3.ZOE

8K 282 86
                                    

Po paru kolejkach tequili i kilku poprzednich trunkach, zdążyłyśmy omówić najważniejsze kwestie dotyczące błyskawicznej transformacji mojego życia. Po wcześniejszych rewelacjach, Emma trochę odpuściła.

― Zoe, jesteś niemożliwa. Nie mogę uwierzyć w twoje szczęście, i twoją głupotę! Czy wiesz, ile lasek zabiłoby za to wszystko, co ty właśnie porzuciłaś? Wiesz, ile z nich czeka niezliczoną ilość dni na to, by ich beznadziejni faceci w końcu wykonali konkretny ruch? Wiesz, ile z nich z przyjemnością rzuci się na seksowny tyłek Nixona? Stara, nie zazdroszczę ci! ― Wycelowała we mnie swój różowy paznokieć. ― A wiesz, co jest najgorsze? Że on jest taki lojalny w stosunku do ciebie! Wyrzuciłaś całe wasze życie do kosza, a on czeka jak szczeniak, błagając, byś przyjęła go z powrotem! ― Popatrzyła na mnie z kamiennym wyrazem twarzy. ― Już wiem. Masz magiczną cipkę. Nie ma innego wyjaśnienia! O mamo, zdradź mi sekret, a sprzedam duszę diabłu!

Zaczęłyśmy się śmiać, alkohol krążył w naszych żyłach. Tłum robił się coraz większy, muzyka coraz głośniejsza, a światła coraz bardziej zachęcające...

Rozejrzałam się po klubie. Na parkiecie pojawiło się kilka całkiem apetycznych kąsków; wszyscy falowali w rytm muzyki. Po ostatnim, stresującym okresie, to była przyjemna odmiana. W końcu poczułam się odprężona i wtedy go zobaczyłam.

Zachłysnęłam się wodą, którą właśnie wlałam do ust.

― To nie może być prawda! ― pisnęłam w popłochu, szukając chusteczki w małej kopertówce.

― Co się stało, Bella? ― Uśmiechnięta Emma, oderwała spojrzenie od barmana.

Zeskanowała tłum, leniwie podążając za moim wzrokiem.

― Nic ciekawego tu nie widzę. Nie mów, że Nixon tu jest?

― Och, nie... Nixon to przy tym pestka. Jest znacznie gorzej. Tam jest mój przyszły-niedoszły przełożony.

― Gdzie?! Pokaż mi to ciasteczko? Hej, który to? ― szczebiotała podekscytowana, przeczesując wzrokiem parkiet.

― Ten blondyn, który obmacuje laskę w czerwonej sukience ― wychrypiałam.

Emma zmrużyła oczy, w milczeniu przypatrując się postaci na parkiecie. Nagle usłyszałam niesamowity rechot dobiegający z gardła mojej przyjaciółki. Śmiała się do rozpuku, omal nie spadając ze stołka. Wyglądała jak totalna wariatka.

― Z czego ty się tak śmiejesz, do cholery jasnej?!

― Ten palant zarywający małolatę to ten twój przyszły niedoszły? Kogo oni tam zatrudniają?! ― Wciąż rechotała, zginając się w pół. ― Dobra, mam pomysł! Dopijaj kolejkę i lecimy pograć w odbijanego. ― Radośnie zeskoczyła ze stołka, czekając, aż dokończę drinka.

― Chyba oszalałaś! Przecież ja tam nie mogę iść! Samo patrzenie przekreśla już w zupełności moje szanse na choćby postawienie stopy w tej firmie! ― lamentowałam, próbując wybić jej z głowy ten kiepski pomysł. ― Walsh, ja nie żartuję. Poorte to dyrektor działu i to właśnie on będzie przeprowadzał ze mną rozmowę kwalifikacyjną! Obiecaj mi, że się do niego nie zbliżymy! I że nie zrobisz nic głupiego! Proszę... Zlituj się nade mną, już dość wrażeń miałam ostatnio. Zresztą, naprawdę zależy mi na tej posadzie. Czy zdajesz sobie sprawę z tego, jakie możliwości i które drzwi otworzy przede mną praca w tej firmie?!

― Spoko, zeruj swoje pozostałości i lecimy na parkiet. Cholera, jesteśmy przecież na imprezie, a nie na pogrzebie! Czas się trochę zabawić, Zoe. Noc jest jeszcze młoda. Nie myśl za dużo, nie lamentuj, nie rozpaczaj, oddaj swój kij z tyłka do szatni i chodź się w końcu zabawić! Przecież nikt ci go nie ukradnie.

