∆ 16.

684 50 3
                                    

Zmierzch zbliżał się wolnymi krokami, a stan Liama stopniowo się poprawiał. Zaczynał na nowo przypominać siebie. Cieszyło to Theo, chociaż lekko się sobie dziwił, wiedząc jak momentami Dunbar bywał dla niego irytujący, kiedy był w pełni swojej świetności. To popychało go do małej debaty, jednak w tamtej chwili najbardziej liczyła się ucieczka. Kątem oka obserwował Liama, by utwierdzać się w przekonaniu, że to na pewno ten dzień, w którym wyzwolą się z tej cholernej piwnicy. Nieufnym spojrzeniem analizował jego każdy ruch, jakby doszukiwał się jakichś nieścisłości. W jego mniemaniu to było zbyt proste. Zbyt banalne, żeby tak po prostu stamtąd wyjść. Nie po tym, jak zdążyli poznać ojca Addison i jego sadystyczne popędy. Ten facet nie miał żadnych skrupułów. Theo czuł, że jeden, najmniejszy błąd przepłacą najprawdopodobniej życiem. To coś w nim wzburzyło. Zmarszczył brwi, jeszcze uważniej przyglądając się Dunbarowi. Jego głowę zaczęły nachodzić myśli. Czy był w stanie, zaryzykować jego życie, żeby ich uwolnić, lub co ważniejsze, czy poświęciłby go, ażeby uratować siebie? Dokładnie tak, jak zrobiłby Theo. On nie miał zamiaru nikogo oszukiwać. On był sobą. Theo Reakenem. Tym samym, co rok temu. Może jego priorytety uległy zmianie, a sposób postrzegania niektórych rzeczy nabrał kilku barw, ale on wciąż był taki sam. To go nieco martwiło, a potęgowała to jeszcze jedna zmiana, której nie rozumiał. Działo się coś, poza jego świadomością. Niekoniecznie coś dobrego. Obawiał sie, czy był na to gotowy.

- Zdecydujesz się wreszcie? - Palnął nagle Liam.

- Co? - Rzucił zdezorientowany Reaken.

- Patrzysz się na mnie, jakbym umierał, albo jakbyś sam chciał mnie zabić.

- Nie mam w czym wybierać, bo tak i tak w obu przypadkach byłbyś martwy - odburknął, wbijając wzrok w ścianę przed sobą.

Dunbar nie skomentował tego. Zaczął bawić się palcami.

Nagle Theo usłyszał, jak ktoś schodził do piwnicy. Liam natychmiast położył się w miare swoich możliwości, robiąc wszystko, by wyglądać, jak najbardziej nieprzytomnie, chociaż miał problem z opanowaniem walącego od strachu serca.

Drzwi uchyliły się. Stanął w nich łowca, dzierżąc w lewej dłoni dość spory pęk kluczy. Reaken przez chwilę pomyślał o kluczach, które dostał od Addison. W tamtym momencie poczuł zimny pot na swoich plecach. Mężczyzna przeszedł powoli przez próg, przelotnie zerkając na Dunbara. Kąciki jego ust lekko się uniosły, a Theo w sekundę znalazł tysiące mrocznych powodów, dlaczego się wtedy uśmiechnął.

- Nadal nieprzytomny, co? - Zaczął. - Musi być naprawdę słaby, skoro ciągle nie zaczął się regenerować. Nie dziwi mnie to. W końcu to tylko szczeniak.

- Który mógłby cię wypatroszyć, zanim w ogóle zdążyłbyś to zauważyć - rzucił Reaken.

Facet zaśmiał się.

- Doprawdy? Dał się podejść Addison. To nie maszyna do zabijania. To zwykły kundel, ale i takich nie lubię.

- Za to ja, chętnie zatopiłbym w tobie swoje kły.

- Nie będziesz miał okazji. Już niebawem zjawi się tutaj Scott z resztą waszej watahy, a wy do tego czasu będziecie już martwi - wyznał.
- Przegraliście.

Uśmiechnął się po raz kolejny, zmierzając w kierunku drzwi. Spojrzał obojętnie na Liama, unosząc lekko brew.

- A może już się nie obudzi - dodał, po czym wyszedł.

Theo zaczynał mieć coraz większy mętlik w głowie. Mierzyli się z doświadczonym łowcą sadystą, a jednak ich wizja ucieczki wydawała się taka prosta oraz niespodziewana. To nie trzymało się kupy. Obawy Reakena ciągle się nasilały i nic nie wskazywało na to, żeby cokolwiek miało się zmienić.

*

- Theo, zaczyna się ściemniać. Kiedy uciekamy? - Zapytał Liam, wpatrując się w profil Reakena.

- Nie wiem. Nie wiem, czy w ogóle dzisiaj uciekniemy - odburknął szorstko.

- Dlaczego?

- Naprawdę jesteś ślepy, czy tylko udajesz? Coś tutaj nie gra. Przyszedł sprawdzić, czy się obudziłeś? Bez sensu. Poza tym zachowywał się podejrzenie.

Theo zamilknął na moment, rozglądając się po ścianach.

- On wie - szepnął. - Dlatego nie podszedł bliżej. Dlatego nie odważył się ciebie tknąć. Sukinsyn. Musi mieć tutaj kamerę, a to oznacza, że Addison ma tak samo przesrane w tej chwili, jak my. Musimy szybko coś wymyślić, albo będzie po nas.

- Więc co robimy? - Liam nie odrywał wzroku od Reakena, a nadzieja w głosie sprawiła, że się zatrzymał.

Od wyjazdu Scotta, Dunbar nie potrafił być samodzielny. Miał problem z podejmowaniem własnych decyzji. Wszystko zmieniło się po tym, jak o mało go nie zabił. Od tamtego momentu ślepo podążał za McCallem, gubiąc w tym nieco siebie. Kiedy go natomiast zabrakło, potrzebował kogoś, kto zastąpi jego lidera. Za bardzo bał się żyć na własną rękę. Nie chciał nikogo więcej skrzywdzić.

- Liam, na pewno nic ci nie dolega? Pytasz mnie co robimy? Mnie? Mam ci przypomnieć, że podpuściłem cię do zabicia Scotta? Od kiedy się mnie słuchasz?

- Nie powiedziałem, że się ciebie słucham. Po prostu nie mam pomysłu.

- Jasne - Theo parsknął, jednak nie chciał dłużej tego drążyć.

Chociaż Dunbar go tym zaintrygował, nie był to najlepszy moment na kolejne szczere rozmowy między nimi. Mieli kilka żyć do ocalenia.

____________________________________

I jest rozdział!
Trochę dłuższy, ale to wciąż nie to samo.
Musicie mi to wybaczyć, ale wakacje, pogoda i lenistwo średnio mi pozwalają pisać.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał, a ja tymczasem uciekam.

See ya
~ Xeno ~

~ Verity | Thiam | Where stories live. Discover now