✄--75.Gimnazjum--

161 18 12
                                    

Spędzenie paru dobrych dni wewnątrz kryjówki Ligi spowodowało, że widok miasta wydawał mi się obcy. Wszystko wyglądało tak samo, a jednak inaczej. Krok po kroku czułem niepewność połączoną z ekscytacją. Jakbym dostał kawałek czekolady w trakcie kilkumiesięcznego odstawienia cukru.

Wziąłem głęboki wdech, następnie zakładając kaptur. Najchętniej pozwoliłbym moim włosom żyć na wolności, lecz zielone loki były zbyt niecodziennym widokiem. Przypilnowałem więc, by żaden kosmyk nie wystawał spod zakrycia.

Mijając te same domy, przez które przeprowadził mnie Twice, doszedłem do znanej mi ulicy. Znane osiedle, znane sklepy, znany plac zabaw. To wszystko było teraz niewytłumaczalnie odległe. Pamiętałem dokładnie sytuacje, jakie nastąpiły w tej okolicy. Ale nie chciałem ich pamiętać. Mimo, że część była wesoła, tak czy siak powodowały odrazę.

To właśnie tu Bakugo pierwszy raz nazwał mnie "Deku". Przezwisko przyległo do mnie jak nick postaci z gry, którego nie można by zmienić. Nie obchodziło mnie specjalnie, jednak czasami powstawała niechęć. Jednocześnie sam traktowałem ów przydomek niczym własne imię. On był mi nawet bliższy niż imię.

Wyraz "Izuku" zdawał się nie istnieć. Z rodziną prawie nie rozmawiałem, rówieśnicy wołali na mnie po nazwisku. Tym sposobem pozostało jedynie skupisko liter, jakiego nigdy tak naprawdę nie chciałem zaakceptować. Niestety wyszło tak, że sam siebie zacząłem obrażać nazwą "Deku".

Mimo lat, przez które żyłem jako nieudacznik, nie musiałem specjalnie się wysilać, by całkowicie odrzucić imię idioty. Zamiast tego, chciałem pokazać światu Izuku. Izuku nie muszącego ukrywać swych przemyśleń.

Niestety wyglądało to na nieosiągalne. Samo chodzenie ulicą wywoływało we mnie niepokój. Drapałem dłonie niczym Shigaraki, gdy coś nie szło po jego myśli. W ten sposób próbowałem gdzieś przelać stres.

Jeżeli ktoś mnie rozpozna, momentalnie albo zaatakuje, albo zadzwoni po policję. Nie wiem, czy będę miał choć najmniejszą szansę uciec, jeżeli przybędą zawodowi bohaterzy.

Jednocześnie pragnąłem, by wszyscy mnie zauważyli. By każdy ujrzał mą siłę. By każdy zrozumiał, iż nie jestem dłużej beztalenciem.

Lecz to uczucie. To niepokojące uczucie, że ktoś za mną już łapie za telefon. Wszystkie szepty wokół, skupiające się jedynie na mej osobie. Negatywne komentarze czy wyśmiewające chichoty.

Za głośno.

Byłem niespokojny. Gdziekolwiek nie spojrzałem, nie mogłem ujrzeć przyczyny. Krok po kroku oddychałem coraz płycej, próbując jakkolwiek zniszczyć źródło dyskomfortu.

Nie chodziło o coś specjalnie groźnego. Tak naprawdę nie powinno mnie obchodzić coś tak błahego. A jednak to właśnie owa nieistotna sytuacja doprowadzała me myśli do chaosu. Zwykła przechadza stworzyła gigantyczne przerażenie.

Wszedłem między bloki. Ścieżka, jaką pokonywałem niegdyś w drodze ku gimnazjum, była niedaleko stąd. Mijałem uczniów posiadających czarne mundurki. Mieliśmy podobny wzrost. Mimo to, wyglądaliśmy całkiem odmiennie. Prawdopodobnie przypominałem bezdomnego ćpuna. Taka wersja i tak byłaby lepsza niż prawda kryjąca się za podkrążonymi oczami, przeszywającym spojrzeniem czy bliznami na całym ciele.

Zauważyłem, że ci wszyscy rówieśnicy swobodnie ze sobą rozmawiali, wspólnie tworząc żarty. Ja natomiast szedłem z naprzeciwka, przytrzymując kaptur tak, by mi przypadkiem nie spadł. 

Idąc dalej minąłem skrzyżowanie, na którym najczęściej grupki osób musiały się rozejść. Patrząc w niebo mogłem stwierdzić, że jest coś koło popołudnia. Nic więc dziwnego, iż gimnazjaliści masowo wracali z lekcji. Chcąc nie chcąc, musiałem słuchać ich bezsensownych pogaduszek. Jeden temat rozmów niespodziewanie mnie zainteresował. Nie trudno zgadnąć, o jakiej był tematyce.

✄--Obserwowany przez kwiaty--Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz