XXXIV

649 53 16
                                    



Travis opierał się o framugę drzwi, uważnie obserwując jak drżące ręce Sally Face próbują nieporęcznie obsłużyć się nożem. Sal od dziesięciu minut próbował zrobić kanapki, ale dalsze, szybkie, uciążliwe bicie serca i niezdolność koordynowania swoich myśli z czynami skutecznie pozbawiały go możliwości dokonania tego. 

W dalszym ciągu nie mógł złożyć ani jednej stabilnej myśli w swojej głowie. Każda próba kończyła się atakiem kaszlu i wcięciem w pierwotną myśl drugiej, zupełnie niepołączonej z tematem. Miał nadzieję, że zajmując ręce jakimś zajęciem chociaż w minimalnym stopniu się uspokoi, ale słysząc jak metalowe narzędzie wypada mu po raz trzeci z dłoni, cierpiąco westchnął i schował w nie twarz, zaciskając opuszki palców na palącej skórze. Miał ochotę zrobić sobie jakąś krzywdę, byle by przestać myśleć o tym, że znowu wszystko spieprzył. 

Sal zastygł w miejscu a jego świadomość do reszty się rozpłynęła, zostawiając po sobie przerażającą pustkę w jego głowie, gdy poczuł jak szczupłe ramiona oplatają go od tyłu, a głowa blondyna spoczywa na jego ramieniu, powoli mocząc materiał jego czarnego swetra łzami. Bordowa gumka do tej pory utrzymująco  jego włosy w formie niskiego, luźnego koka, zsunęła się zupełnie sprawiając, że twarz blondyna była teraz zakryta niebieskimi kosmykami. 

Travis płakał, z bezradności, z niewiedzy i z bólu, jaki sobie sam fundował, jego własne zgubne poczucie wiecznego nieszczęścia powoli rozbrajało go od środka z twardej tarczy którą przez lata w sobie budował. To było trwałym elementem jego życia, ale teraz wydawało mu się jego największym wrogiem, blokującym mu możliwość swobodnego oddychania. No bo w gruncie rzeczy właśnie tak było, a on nie potrafił się z tego wyleczyć. To było jak jakaś choroba wrodzona, tkwiło w nim i sprowadzało jego życie do szarej egzystencji, skazując na wieczną dysfunkcję. 

Sal niezgrabnie obrócił się w ramionach Travisa, stając twarzą naprzeciw do tej blondyna, którą ten był zmuszony wcześniej podnieść z jego ramienia. Travis też nie wyglądał dobrze, jego skóra ewidentnie pobladła, napuchnięte, zaczerwienione usta niespokojnie drżały, przeźroczysty płyn delikatnie zdobił jego policzki, szklane oczy wyrażały jedynie chaos jaki musiał panować w jego głowie. Jego oddech powoli stawał się równie nierówny co ten należący do Sala. 

Niebieskowłosy mechanicznie położył swoją dłoń na policzku wyższego, ścierając niewdzięczne mokre zdobienie. Jego dłoń było lodowata, mimo że temperatura reszty jego ciała była cholernie wysoka, czuł się jakby miał gorączkę. 

Przez oliwkową skórę, którą gładził zimną dłonią przeszedł dreszcz. Mętne oczy o tak nieodgadnionym odcieniu oskarżycielsko się na niego skierowały. Napuchnięte, krwiste usta wygięły się w delikatnym uśmiechu, tak niepasującym do kującego teraz spojrzenia. 

Sal również się uśmiechnął, jednak nie zabrał dłoni, dalej uporczywie pozbywając się kolejnych łez, wpatrywał się w te które zatrzymały się na jasnych długich rzęsach, drugą dłonią przyciągając biodra wyższego bliżej swoich. Dotyk w tym momencie działał na ich obu zaskakująco uspokajająco. 

Niebieskowłosy na chwilę zamarł gdy zorientował się, że Travis patrzy prosto w jego oczy. Oddał z trudnością intensywne spojrzenie, przełykając gulę w gardle, nie przestał się delikatnie  uśmiechać, ale zabrał dłoń z policzka,  opierając ją o kuchenny blat. Teraz wiedział, że nie został odrzucony. Nie oczekiwał niczego więcej, zdawał już sobie sprawę z tego, że Travisowi też zależy. Za cholerę nie śmiał wymagać od niego wyznania miłości, po tym co przed chwilą sam przeszedł nie życzyłby tego najgorszemu wrogu. Zresztą, to co czuje Travis przebijało teraz w jego oczach, Sal wiedział, że to spojrzenie jakim go teraz obdarowywał ma być odpowiedzią. Dalej nieco niezrozumiałą i niepewną, ale wyrażającą część jego zagmatwanych uczuć. Dla Travisa uczucia zawsze były zgubne. 

Understand Your Pain | Sally Face x TravisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz