45. Dwa serca w ogrodzie

259 22 161
                                    


Mimo dość wczesnej pory, Antonina ubrała się w szatę nocną. Księżyc okrywał się kołdrą gęstych chmur, a zegar wskazywał dwudziestą pierwszą. Owa godzina była zbyt młoda, by kłaść się do łóżka, zwłaszcza że dama i tak nie zmrużyłaby oka. Sięgnęła więc po książkę, lecz i to ją zawiodło — wszystko, co przeczytała okazało się niepamiętne i tylko pustym wzrokiem wpatrywała się w rozmazane literki.

Znów wyjechał.

Znów mu na to pozwoliła.

Gdyby miała w sobie więcej odwagi, gdyby zachowała się dojrzalej niż te cztery lata temu, prawdopodobnie... Och, zaśmiała się w duchu. Sama myśl o dokończeniu tego zdania napawała ją żałością i rozpaczą. Może to i lepiej? Nie winna się przecież przywiązywać do męża, tym bardziej że spędził w Rzymie niecały miesiąc. Przyjechał na początku maja, kalendarz zaś wskazywał początek czerwca. Ale mimo to przyzwyczaiła się do jego obecności, do słów wypowiadanych melodyjnym głosem, do... Niech będzie, stęskniła się także i za nim. Ale było już późno na płacz rodzący świeże łzy.

Powstała z miejsca. Kiedy podeszła do biureczka, na którym wciąż znajdowała się ich fotografia ślubna, uśmiechnęła się i poczuła ciepło w okolicach serca. Jej policzki wypełniły się uroczymi rumieńcami, co wnosiły nieco życia do bladej twarzy Antoniny de Restaud. Dokładnie pamiętała dzień, gdy ubrana była we wspaniałą suknię z bufiastymi rękawami; pamiętała także pierwszą rozmowę z Nathanem — na przyjęciu Carla, któremu właśnie urodził się syn. Jakże nie chciała tam iść! Nienawidziła brata, jego żony oraz całego ich małżeństwa, jednak ostatecznie się przemogła. I choć ów bal przyniósł jej znajomość z cudownym człowiekiem, ku swej udręce, wiele dni się zastanawiała, czy na pewno było jej to potrzebne. Dziś już znała odpowiedź — nawet jeśli nieśmiało skrywała się w jej wnętrzu, najważniejsze, iż serce przyjaźniło się z myślami, a usta... One nie musiały uczestniczyć w tej konwersacji.

— Nathanie, pozwól, że przedstawię ci moją młodszą siostrę. — W uszach damy wybrzmiały słowa Carla. Zdawały się na tyle żywe, że Antonina zatraciła się w ich realności i zagłębiła we wspomnieniach. — Oto hrabina Antonina Anzelieri. A w zasadzie Luzzago, choć nie lubi przyznawać się do tego, że została wdową po niesympatycznym starcu — zaśmiał się oraz wzmocnił uścisk na ramieniu niewiasty, by ta wyciągnęła nareszcie rękę w kierunku jego przyjaciela.

Nie znosiła tego nazwiska! Za każdym razem, kiedy przypominano jej o zmarłym mężu, odczuwała gniew i chęć krzyknięcia, żeby nie mówiono o nim w jej towarzystwie. Kochała swojego ojca, lecz miała doń żal — wciąż nie zdołała zapomnieć, iż oddał ją człowiekowi, który w przyszłości będzie sprowadzał do domu kochanki i wcale się z nią nie liczył.

Carlo celowo przywołał jego osobę. Nie byłby sobą, gdyby choć raz tego nie uczynił i tym samym stał się dla niej dobrym bratem.

— Niezmiernie miło mi panią poznać, comtesse. — Uśmiechnął się Nathan, po czym ucałował jej dłoń.

Antonina nie mogła jeszcze wtedy wiedzieć, że od razu mu się spodobała. I choć nie wierzyła w miłość od pierwszego wejrzenia, ona rzeczywiście doścignęła szlachcica. Pozwalała mu doświadczyć przyjemności na sercu oraz mokrych ze zdenerwowania dłoni, które pociły się przy każdym ich kolejnym spotkaniu. Tak przynajmniej jej mówił, gdy byli już małżeństwem.

Po krótkim, acz pełnym emocji przedstawieniu się, hrabia Nathan zaprosił Antoninę do tańca i wkrótce oboje podążyli na środek coraz gęstszej sali. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Czuła to w jego spojrzeniu, w zdenerwowaniu, które zmuszało go do częstego przełykania śliny, czy nawilżania ust językiem. To było całkiem zabawne.

Dama pewnego skandaluWhere stories live. Discover now