51.

212 6 0
                                    

-Haloo.. Budzimy się.. - znów usłyszałam ten sam sympatyczny głos.

Tym razem otworzyłam oczy odrazu.
Ujrzałam nad sobą lekarza.

-Co się stało..? - zapytałam.

-Okazało się, że miała pani uszkodzoną nerkę. Byliśmy zmuszeni ją usunąć.

Ojezu.

-A-ale już będzie dobrze? - zapytałam przestraszona.

-Tak.. Już może pani wrócić na swoją sale. Pielęgniarka panią odwiezie.. Operacja trwała kilka godzin.. Pani brat już tam czeka razem z chłopakiem.

Chłopakiem??

-Emm... Ja nie mam chłopaka..

-Aaa...myślałem, że ten kolega z wypadku... - podrapał się po karku. - zresztą nie ważne.
Teraz najważniejsze.
Nie może pani się podnosić.. Proszę nie wykonywać nawet najmniejszego napięcia mieści w promieniu brzucha.
Skutkuje to przeogromnym bólem.
Zabierzcie panią.-Zwrócił się do pielęgniarek a te zawiozły mnie do sali gdzie leżałam wcześniej.

-Nareszcie... - Peter stał na korytarzu.
-I jak?

-Pacjentka miała uszkodzoną nerkę. Konieczne było jej usunięcie. - odezwała się jedna z pielęgniarek po czym wyszła.

-O cholera.Boli?-usiadl na krzesełku obok mojego łóżka.

-Peter... Nie chcę żebyś się nademna użalał okej? Jest już lepiej. Racja czułam się okropnie.. Ale jest już lepiej.

-To dlatego, że wybudzili cie adrenaliną. Jak tylko przestanie działać znowu będziesz się czuła okropnie.I nawet nie wąż mi się ruszać z łóżka. Jesli będzie trzeba to cie do niego przykuje.

-Nie ma potrzeby. - wymusiłam uśmiech. - Wystarczy, że napne brzuch albo zrobię głębszy wdech i już czuje się jakby mnie słonie tratowały.

Teraz zauważyłam że nie ma Ethana w sali.

-A gdzie Ethan??-zapytałam biorąc szklankę soku ze słomką, która podał mi Peter.

-Wzięli go na badania. Myślę, że zaraz powinien wrócić... - właśnie w tej chwili pielęgniarka przywiozła go na wózku.

-Al... Jak się czujesz?? - zapytał kładąc się na swoje łóżko z grymasem bólu.

-Jest okej.

-Nawet nie wiesz jak się wytraszyłem gdy ten jełop zadzwonił, że Ci się pogorszyło i wzięli cie na blok operacyjny. Kobieto.. Facet z taksówki chciał mi wyjebac za to że ciągle go pospieszam.

-Nie bój się braciszku.. - zaśmiałam się  ale odrazu tego pożałowałam bo znów poczułam piekący ból w żebrach.

Peter odrazu się wzdrygnął i chciał wstać z krzesełka.

-Spokojnie... Nic mi nie jest debilu.
Mam zmiażdżone żebra... Chwilę będzie bolało i przestanie.

-Przepraszam.... Ale kończymy odwiedziny na dzisiaj. Musi Pan wyjść. - starsza pielęgniarka weszła do sali i zwróciła się do Petera.

-Ale ja nie mogę jej tu zostawić...

-Spokojnie.. Pana siostra jest pod dobrą opieką. Musi Pan wracać w końcu do domu.

-Idź... Będę z Ethanem. - uśmiechnęłam się lekko.

-No dobra... Westchanął. Ale jakbys poczuła ze coś się dzieje masz mówić Ethanowi dobra? I wołać lekarza. A i nie wstawaj.

-Dobra, dobra idź już.

-A i kocham cię. - dał mi buziaka w czółko. - Będę z samego rana! -krzyknął na odchodne i wyszedł.

Pielęgniarka przymknęła drzwi i po chwili słyszałam jak się oddala.

Chciałam obrócić się w końcu jakoś inaczej bo cała dupa mnie już bolała ale ledwo zdążyłam ruszyć biodrem a już poczułam ogromny ból.

Ale zagryzłam zęby i nie ruszałam się dalej.

-Dobra... Widzę że cię boli. - Ethan wstał i trzymając się  za bolące go żebro usiadł na skraju mojego łóżka.

-Lekarz zabronił Ci wstawać. - odezwałam się.

-A tobie się ruszać. - odpowiedział.

Teraz zauważyłam nowe opatrynki na jego ciele. Z pod koszulki wystawał mu bandaz, którym był owinięty jego bark.

Miał też kilka zarysowań na twarzy.

-Ale cie poturbowalo. - słabo się zaśmiałam.

-Szkoda, że nie widzisz siebie. - odpowiedział i oparł się plecami o ścianę.

-Ethan..

-Hmm? - słońce zachodziło i rzucało różowe światło na całą naszą sale.
Ale bez trudu dostrzegłam jego błękitne tęczówki.

-Dziękuję, że mnie tam nie zostawiłeś. - zmusiłam się na lekki uśmiech.

-Serio myślisz, że bym cię tam zostawił? - uniósł brwi do góry.

-Ale i tak dziękuję.

-Gdybym nie kazał ci wsiąść do tego auta nie musiałbym cię wyciągać na pół żywą. - Nagle wszystkie emocje z jego twarzy zniknęły.

Znów nałożył tą samą chłodną maskę.

Wstał i wrócił na swoje miejsce.

-Ethan.. To nie jest twoja wina. - odezwałam się wiedząc oco chodzi.

-Tak?? To ja kierowałem. I to ja kazałem Ci wsiąść... To ja zabrałem cię z tej imprezy.

-Nie obwiniaj się...-powiedziałam pół szeptem.

-Dobranoc.-odezwał się.

-Dobranoc... - odpowiedziałam.

Postanowiłam się już nie odzywać

Zamknęłam oczy i po jakiś 15 minutach udało mi się zasnąć.

 RISK.(W Trakcie Poprawek)Where stories live. Discover now