XXIII

729 61 4
                                    

Nastał marzec, a urodziny Lunatyka i Rogacza zbliżały się wielkimi krokami. Syriusz i Peter mieli pomysły, plany i problemy odnośnie tych świąt. Myśleli o zorganizowaniu jednej większej imprezy w pokoju wspólnym, ale zastanawiali się jeszcze nad wieloma szczegółami. Do planowania imprezy dołączyła Lily, która z jednej strony robiła to dla jej wieloletniego przyjaciela, z drugiej dla chłopaka, który od pewnego czasu zaczynał ją interesować. Syriusz dobrze to wiedział, a ta myśl budziła w jego głowie ciekawe pomysły na imprezę.

Remus i James nie mieli o niczym pojęcia, o czym świadczyło głównie ich zdezorientowanie w ostatnich dniach. Zaczęli spiskować, trochę zapomnieli o swoich urodzinach. Potter chciał pójść śledzić ich pod peleryną niewidką, ale Lupin odciągnął go od tego pomysłu. Wiedział, że czegokolwiek Black i Pettigrew nie knują, wyjdzie im to na dobre, a sam uważał, że potrzebuje teraz niespodzianek.

Ciekawość jednak zżerała ich z każdą chwilą i ostatecznie, wchodząc do Wielkiej Sali, w której dwóch Huncwotów już siedziało, rzucili pytaniem.

- Co wy knujecie?

Potter i Lupin stali z założonymi rękami i dumnie patrzyli przed siebie.

- Nic nie knujemy? - zapytał sztucznie zdziwiony Peter, co tylko nakręciło Jamesa i Remusa do dalszych pytań. Spojrzeli na siebie porozumiewawczo i już chcieli pytać, ale Black ich wyprzedził.

- Jeśli chcecie zadać jeszcze kilka idotycznych pytań, to tam są drzwi. - Mówiąc to, wskazał na wejście do Wielkiej Sali. James i Remus usiedli obok nich, ale nie mieli dać za wygraną.

- Wiecie, możecie nam powiedzieć, czym to będzie bez nas... - podpuszczał ich Rogacz, oni jednak już nie wytrzymali.

- Niczym! - krzyknęli równo. Dwóch pozostałych Huncwotów podskoczyło delikatnie na swoich siedzeniach z zaskoczenia.

- Kurwa, złość piękności szkodzi, a wy nie macie czym szastać akurat - oburzył się Potter, po chwili zaczynając jeść. Syriusz i Peter spojrzeli na niego zdenerwowani, a on tylko się do nich uśmiechnął i kontynuował jedzenie.

Remus się z nim nie zgadzał - uważał, że jego przyjaciele są idealni pod każdym względem, również wyglądu. Wkurzał się na nich bardzo często, ale w głębi duszy kochał ich mocno. Żył tak naprawdę dla nich, byli jedynym, co posiadał i co miał do stracenia.

I bardzo bał się ich stracić. Uważał, że mogą po prostu przestać się z nim zadawać, bo jest beznadziejny. Nie był, ale tak najłatwiej było wytłumaczyć to, co mu się przydarzało. Ktoś musiał być winny, a że nie miał kogo obwiniać, obwiniał siebie.

Nikt nie był winny temu wszystkiemu. Ani on, ani jego przyjaciele, ani jego rodzina, ani nikt inny. Było mu jednak prościej znaleźć sobie winnego i skupiać się nad znęcaniem się nad samym sobą niż zająć się rzeczywistym problemem. A ten niszczył go z dnia na dzień.

Minęło kilka dni, a Rogacz i Lunatyk odpuścili sobie wypytywanie przyjaciół o ich tajemnice. Remus zaczął spędzać dużo czasu w bibliotece, a Potter postanowił zająć się zmianą samego siebie, by pokochał go jego obiekt westchnień.

Glizdogon i Łapa byli bardzo zadowoleni z takiego obrotu spraw. Mogli w spokoju zająć się organizowaniem imprezy. Musieli jednak załatwić prezent, a samotne wyjście do Hogsmeade nie wchodziło w grę. Wiedzieli, że pozostali Huncwoci nie puszczą ich samych, a proszenie ich o to byłoby podejrzane. Musieli więc wymyślić plan. Tak im się wydawało, bo prawda była taka, że Evans już dawno swój miała.

W sobotnie popołudnie Remus i James kierowali się do pokoju wspólnego, gdzie mogli w spokoju odpocząć po długich lekcjach. Jak na wczesną wiosnę, temperatura była wyjątkowo wysoka tego dnia, więc postanowili przebrać się w wygodne ubrania i pójść na błonia. Po drodze jednak 'przypadkiem' spotkali rudą dziewczynę, w której Potter był szaleńczo zakochany. Początkowo nie wiedział, co do końca powinien zrobić, bo powstrzymał się od rzucenia durnym tekstem w jej stronę, więc Lupin szturchnął go lekko w ramię.

- Evans, chcesz iść z nami na błonia? - zapytał szybko, a Lunatyk uśmiechnął się na duchu. Czuł, że jego przyjaciel jest na dobrej drodze. Lily uśmiechnęła się promiennie i zgodziła. Teraz Potter był skazany na myślenie, co według Lupina szło mu marnie. Ale myślał tak tylko, gdy mówił żartobliwie, bo zazwyczaj uważał swojego przyjaciela za niezwykle inteligentnego.

W tym samym czasie dwójka pozostałych Huncwotów zajmowała się organizowaniem imprezy i wyjścia po prezent. Mieli szczęście, bo już tego samego dnia, dzięki Lily, mogli iść do Hogsmeade, gdzie mieli ogromny wybór.

- Czekolada - Pettigrew wskazał na najwyższą półkę w Miodowym Królestwie. Black też szybko tam spojrzał. Ten prezent był sprawdzony, ale Glizdogon i Łapa szybko zdali sobie sprawę, że był to raczej mało kreatywny prezent na siedemnaste urodziny ich przyjaciół. - Coś z czekoladą.

Ten pomysł był dużo bardziej rozwinięty i Syriusz z Peterem po wyjściu ze sklepu zaczęli myśleć intensywniej, niż kiedykolwiek. I tak wpadli na pomysł idealny - a gdyby tak zrobić papierek czekolady, który produkuje ją zaraz po zjedzeniu? Przecież magia nie miała granic, mieli miliony możliwości. Zostali przy tym pomyśle, ale musieli znaleźć jeszcze coś dla Jamesa. Na to jednak wpadli już chwilę potem i teraz myśleli tylko o organizacji imprezy.

Twój Zapach Mnie Leczy ¦ 𝚆𝚘𝚕𝚏𝚜𝚝𝚊𝚛Where stories live. Discover now