Rozbawiona, puściła do mnie oczko, z gracją pomachała do barmana i płynnym krokiem, kołysząc biodrami, ruszyła w stronę tłumu. Odprowadziłam ją wzrokiem i odniosłam dziwne wrażenie, że magicznie, Emma, wydawała się nad wyraz trzeźwa. Wypiłyśmy tyle samo – ja byłam wstawiona, a ona zdawała się być prawie trzeźwa. Kto wie, może to zasługa picia słynnego, włoskiego wina?

Ostatni raz zerknęłam za siebie, dostrzegając przyjaciółkę szalejącą już wśród ludzi. Rzecz jasna, korowód sępów już zaczął się schodzić i obserwował Emmę wprawnym okiem sokoła.

― Niech to szlag, raz się żyje. ― Opróżniłam szklankę i płynnym ruchem odstawiłam szkło na bar. ― Emma ma rację. Czas się zabawić — mamrotałam pod nosem.

Zadowolona, zsunęłam się ze stołka, wygładzając czarną sukienkę. Odrzuciłam długie włosy na plecy. Zaczęłam obracać się w stronę parkietu, gdy niefortunnie zahaczyłam szpilką o nóżkę hokera. Zachwiałam się i wpadłam na coś twardego. Przeszedł mnie dziwny, elektryzujący impuls.

Dziwne.

Czułam się tak, jakby właśnie przeszył mnie prąd. Zanim mój mózg zorientował się w sytuacji, po bokach obejmowały mnie, silne, męskie dłonie, które pokierowały moim ciałem tak, by znów stanęło w pionowej pozycji.

Zaczęło do mnie docierać, co właściwie wydarzyło się w przeciągu tych paru setnych sekundy i wtedy zdałam sobie sprawę, że zaciskam kurczowo pięści na czarnej koszuli mężczyzny, który najwidoczniej uratował mnie przed bolesnym upadkiem i którego bliskość, przyprawiała mnie o mrowienie całego ciała. W chwili zagrożenia, jak widać, łapałam się wszystkiego, byleby uratować swoją godność, a to niestety zaowocowało urwanym guzikiem w koszuli, Bogu ducha winnego faceta. Wpatrywałam się w swoje zaciśnięte dłonie i pozostałą po guziku nitkę, w myślach układając psalm dziękczynny, który mogłabym wygłosić w ramach przeprosin. Po chwili ciepłe dłonie zacisnęły się mocno; zbyt mocno na moich ramionach.

― Uważaj, Bella, bo zrobisz sobie krzywdę ― mężczyzna zbliżył usta do mojego ucha, wypowiadając lodowatym tonem proste zdanie.

Ciepły oddech owiał wrażliwą skórę, gdy artykułował bardzo wyraźnie każde słowo. Jego głos był niski, lekko zachrypnięty, z dziwnym akcentem. Ścisnął moje ręce jeszcze mocniej, ocierając niemalże niewyczuwalnie zarostem o mój policzek i w ułamku sekundy puścił mnie, odchodząc, zanim cokolwiek zdążyłam powiedzieć.

Przeszły mnie cholernie nieprzyjemne ciarki.

― Co jest, do diabła? ― wymamrotałam, oglądając się w stronę, w którą odszedł mężczyzna, ale jedyne co zobaczyłam, to sylwetkę o atletycznej budowie i ciemną czuprynę lśniących włosów oddalającą się w głąb parkietu.

Zdezorientowana mrugnęłam kilkukrotnie, zastanawiając się, czy to wszystko wydarzyło się naprawdę. Spojrzałam na swoje ręce, na których pojawiły się czerwone ślady od uścisku. Tak. Nie wymyśliłam sobie tego. Ślady były prawdziwe.

Zerknęłam na boki, ale wszyscy byli pochłonięci swoimi spawami.

Dziwne...

Zazwyczaj takie sytuacje przyciągały niechciane spojrzenia okolicznych gapiów. Widocznie, w magiczny sposób udało mi się uniknąć sromotnej kompromitacji...

― Ktoś tu chyba przesadził z odżywkami. ― Ponownie popatrzyłam na swoje ramię. ― Świr. ― podsumowałam na głos i ostatni raz zerknęłam w ślad za dupkiem, po którym zostały czerwone plamy na moich rękach, oraz korzenny zapach z domieszką mocnej; pikantnej nuty, unoszący się w powietrzu.

Elitarny krąg [18+]Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin