próbki czegoś, mój wzrok padł na półkę z jakimiś płynami.

- Orochimaru, co to są za substancje? - zapytałam, wskazując głową.

- Hm? Te? To są odczynniki chemiczne, nie służą do picia. - zaśmiał się, posyłając mi oczko. Przewróciłam na to oczami.

/Niby nie służą do picia, ale co, gdyby tak wypić jeden z nich? Może bym się pozbyła dziecka... Albo siebie.../ - pomyślałam, podchodząc bliżej półki.

- Nie zrzuć niczego i uważaj, skarbie… - powiedział zamyślony, nie odrywając wzroku od jakiś jego notatek. Wzięłam jedną butelkę z przeźroczystym płynem i uważniej się jej przyjrzałam.

/Zupełnie jak zwykła woda.../ - pomyślałam, ostrożnie wyciągając kurek.

~Chcesz sssię zabić?~ usłyszałam pierwszy raz od kilku miesięcy.

/Tamashī? Co się stało, że postanowiłeś się odezwać?/

~Bo ci sssię w głowie poprzewracało, chcesz zabić dziecko, które JA chronię cały czasss?~ wysyczał z wyraźnym wyrzutem.

/Które ty chronisz? Po co? Dlaczego?/

~Żeby przeżyło i urodziło sssię zdrowe, a myślisz, że dlaczego? Cały mój wysiłek pójdzie na marne jak coś odwalisz...~

/Dlaczego ci tak zależy? Nie powinnam nikomu przekazywać tego co siedzi we mnie/ - odpowiedziałam i przyłożyłam do nosa płyn. Był bez zapachu, zupełnie jak woda.

~A mi chodzi właśnie tylko o to. O dziedziczność. Ten świat powinien poznać prawdziwe zło, a nie jakieś podróbki. Czym więcej nosicieli, tym więcej możliwych naczyń.~

/A więc jestem już tylko naczyniem?/

~Tak, a naczynie nie może się stłuc.~ odpowiedział, po czym zamilkł.

- Prosiłem żebyś uważała, T/I. - usłyszałam za uchem i poczułam ciepłe dłonie Orochimaru na swoich, które powoli zabierały butelkę przeze mnie trzymaną. Mężczyzna odłożył naczynie na miejsce, po czym spojrzał mi w oczy. - Nie ruszaj już tego, dobrze? Chodźmy coś zjeść. - powiedział i złapał mnie za rękę, wyprowadzając z pokoju. Z jakiegoś powodu pragnęłam jego dotyku, gdy mnie dotykał odczuwałam po prostu szczęście, które z każdym dniem coraz bardziej odbierała mi ciąża. Mocniej ścisnęłam jego dłoń, posłusznie za nim idąc.

- Zrobię nam obiad. Puść mnie. - powiedział, gdy siedząc przy stole wciąż trzymałam jego dłoń. O ciągle go puściłam, posyłając mu uśmiech w ramach przeprosin. Zniknął za drzwiami kuchni. Na początku było w porządku, ale gdy już od dziesięciu minut siedziałam sama zaczęłam się źle czuć. Obsesyjne myśli w coraz większych ilościach pojawiały się w mojej głowie. Wbiłam wzrok w pustą przestrzeń przede mną, słuchając tego wszystkiego.

Gdy zostawałam sama one nie dawały mi spokoju. Coraz bardziej pogrążałam się w otchłani rozpaczy, przeplatanej gniewem. Nie mogłam nawet nikogo poza sobą winić, co wbijało we mnie jeszcze głębiej pazury, wyszarpując ze mnie szczęście i chęć do życia, jak ja wyszarpywałam duszę tych wszystkich bezbronnych ludzi.
Do pieca dokładała jeszcze świadomość, że już nigdy nie zobaczę Kakashiego, nigdy nie poczuje już jego dłoni na głowie, nie usłyszę jego głosu. Nigdy już go nie przytulę... Natychmiast się rozpłakałam. Dlaczego to wszystko musiało się tak potoczyć? Miałam życie idealne, a teraz? Nie dość, że będę musiała urodzić dziecko, którego nie chce, to jeszcze nie mam na tyle odwagi by ze sobą skończyć.

