∆ 1.

1.2K 62 95
                                    

Liam poczuł jak coś boleśnie zatrzymało się na jego twarzy. Uchylił lekko oczy.

- Theo, co ty do cholery robisz? - Jęknął, przecierając twarz dłońmi.

- Twoja mama kazała cię obudzić. Czeka ze śniadaniem - powiedział.

- I dlatego musiałeś rzucać we mnie... bluzką? - Wziął ubranie do ręki. - Skąd ty ją w ogóle wziąłeś?

- Wisiała na fotelu - wskazał palcem w kierunku biurka. - Chyba, że wolisz, żebym następnym razem budził cię pazurami - prychnął.

- Tylko się wprowadziłeś i wywracasz mi życie do góry nogami. Już nawet nie pamiętałem kiedy moja matka zrobiła rodzinne śniadanie, a tu nagle zjawiasz się ty i zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Ale to dla ciebie takie typowe - westchnął.

- Może w końcu widzi, że ktoś to docenia - rzucił jadowicie, odbierając tym Liamowi apetyt na cokolwiek.

- Już nie mogę się doczekać, aż pozna się na tych twoich gierkach.

- Nie wiem o czym mówisz - uśmiechał się przebiegle, zakładając ręce na piersi.

- Scott miał rację. Już mam cię dość - nakrył się kołdrą po czubek głowy.

- Przestań zachowywać się, jak małe dziecko i rusz się wreszcie, bo inaczej ona tu przyjdzie. Tego raczej byś nie chciał.

Liam znowu jęknął.

- Tak też myślałem.

*

Liam założył na nogi już dość stare adidasy, rzucił krótkie "pa" w przestrzeń, nie łudząc się, że matka w ogóle go słyszała i wyszedł z domu. Wsiadł do samochodu, gdzie czekał na niego Theo, a potem ruszyli do szkoły. Zapiął pasy, plecak rzucił na tylne siedzenie, by zaraz wbić wzrok w widok za oknem. Starał się ignorować obecność Theo. Wciąż nie potrafił się przyzwyczaić. W żadnej z alternatywnych wizji przyszłości po wojnie nie przewidział, że przyjdzie mu "zaadoptować" Reakena. Mimo, że to był jego pomysł, wątpliwości Scotta, poważnie wpłynęły na jego zaufanie do Theo i co gorsza - do samego siebie. Znowu czuł się, jakby eksperymentował, bawiąc się z ogniem. Z boku wszystko wyglądało nawet normalnie, jednak w głowie Liama ciągle wszystko się przewracało. Bardzo wyprowadzało go to z równowagi. Cała ta zmiana jego matki, która dla Theo w ciągu paru tygodni zrobiła więcej, niż dla niego przez pół roku, czy to, że Reaken był jeszcze bliżej niego. Do niedawna myślał o ich dwójce, jak o dobrych kumplach, lecz wystarczyła chwila podejrzliwości McCalla i naraz wróciło wszystko, co dotyczyło Theo jeszcze nie tak dawno temu. Strasznie mu to dokuczało. Nie był pewien, czy jednak może mu ufać.

- O czym tak myślisz, Dunbar? - Głos Theo wyrwał Liama z wewnętrznych rozterk.

- Skąd przypuszczenie, że myślę?

- Bo chyba nie podziwiasz przyrody. Widać, że jesteś zupełnie gdzieś indziej.

- Więc daj mi tam pobyć - rzucił, urywając rozmowę.

Liam pilnie potrzebował wziąć się w garść. Theo nie był głupi. Skoro widział, że coś go gryzie, prędzej czy później, rozszyfrowałby o co chodziło. Wtedy wróciliby do punktu wyjścia. Do początku ich relacji. Na smyczy. Na tamten moment mieli wrócić do normalnego życia i nauczyć się żyć razem. Przynajmniej przez jakiś czas. Dla Liama okazało się to być za dużo. Pogubił się. Zdał sobie sprawę, że Scott po części miał rację. Faktycznie okazało się to cholernie trudne. Theo był winny śmierci swojej siostry.
Theo zabił swoją watahę.
Theo w pewnym sensie zabił raz Scotta, a teraz Theo mieszkał z nim pod jednym dachem. Z rodzicami.
Liam nie mógł wymazać tych obrazów z pamięci. Nadal mu nie ufał.

~ Verity | Thiam | Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz