Pierwszy

4.3K 218 285
                                    

   Cześć, skomentuj    

dam ci jeść 

(staroć, uciekajcie, jeśli wam życie miłe, ponieważ nie ma nic gorszego niż szalony miszmasz tekstu, na którym człowiek uczy się pisać)

(nie żebym się już nauczyła, ale chwytacie)


Po raz kolejny uderzam chaotycznie łyżeczką po brzegach filiżanki, sprawiając, że ciemny płyn zachlapuje blat. Nie robię tego umyślenie, moje dłonie same odnajdują ten bezładny rytm. Nie chcę tego robić, ale wiem, dlaczego tak się dzieje – gdy się stresuje, całe moje ciało drży. Począwszy od porywczych, stukających o posadzkę stóp, po gwałtowne ruchy dłońmi, a skończywszy na nerwowym, szybkim ruszaniu gałkami ocznymi.

W końcu zaprzestaje zabawy łyżeczką i wstaję, wycieram spocone i zachlapane dłonie od kawy w spodnie i zgarniam semestralny plan zajęć, który skutecznie spędził mi sen z powiek i wprowadził w stan nietrzeźwości umysłu.

Zaczynam pierwszy rok studiów z literatury.

- Okej, do dzieła, dasz radę – mówię do siebie, próbując przybrać nonszalancki oraz zachęcający ton głosu. Jednak jedyne, co słyszę, to przejęty i rozdygotany jęk.

Staram się nie przykładać do tego większej wagi, dlatego chwytam klucze leżące koło kosza z owocami i kieruję się w stronę wyjścia. Zakładam czarne trampki, narzucam bluzę z kapturem, zgarniam torbę z zeszytami i wychodzę, zatrzaskując za sobą drzwi od akademika. Zamykam je na klucz, kilkukrotnie szarpiąc jeszcze za klamkę, aby się upewnić, że nie zostanę okradziony podczas swojej nieobecności. Zbiegam ze schodów, w duchu dziękując, że mieszkam na parterze, po czym kieruje się w stronę uniwersytetu, który jest oddalony o zaledwie 2 minuty od akademika.

Dokładnie o dwie minuty, bo gdy idę, liczę w głowie sekundy.

Zza rogu wyłania się wielki budynek, a cała chmara studentów wlewa się przez drzwi. Ostatni raz biorę głęboki oddech i przybieram maskę wyluzowanego studenta, który wcale nie ma ochoty nalać w gacie ze stresu. Sam w końcu chciałem pójść na studia i otworzyć przed sobą całą gamę możliwości, bo jakby nie spojrzeć – teraz wykształcenie jest ulokowane naprawdę wysoko. I twoje pochodzenie przestaje mieć znaczenie, a to, jakie studia skończyłeś, odgrywa kluczową rolę w życiu.

- Podobno zajęcia z literatury mamy z najprzystojniejszym wykładowcą na caaaaałym uniwersytecie – do moich uszu docierają piski dziewczyn i maniakalne przeciągnie zdań.

Rzucam okiem w prawo i widzę usta sklejone błyszczykiem, które są odpowiedzialne za cały zgiełk zamieszania wśród damskiej grupy. Z ust zjeżdżam niżej i widzę okrojoną bluzkę, a z niej wypływający dekolt. Krótką spódniczkę i wysokie buty, które głośno stukają, odbijając się echem w mojej głowie.

Czy ja jestem na amerykańskim collegu?

Nie jestem w stanie uwierzyć, że takie dziewczyny jeszcze się pojawiają, a ich osobowość można zamknąć w: chce przelecieć wykładowcę.
Parskam urywanym, cichym śmiechem i wchodzę przez duże, na wpół oszklone drzwi. Zerkam na rozpiskę zajęć, którą trzymam w dłoni, po czym kieruję się schodami na 2 piętro, do sali 47.

Pierwsze zajęcia mam, a jakże, z najprzystojniejszym profesorem na caaaałym świecie, więc we wzruszeniu zgarniam prześmiewczo grzywę, kątem oka obserwując dziewczyny robiące dokładnie to samo i wchodzę do sali. Zajmuje miejsce pośrodku, niepewnie kładąc dłonie na blacie długiej ławki. Koło mnie siada kilkoro studentów, którzy wydają się również niepewni co ja.

- Na moich zajęciach nie toleruje rozmów, telefonów ani spóźnialskich osób - słyszę szorstki, męski głos. Patrzę przed siebie, na miejsce, gdzie powinien być wykładowca, ale nikogo tam nie ma. Chaotycznie rozglądam się po sali i dostrzegam smukłą sylwetkę i kruczoczarne włosy, których właściciel zmierza ku środku sali.

Przełykam głośno ślinę.

- Myślę, że ten przedmiot będzie nadzwyczaj ciężki – chłopak po mojej prawej nachyla się do mojego ucha i szepcze. Obracam głowę w jego stronę i posyłam mu nieśmiały uśmiech, po czym powoli kiwam głową.

- Też tak uważam, ale... – wywracam oczami – tutaj nie toleruje się rozmów – mówię prześmiewczo i wskazuje głową na wykładowcę. Blondyn o oliwkowej cerze parska śmiechem, a ja w duchu mu dziękuję, że nie zostałem źle odebrany.

- Jestem Nash – rzuca półszeptem, po dłuższej chwili milczenia.

- Naruto – odszeptuję i podaje mu rękę pod ławką, którą ten hardo ściska.

- Panowie, naprawdę, litości. Jeśli chcecie się macać pod ławką, róbcie to po moich zajęciach – przymykam oczy, starając nie zapaść się pod ziemię z zażenowania. Jego głos jest prześmiewczy, wręcz upodlający. Otwieram oczy i zerkam kątem oka na Nasha, który patrzy na swoje kolana, a na jego policzkach widać czerwone wykwity.

Pierwsza zajęcia i upomnienie? Zaczyna się znakomicie.

Unoszę wzrok ku górze i wlepiam niebieskie oczy w źródło głosu. Widzę, że on też na mnie patrzy. Przez chwilę nie spuszczamy z siebie wzroku. Jego oczy są wyjątkowo chłodne, ciemne, niczym bezgwiezdna noc. I chociaż są tak lodowate – mają coś, przez co nie mogę oderwać od nich wzroku.

- Jestem Sasuke Uchiha – przemawia w końcu i odwraca ode mnie wzrok. Wypuszczam powietrze z ulgą. - Mam trzydzieści lat, więc niewiele więcej od was, dlatego liczę, że nawiążemy nić porozumienia, przez którą poczujecie się zobowiązani do przychodzenia na moje wykłady i.... - przerywa, rozglądając się po sali – brania w nich czynnego udziału – tutaj znowu jego wzrok natrafia na mnie, potem na Nasha – bez zbędnego obmacywania i wymieniania pół zdań.

Cała sala wybucha śmiechem, a w szczególności grupka roznegliżowanych dziewczyn.

Wywracam oczami.

Dlaczego przystojny wykładowca zawsze równa się dupek?

Czy to ukryta kamera czy ludzie naprawdę bywają tak stereotypowi? 

Uczelniane sprawy  || SASUNARUWhere stories live. Discover now