Orochimaru musiał usłyszeć mój płacz, bo dosłownie w ciągu kilku sekund znalazł się obok. Patrzył na mnie przejętym wzrokiem, trzymając pałeczki w dłoni. Usiadł obok, odkładając je na stół i zapytał co się stało. Nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego słowa, a z każdą próbą coraz bardziej płakałam. Objął mnie, przykładając moją głowę do swojej klatki. Słysząc jego powolne bicia serca zaczęłam się uspokajać. Złapałam za jego kimono mocniej się wtulając. Po dłuższym czasie się uspokoiłam, jednak nie chciałam się odsunąć od niego.

- Powiesz mi co się stało? - zapytał, bawiąc się moimi włosami.

- To wszystko mnie przerasta, mam już dosyć. Nie dam rady... - wyszlochałam, zaciskając dłonie na materiale.

- Rozumiem. - wyszeptał, a ja poczułam wybuch gniewu. Gwałtownie się od niego odsunęłam i spojrzałam ze wściekłością w jego oczy. Niewzruszony wyraz twarzy mężczyzny denerwował mnie jeszcze bardziej.

- Nic nie rozumiesz, Orochimaru! Nie masz pojęcia co się dzieje! Co czuję! Nie rozumiesz, że przez ciebie wszystko się zniszczyło! Moje idealne i spokojne życie chuj strzelił, tylko dlatego, że ty postanowiłeś wpierdolić się w nie z buciorami! - krzyczałam, czując jak pochłania mnie wściekłość. Z mojego ciała znowu zaczęła wypływać złota chakra. Gdy raz bramy zostały otwarte już nikt ich nie zamknie. - PRZEZ CIEBIE NIE MOGĘ NORMALNIE ŻYĆ! PRZEZ CIEBIE STRACIŁAM PRZYJACIÓŁ! PRZEZ CIEBIE JESTEM TYM KIM JESTEM!

Orochimaru

Patrzyłem jak chakra opływa jej ciało i słuchałem wszystkiego co wykrzykuje. Dobrze wiedziałem, że muszę to powstrzymać, więc czym prędzej złożyłem pieczęć, która ma stłumić moc demona. Przyłożyłem dłoń do jej klatki i zapieczętowałem. Chakra posłusznie zaczęła wracać do ciała, a ja złapałem T/I za ramiona i mocno do siebie docisnąłem.

- Uspokój się, T/I. Może mam w tym udział, ale wszystkie decyzję podejmowałaś sama... Nie możesz mnie o to winić... Poza tym, gdyby nie ja, nie żyłabyś, a twoi rodzice nigdy by się nie przekonali jaką cudowną córkę wydali na świat. - powiedziałem, wtulając się w jej włosy.

- Jestem... - zaczęła, ale jej przerwałem.

- Jesteś kimś, kto wiele dla mnie znaczy i kimś kto potrafi zmienić człowieka, T/I. - powiedziałem, po czym ją odsunąłem od siebie.

- Jestem w ciąży, Orochimaru. - powiedziała, a mnie zatkało. Bez słowa wpatrywałem się w jej pusty wyraz twarzy.

- Co? - wydusiłem, myśląc, że czegoś nie zrozumiałem.

- Noszę w sobie twoje dziecko. - powtórzyła beznamiętnie. Wszystkie kropki zaczęły mi się łączyć. Jej wahania nastrojów, nudności, bóle i zmiana garderoby na szerszą.

- Jesteś pewna? - zapytałem, ciągle niedowierzając.

- Tak, mam ci pokazać?! - krzyknęła, piorunując mnie spojrzeniem. Zaniemówiłem i usiadłem.

- Będę rodzicem... Będę mieć dziecko... - powtarzałem, próbując wszystko zrozumieć. Usłyszałem nagle huk, spojrzałem w stronę drzwi i zobaczyłem Kabuto, który upuścił tace z pustymi naczyniami. Szybko się domyśliłem, że musiał wszystko słyszeć. Teraz dopiero wszystko się skomplikuje...







Zakazane... |Orochimaru x ReaderWhere stories live. Discover now