XXXIX

561 38 3
                                    

Larry niewiele myśląc ruszył w stronę uchylonych drzwi. Naprawdę niewiele w tym momencie go interesowało. Zupełnie nie odczuwał strachu gdy powolnym krokiem przesuwał się w stronę oświetlonego miejsca, jakby zupełnie tracąc resztki instynktu samozachowawczego.

Szedł jak zahipnotyzowany, stawiając zdecydowane ale powolne kroki. Nie zrażał go zapach czerwonej cieczy, wydrapane ślady w ciemnym drewnie czy nawet ciche pytanie Travisa wychylającego się zza drzwi. Blondyn patrząc uważnie na ruchy szatyna, skrzywił się nieznacznie gdy jego zapytanie o to co tak właściwie Johnson robi zostało jawnie zignorowane. 

Travis całkowicie wyszedł z mieszkania stając na środku ciemnego korytarza. Patrzył w plecy oddalającego się Johnsona z niesmakiem, jedynie ciepła teraz dłoń Sala trzymająca jego chłodną odpowiedniczkę powstrzymywała go przed prychnięciem. Przez ciało lekko poddenerwowanego już całą sytuacją blondyna przeszedł lekki dreszcz. W gruncie rzeczy ogólnie było zimno, ale teraz czuł się jakby mroźny silny wiatr owiewał całe jego ciało, a był w całkowicie zamkniętej przestrzeni gdyż na korytarzu nie znajdowało się chociażby jedno malutkie okienko. Miał na sobie tylko cienką czarną koszulkę z krótkim rękawkiem, zważając na fakt, że wcześniej bezceremonialnie znajdował się w takich odzieniu na dworze, miał cholerną nadzieję, że się nie rozchoruje i nie narazi innych na kolejną dawkę kłopotów. 

Odruchowo objął się ramionami, pocierając zimną skórę. Zagryzł delikatnie dolną wargę, prawdopodobnie powracając do nałogu. Sal pojawił się koło niego, karcąco spoglądając na białe zęby zaciśnięte na czerwonawej już wardze. Niebieskowłosy odwrócił niemrawo wzrok, gdy do jego nozdrzy dotarł metaliczny zapach krwi. Przez jego głowę jak przez mgłę przemknęło niedawno żywe wspomnienie kiedy w zaparowanym pokoju czerwonawy płyn przemykał pomiędzy ich napuchniętymi ustami. Potrząsnął lekko głową, starając się wyprzeć wspomnienie z głowy, nie powinien tak odpływać, kiedy nie znajdowali się sami, choć mimo to pozwolił sobie na zabłąkany, delikatny uśmiech na swojej twarzy.

 Chcąc się nieco ostudzić Sal wciągnął trochę chłodnego powietrza przez nos i znów spotkał się z niezbyt przyjemnym zapachem. Zdezorientowany spojrzał na usta Travisa ale nie zobaczył, tak jak się spodziewał bordowej stróżki krwi spływającej mu po brodze. Rana Travisa nie była naruszona jeszcze na tyle by zacząć krwawić. Sal poruszył się niespokojnie chcąc zwróci na siebie uwagę blondyna. Co prawda mógłby się odezwać, ale jakoś dziwnie mu było wydawać z siebie jakiekolwiek dźwięki gdy nie mógł ich usłyszeć. 

Poczuł jak miękkie futerko ociera się o jego odkrytą część łydki za sprawą podciągniętej do góry nogawki bordowych spodni jakie na sobie miał. Domyślając się, że Gizmo prawdopodobnie łaknie atencji kucnął z zamiarem pogłaskania swojego rudego przyjaciela, sam z resztą też chciał się nieco odstresować, a puszyste kłaki działały zadziwiająco dobrze w roli antystresowej zabawki i zdążył się już o tym przekonać nie jeden raz. 

Gizmo stał jednak już spory kawałek od niego, mianowicie tuż przy starych drzwiach, z zaciekawieniem wąchając szorstką powierzchnię drewna. Oczy Sala mimowolnie się rozszerzyły, cofnął się krok w tył, łapiąc Travisa za materiał czarnej koszulki. Chłopak nieśpiesznie odwrócił głowę w jego stronę ale spostrzegając ewidentne przerażenie prezencji niższego, nerwowo przełknął ślinę. 

Spojrzał w stronę w którą wpatrywał się Sal i zdrętwiał, widząc dobrze znane mu słowa pewnej modlitwy, którą okazjonalnie odmawiała jego matka klęcząc na zimnych płytkach w starej, ciemnej kuchni. Nie rozumiał symbolów, które również były wydrapane i był całkiem zadowolona z tego faktu, gdyż już sama modlitwa nie brzmiała zbytnio pociesznie. Przez ciało Travisa znów przeszła fala dreszczy, nie wiedział już czy z mimowolnego lekkiego strachu jaki odczuwał  czy z chłodu. Strach był lekki, ponieważ blondyn najzwyczajniej w świecie ledwo utrzymywał się na nogach, naprawdę nie miał siły na przechodzenie silnych emocji. Jego wycieńczony organizm blokował wszystko i z jednej strony dziękował Bogu za taki obrót spraw. Nie chciał nawet wiedzieć co musiałby odczuwać gdyby był w stanie pojmować świat na trzeźwo, nie chciał odczuwać tego chronicznego strachu, nie chciał czuć przewlekłego bólu w okolicach serca za każdym razem gdy pomyślał o tym, że Sal nie słyszy. Teraz rzeczywistość docierała do niego o wiele wolniej niż zazwyczaj, widział wszystko jak przez mgłę. 

Understand Your Pain | Sally Face x TravisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz