19. NOAH

5.3K 208 39
                                    

Jechałem zakorkowanymi ulicami, kierując się na obrzeża miasta. W chwili, gdy ruch robił się luźniejszy, ja przyspieszałem, płynnie wymijając samochody i oczyszczając umysł. Na moją twarz wciąż wypełzał leniwy uśmiech, a myśli zajmowała szalona i nieobliczalna szatynka.

Niepodważalnie, Zoe Aster, fascynowała i ciekawiła mnie jak nikt dotąd. Co gorsza, jej zuchwałe zachowanie rozpraszało mnie, a to frapowało mój umysł jeszcze bardziej. Nie mogłem sobie na to pozwolić. Nie teraz. W dodatku, jawnie pozwoliłem na jej wygłupy, nie egzekwując przy tym żadnej kary. W końcu będę musiał nauczyć ją szacunku i pokory.

― Zaraz, co ja, pieprzę? ― rzuciłem w pustą przestrzeń kabiny samochodu. ― Chyba mnie pogrzało do reszty.

Ta dziewczyna to nikt inny, jak kolejna zgrabna dupa.

Tyle.

A przynajmniej tak powinienem o niej myśleć.

Musiałem jednak niechętnie przyznać, że absorbuje mnie chemiczna reakcja naszych ciał. Psiamać! Po co ja się w ogolę oszukuję? Od zawsze ta kobieta interesowała mnie w każdy możliwy sposób, a niedostępność tylko podsycała chorą fascynację, z której ostatecznie się otrząsnąłem. Do minionego wieczora.

Popatrzyłem z rozbawieniem w dół na niegdyś śnieżnobiałą koszulę. Szlag z nią! Mam setkę bliźniaczych do tej. Duble przynajmniej posiadają komplet guzików. Uśmiechnąłem się półgębkiem, zsuwając guzik, ledwo trzymający się na urwanej nici. Zatrzymując się na światłach. Nieobecny zawiesiłem spojrzenie na chmarze ludzkich ciał podążających chodnikiem. Oparłem łokieć lewej ręki o drzwi, przecierając w zamyśleniu dolną wargę palcem wskazującym.

― Kurwa, jeszcze nigdy nic takiego nie poczułem ― powiedziałem, ruszając, gdy tylko światło zmieniło się na zielone.

Martwił mnie sposób, w jaki wzajemnie reagowaliśmy na własną bliskość. Znów poczułem ten elektryczny impuls przechodzący między naszymi ciałami. Co gorsze, za każdym razem, chciałem więcej. To zaczynało robić się kurewsko uzależniające... I stanowiło niepotrzebną komplikację. Ona zdecydowanie nie była dla mnie, choć niewątpliwie pociągało mnie w niej absolutnie wszystko. Nawet niewyparzony język i świerzbiące dłonie.

Zacisnąłem szczękę, wracając myślami do nocy w klubie. Jej determinacja i wola walki pomimo oczywistego strachu i niebezpieczeństwa była zaskakująca. Dziś znów mnie zadziwiła. Rozpraszałem się przy niej, na co w żadnym wypadku nie mogę sobie pozwolić. Ani teraz, ani nigdy więcej. Niewątpliwie potrzebowałem towarzystwa Angeli, by wymazać z pamięci głębię oczu, krągłości ciała, miękkość warg i aksamitną gładkość jej skóry.

Zaparkowałem przed metalowymi drzwiami i zostawiając dokumenty z laboratorium w schowku, wysiadłem z samochodu.

― O, kurwa! Co ci się stało? ― zaśmiewał się Lorenzo. ― Czyżbyś wpakował nadplanową kulkę w ekspres za wydanie złej kawy?

Przyjaciel zanosił się śmiechem, jak widać, szczerze ubawiony moim wyglądem. Uśmiechnąłem się i podszedłem do chłopaka.

― Jak zawsze dowcipny, co Lorenzo? ― Ściągnąłem okulary i podałem mu rękę na przywitanie.

Mężczyzna nie przestając się śmiać, wyciągnął w moim kierunku paczkę papierosów. Wziąłem jednego i odpaliłem, zaciągając się gęstym dymem.

― Wszystko gotowe? Mniemam, że nie spodziewamy się żadnych niespodzianek? ― Zerknąłem w jego stronę.

― Gotti niczego się nie domyśla. Wpuściliśmy nitki w miasto, jego psy tak jak zakładałeś, od razu zwęszyły temat. Za dwa, góra trzy tygodnie, cała sprawa będzie nagrana. Co zrobisz z Walsh? Nie ufam jej. Naprawdę chcesz dać jej kolejną szansę? Nie nudzi cię to? A jak znowu coś koncertowo spierdoli? ― Lorenzo popatrzył na mnie zaciekawiony.

― Choć raz posprząta nikłą część własnego burdelu. Złotowłosy jej pilnuje. Tym razem nie ma miejsca na choćby najmniejszy błąd. Gdyby nie jej głupota, nie tkwiłaby w tej szopce. Sama jest sobie winna.

― Kurwa, sam nie wiem, Noah. — Lorenzo zaciągnął się papierosem, przerywając słowotok. — Rób, co chcesz, ale Emma oddałaby za ciebie życie. Jak za tą małą z soboty. Ta wasza więź jest całkowicie pojebana. Nigdy tego nie rozumiałem. Nie wiem, po co wyławiasz ją kolejny raz z bagna po uszy i gówno mnie to obchodzi, dopóki nie przysporzy mi więcej roboty. Nie licz na mnie — zerknął na mnie przelotnie, wyrzucając niedopałek. — Od razu mówię, że nie będę jej niańczyć. Swoją drogą... Ta mała z klubu wydaje się interesująca, może przydzieliłbyś mnie do jej obserwacji? — spojrzał na mnie wymownie. — Na pewno byśmy się dogadali.

Lorenzo to mój najlepszy przyjaciel. Powierzyłbym mu własne życie. Zawsze przedłoży moje życie ponad swoje i bez wahania przyjmie kulkę przeznaczoną dla mnie. Jest jak rodzina i wie, co oznacza przynależność do naszego klanu.

― Nie dla psa kiełbasa. Pohamuj żądze, stary, znasz swoje zadanie i na tym masz się skupić. Dziewczyną sam się zajmę ― warknąłem wkurwiony jego uwagą. — Walsh przypilnuje Ben.

― Wiedziałem, kurwa! — krzyknął, zadowolony. — Wpadła ci w oko, zresztą komu by nie wpadła! Te słodkie kształty wabią niejednego wilka. Chociaż, z tym jej charakterkiem całkiem możliwe, że szybko się pozabijacie. ― Zaczął rechotać. ― Ale dla ciebie to przecież chleb powszedni. ― Zadowolony wyszczerzył się głupkowato w moją stronę. ― Domyślam się, że ta koszula to też jej sprawka...

― Nie wkurwiaj mnie, Lorenzo. ― Zgromiłem przyjaciela wzrokiem. Jego uwagi zaczęły mnie mierzić. ― Do końca tygodnia chcę mieć wszystko ustawione. Za dwa tygodnie ma być po problemie. Rób swoje i trzymaj rękę na pulsie. Masz mnie o wszystkim informować, jeśli coś spierdolicie, odpowiesz za to głową, rozumiesz?

Popatrzyłem z kamiennym wyrazem twarzy na przyjaciela. Czas na żarty właśnie dobiegł końca.

― Tak jest, szefie! ― odpowiedział, przekornie salutując.

Odepchnął się od ściany i stanął naprzeciwko mnie.

― Uważaj, Noah. Ta mała to chodzący problem. Dobrze wiesz, jakie zagrożenie stwarza. Powinieneś ją odstrzelić w tym zaułku i za chuja nie rozumie, dlaczego ją oszczędziłeś. Bez urazy, ale takich, jak ona, masz od groma każdego wieczora w klubie. Kiedy zacznie sobie wszystko przypominać, nie będzie już odwrotu. Nie wiem, po co się zgodziłeś ją chronić i jaki masz w tym ukryty cel. I dopóki to nie zagraża twojemu bezpieczeństwo, to mam to w dupie. Wiem jedno, to tylko kolejna dupa do zerżnięcia, więc skoro masz taką potrzebą, zrób to i zapomnij o niej, bo sprowadzisz na nas pieprzony armagedon.

Otworzył drzwi i wszedł na strzelnicę, nie czekając na moją odpowiedź.

Gdyby tylko znał całą prawdę...

Zamyślony dokończyłem papierosa, pozwalając mu ochłonąć i po krótkiej chwili poszedłem w jego ślady.

Elitarny krąg [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz