26. ZOE

4.7K 182 74
                                    

Kiedy przebudziłam się samotna w wielkim łożu, wiedziałam, że właśnie rozpoczęła się moja zguba. Jego brak był dla mnie jednoznaczny. Analizując swoje wyjścia, doszłam do wniosku, że nie pozwolę, by jego zniknięcie wpłynęło negatywnie na moje samopoczucie. Nie spodziewałam się romantycznego powitania, ale choć grama przyzwoitości, już tak. Zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu sukienki.

― Szlag! Przecież wrzucił ją do kominka. ― Na samo wspomnienie i zaskoczenie, jakie mnie spotkało, uśmiechnęłam się z przekąsem. ― Przebiegły drań ― wymamrotałam. ― Trudno, najwyżej wrócę w samym płaszczu, który... ― Plasnęłam dłonią w czoło. ― Cholera jasna! Super. Został w samochodzie. Zresztą tak jak moja torebka.

Patrząc na biały sufit, zastanawiałam się nad możliwymi opcjami. Wstałam z łóżka i owijając się prześcieradłem, zaczęłam chodzić po pokoju.

― Trudno. ― Wzruszyłam ramionami. ― Założę coś z jego garderoby. W końcu nie pozostawił mi innego wyjścia... ― Zmarszczyłam brwi. ― Zaraz... 

Na fotelu ujrzałam ubrania. Zdziwiona podeszłam bliżej, biorąc do ręki nowe jeansy i kaszmirowy sweterek w odcieniu wina, idealnie pasujący do szpilek, które miałam wczoraj na nogach. Byłam bardziej niż pewna, że ten zestaw przygotowano z myślą o mnie. Co więcej, rozmiary były odpowiednie. Niestety nie znalazłam bielizny. Trudno, to już nie stanowiło tak wielkiego problemu.

Zabrałam ubrania i popędziłam w stronę łazienki.

Muszę stąd jak najszybciej wyjść. Każda zbędna minuta spędzona w tym miejscu doprowadza mnie do rozpaczy i furii zarazem. Choć dobrze wiedziałam, na co się piszę, to jednak nie spodziewałam się aż takiej dezercji! 

Weszłam pod prysznic i odświeżyłam się pospiesznie. Ubrałam zestaw, który został mi dany, odkrywając jak idealnie leży. Z tego, co widzę, kosztował majątek. Cóż, zapewne w ten sposób chciał wynagrodzić mi swoją nieobecność. Spojrzałam w lustro na swoje odbicie. Spojrzenie zranionej sarny mówiło wszystko...

― Weź się w garść, Zoe. Żaden dupek nie jest godzien tego, byś się przez niego smuciła. Nie jest tego wart, poza tym zafundował ci najlepszy numerek, jaki prawdopodobnie przeżyjesz w swoim mizernym życiu. ― Westchnęłam. ― Dobra, koniec z tym.

Otworzyłam drzwi od łazienki i krzyknęłam na całe gardło, widząc przed sobą nieznaną mi postać.

― Chryste! Przestraszyłeś mnie. ― Przerażona podskoczyłam, kładąc rękę na klatce piersiowej w próbie uspokojenia bijącego w zawrotnym tempie serca.

― Wybacz. ― Mężczyzna uśmiechnął się przepraszająco. ― Noah niestety wyskoczyły pilne sprawy służbowe i musiał niezwłocznie wyjechać. Przyniosłem ci śniadanie. ― Wskazał na tacę zastawioną owocami, goframi, naleśnikami i... właściwie łatwiej by było wymienić, czego na niej nie było. ― Jak będziesz gotowa, odwiozę cię do domu. Przyniosłem ci również twoje rzeczy. ― Faktycznie, na łóżku leżał mój płaszcz, torebka i czółenka. 

Nie myśląc długo, nałożyłam buty i chwyciłam płaszcz oraz torebkę.

― Ach tak, a zatem, jak widzisz, możemy ruszać... ― Zlustrowałam go wzrokiem z góry na dół. ― Giermku. ― Wykpiłam mężczyznę, wściekła na jego jak mniemam pracodawcę.

― Giermku? ― Zaniósł się perlistym śmiechem. ― Jasna cholera. ― Zerknął na mnie, pocierając dłonią brodę. ― Chyba nie dziwi mnie twoja obecność tutaj... ― Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc jego dziwnych słów. ― Dobra chodźmy, a swoją drogą mam na imię Lorenzo, nie Giermek.

Znów zaczął się śmiać, wychodząc na korytarz. Dołączyłam do niego, również śmiejąc się pod nosem z niedorzeczności sytuacji. 

Weszliśmy do ogromnego garażu. Skierowałam swoje kroki w stronę sportowego samochodu, którym przyjechaliśmy wczorajszej nocy.

Elitarny krąg [18+]Where stories live. Discover now