∆ 9.

729 57 34
                                    

Theo nie wrócił do domu na noc. Dunbar zaczął panikować. Całe popołudnie wmawiał swojej matce, że Reaken miał gorszy dzień i nie chciał z nikim rozmawiać. Nie było to najprostsze, bo ta dość zawzięcie próbowała przekonać Liama, że może powinna z nim porozmawiać.

"Ze mną nigdy byś nie chciała", pomyślał Dunbar.

Noc była spokojniejsza, jednak Liam cały czas monitorował pokój Theo. W razie, jakby wrócił albo jego matka pragnęła go odwiedzić.  Poinformował o wszystkim Masona, który miał wykraść się z domu, aby zobaczyć, czy auto Reakena stoi na parkingu szkoły. Liam zdecydował, że zajrzy do jego pokoju.

Na samym wejściu rzucił mu się wyraźny zapach Theo, choć ewidentnie często tam wietrzył, bo temperatura była zdecydowanie niższa, niż w pozostałej części domu. Łóżko stało lekko rozgrzebane, na biurku leżała otwarta książka od historii, z po zaznaczanymi stronami. Na fotelu wisiała szmaragdowa bluza, którą Theo nosił bardzo  okazjonalnie. Liam ciągle się temu dziwił, bo naprawdę mu się podobała i gdyby była jego, zakładałby ją niemal codziennie. Na ścianie znajdował się jakiś obraz z namalowaną martwą naturą. Kompletnie tam nie pasował. Wtedy Dunbar zdał sobie sprawę, że Theo nie miał nic swojego. Jedynie ubrania należały w stu procentach do niego. Reszta była "czyjaś". W szafce w biurku walały się książki. W jednej szufladzie niewielkiego regału z szafą, trzymał bieliznę zaś druga stała pusta. Brakowało jakiś pierduł, które Liamowi zajmowały połowę pokoju. Jakiś figurek, gazet, komiksów, starych bajek, czy nawet niepasujących do niczego kabli. Chyba jednak w rzeczywistości musiało mu tam być źle. Dunbar oglądając to wszystko doszedł do wniosku, że tylko dzięki ubraniom Reakena był w stanie stwierdzić, czyj to pokój. Wydawało mu się, iż Theo było u nich dobrze, że miał wszystko czego potrzebował, lecz okazywało się, że wcale tak nie było. Poczuł ścisk w sercu. Tak bardzo skupił się na sobie, niewidząc walki Reakena, który szukał w tym wszystkim siebie. Do tego ciągły lęk o ICH bezpieczeństwo. On martwił się za nich obu, kiedy Liam starał się wrócić do tego, co było przedtem.
Teraz Theo gdzieś przepadł, a Dunbar siedział na jego łóżku, przecierając twarz dłońmi.

*

Kolejnego dnia Liam obchodził dokoła samochód Reakena, który jak się okazało, nadal stał na parkingu przed szkołą. Był zamknięty, a w jego pobliżu nie dało się zauważyć żadnych śladów. Dunbar oparł się o niego, czując jak serce zaczyna mu coraz mocniej bić. Dziękował w duchu, że jego matka tak wcześnie wychodziła do pracy, bo w przeciwnym razie nie miałby szans na zatajenie nieobecności Theo. Jego jednak wciąż nie było. Nie dawał znaku życia, jakby zapadł się pod ziemię. Znowu. Liam poczuł nagle wibracje w kieszeni.

- Liam, wszystko gra? - Usłyszał od razu, kiedy przyłożył telefon do ucha.

- Nie do końca - odparł zmieszany, drapiąc się po karku.

- Co sie dzieje? Nie mogę się dodzwonić do Theo.

- Do Theo? Po co do niego dzwoniłeś? - Zapytał, marszcząc brwi.

Reaken cały czas był ze Scottem na wojennej ścieżce. Po wojnie nic się przecież nie zmieniło. Dunbar nie miał pojęcia dlaczego McCall miałby do niego dzwonić.

- Jakiś czas temu dzwonił do Lydii. Mówił, że ta nowa dziewczyna podejrzanie się zachowuje. Czemu nic mi nie powiedziałeś? - Rzucił z wyrzutem, wyprowadzając Liama jeszcze bardziej z równowagi.

- Bo ona wydaje się naprawdę normalna i... - Dunbar urwał.

Wtedy zrozumiał. Theo kolejny raz miał pieprzoną rację. Jeszcze raz na szybko odtworzył w głowie ostatni miesiąc. Z ogromnym bólem musiał przyznać, że naprawdę się na coś zanosiło. Był głupi. Sam nie mógł w to uwierzyć. Potrzeba było, żeby coś się stało, by w końcu przejrzał na oczy. Nie wiedział, czy będzie w stanie to sobie wybaczyć. Tę ucieczkę, egoizm i infantylne myślenie. Zachował się, jak totalny dupek. Zaufał obcej dziewczynie, a nie Theo, który bądź co bądź, wielokrotnie ratował mu skórę, ze wzajemnością.
Tym razem postawił na promienny uśmiech. Pominął świecące oczy.

- Liam? - Głos Scotta odbijał mu się w uszach, a on zaś stał zamroczony we własnej głupocie.

*

Dunbar szedł pewnym krokiem do Addison. Zaczynał się już gotować i nie był pewien co do swojej pełnej samokontroli, ale nie mógł zdzierżyć, że zdołała posunąć się do czegoś takiego. Zraniła go, jego uczucia, a do tego zaprzepaściła marzenie o poworcie do normalności. Liam jeszcze nie wiedział, co chciał zrobić. Na pewno nie miało to być nic miłego.

Chasser stała przy swojej szafce, wystukując coś w telefonie. Dunbar bez namysłu podszedł do niej, chwytając ją za ramię.

- Co ty sobie myślałaś, co? - Syknął, obracając ją w swoją stronę. - Jak mogłaś?

- L-liam, ale o co chodzi? - Zapytała, udając zdezorientowaną.

Jeszcze bardziej go to zdenerwowało.

- Chodź - warknął.

Dunbar niczego nieświadomy zaprowadził Addison do szatni. Nie miał pojęcia, że to tam była przygotowana pułapka, by złapać Theo, a teraz tym samym, czekała na niego. Chasser odetchnęła w duchu, kierując się od drzwi tak daleko, jak tylko mogła.

- Okłamałaś nas. Jesteś łowczynią - rzucił, pustym głosem, zakładając ręce na piersiach.

Stali naprzeciw siebie, mierząc się lodowatymi spojrzeniami.

- Cóż, nie sądziłam, że Theo będzie aż tak natrętny - zaczęła. - Tak Liam. Jestem łowczynią. Znaczy, dopiero się uczę. Monroe, którą pewnie znasz, zleciła nam zajęcie się wami, ze względu na bezpieczeństwo ludzi. Dobrze wiem, jakie piekło przeszło przez Beacon Hills. To wszystko wasza wina. Życie straciła masa niewinnych ludzi, Liam! - Uniosła głos. Mówiła to z takim bólem, jakby była przy każdej jednej zbrodni.

Dunbar rozumiał ją. Miała rację. Nieważne co próbowali zrobić, jak bardzo chcieli to wszystkim wynagrodzić. Wielu ludzi odeszło po części z ich winy. Liam nawet nie śmiał zaprzeczać.

- Jesteście niebezpieczni. Moim zadaniem jest tylko was schwytać. Reszta mnie nie interesuje - wyznała, lecz w jej oczach objawił się strach.

Addison była świadoma, co się z nimi później stanie. To było bardziej, niż pewne, ale wolała udawać, że znajduje się to poza sferą jej umysłu.

- Zaufałem ci. Nadszarpnąłem relacje z Theo. I to wszystko dla podłej oszustki - rzekł z jadem oraz bólem w głosie, którego nie dało się opisać. Czuł takie rozdarcie, bo wiedział, kto był za to wszystko odpowiedzialny. To on jej wierzył, ignorował ostrzeżenia Reakena. Wszystko zepsuł. Ten jeden raz po tym całym zamieszaniu, chciał spróbować odbudować w sobie to uczucie normalności. Wymazać to, co robiło z niego innego. Dziwnego. Miał wrażenie, jakby był w tym sam. Nie potrafił poradzić sobie z tym w pojedynkę. Addison miała mu w tym pomóc. A teraz miał otrzymać za to rachunek. - Masz w ogóle swoje życie? Albo chociaż jednego prawdziwego przyjaciela?

Addison przymknęła oczy, biorąc głęboki wdech. Chciała udać, że wcale ją to nie zabolało. Dunbar nic o niej tak naprawdę nie wiedział, a jednak tą jedną rzecz odgadł bez problemu. Wcale też nie usłyszała tego jednego charakterystycznego już dźwięku, mówiącego, że nie byli już sami. Liam zdał sobie sprawę, iż nie wróci tamtego dnia do domu.

______________________________

I bum!
Liam się wjebał, jak śliwka w kompot, a Addison zbiera płodne plony.
Brzmi niebezpiecznie hah
Ale wiecie, życie jest ciężkie.
Ani Theo, ani Liam nie ma lekko.

Więc dajcie znać co sądzicie
I do kolejnego <3

~ Xeno

~ Verity | Thiam | Where stories live. Discover now