LIII

219 22 8
                                    

Minęło kilka dni, podczas których wszyscy świetnie się bawili, ale przyszedł czas, kiedy trzeba było wrócić do szkoły. Lupin przekonał się wtedy, że mimo całego uroku Hogwartu bardzo nie chciał tam wracać. Powód był prosty - zbyt wiele rzeczy przypominało mu tam o incydencie z listopada, o którym próbował zapomnieć.

Leki zdawały się mu pomagać, choć wbrew pozorom wcale nie było 'dobrze'. Było całkiem przeciętnie. Lupin wiedział, że nie będzie idealnie i dzielnie znosił wszystko, co życie rzucało mu pod nogi. Często miał momenty, kiedy zupełnie bez powodu miał ochotę płakać czy po prostu umrzeć, ale zawsze jakimś cudem udawało mu się od tego odciągnąć. Cały czas szukał powodu takich sytuacji, ale zwyczajnie nie mógł go znaleźć. Mógł go do tego doprowadzić choćby nawet głupi żart. Nie było to dla niego normalne i nie czuł się z tym dobrze.

Poza tym miewał też straszne wahania apetytu. Jednego dnia potrafił jeść kilka talerzy, a innego zjedzenie małej porcji budyniu było dla niego wyzwaniem. Jego przyjaciele to widzieli i mimo jego ogromnej niechęci próbowali zachęcać go do jedzenie. Często im się nawet udawało.

No i pozostawała jeszcze inna kwestia. Remus w końcu nie był singlem, a z tego powodu czuł się jeszcze dziwniej. Nigdy nie był jeszcze w prawdziwym związku, dlatego też była to dla niego niezwykle stresująca sytuacja. Co powinien robić, jak powinien się zachowywać. Nie wiedział też, czy wypada mu rozmawiać z innymi chłopakami. Oczywiście, że nie ograniczałby się ze względu na związek, ale nie chciał, by Łapie było przykro. Oraz jak wiadomo bał się, że Huncwoci zrobią coś głupiego.

W związku z powyżej wymienionymi problemami, jeszcze na początku stycznia Lunatyk przeżywał kolejne ze swoich załamań. Ponownie, nie wiedział dlaczego, ale miał ochotę zwyczajnie otworzyć okno i przez nie wyskoczyć. Miał dość, bo każdy z tych momentów sprawiał, że jeszcze mniej wierzył w jakiekolwiek dobre zakończenie. Było to cholernie męczące, a stawało się takie jeszcze bardziej ze względu na to, że Lupin musiał samego siebie przekonywać do dalszego życia. I mimo wszystkiego, co sobie wcześniej obiecał, Huncwoci o tym nie wiedzieli.

Tamtego dnia padał deszcz, co wcale nie poprawiało jego humoru. Siedział sam w dormitorium, próbując usilnie powstrzymać się od płaczu. Było kilka sposobów, które wyszkolił sobie już w przeszłości. Podszedł do odtwarzacza i włożył do niego pierwszą płytę, którą miał pod ręką. To było Black Sabbath, winyl leżący tam chyba od momentu, kiedy zaczynali naukę w tej szkole. Podobał mu się ten powrót do starych czasów, kiedy miał znacznie mniej zmartwień. Ale cóż, teraz było inaczej, znacznie gorzej. Podszedł do łóżka Syriusza i po raz kolejny zabrał jego pluszaka, następnie siadając przy oknie. Musiał być wtedy sam, aby poradzić sobie ze wszystkim. Obecność innych ludzi mogła go wtedy tylko zdenerwować, a on musiał być spokojny. Na tyle spokojny, na ile mógł być, kiedy powoli zbliżała się pełnia.

Zrozumiał jednak, że płacz w jakimś stopniu go oczyszczał. Im dłużej trzymał emocje w sobie, tym większy ciężar spoczywał na jego ramionach.  Mimo to czuł, że nie powinien tego robić, bo zazwyczaj było to przez innych ludzi uważane za nieodpowiednie.

A co więcej, czuł presję ze strony społeczeństwa, by zdrowiał szybciej. Brzmiało to głupio i Lupin zdawał sobie z tego sprawę, ale naprawdę miał wrażenie, jakby wszyscy mieli już go dosyć. Szkolna pielęgniarka, profesor McGonnagal, jego rodzice, a koniec końców też Huncwoci. Zaczął znowu bać się mówić im o swoim stanie, bo wiedział, że mieli w tym czasie wystarczająco dużo własnych problemów. A prawda była taka, że jego problemy były dla nich najważniejsze.

Więc co miał zrobić? Ponownie, jak jakiś czas wcześniej, usiadł pod ścianą, tuląc pluszaka jak najbliżej siebie. Muzyka wcale mu wtedy nie pomogła, przypominała mu jedynie, że kiedyś czuł się znacznie lepiej. Był tak skulony, że praktycznie nie było go widać.

A do dormitorium, dokładnie w tym samym momencie, po raz kolejny wszedł Syriusz. Jak się okazało, szukał swojego chłopaka, na którego widok jego serce się zatrzymało. Lupin wyglądał, jakby był w fatalnym stanie. Miał czerwone od płaczu oczy, do których wciąż wypływały nowe łzy. Jego włosy sterczały na wszystkie strony, a on sam cały czas patrzył w jeden punkt. Black szybko podbiegł do niego i przytulił go mocno do siebie, jakby chciał przejąć cały ból chłopaka do własnego serca. Lunatyk nie powiedział nic, tylko pociągał czasami nosem. Syriusz próbował go uciszyć i uspokoić, więc powoli głaskał jego głowę i szeptał słowa, które miały temu służyć. Oddech wyższego nadal jednak pozostawał nierówny.

Łapa, w przypływie całkowitej bezsilności, ucałował delikatnie głowę Lupina, a oddech chłopaka automatycznie zwolnił.

- Będzie dobrze... - zaczął starszy, cały czas szeptał. - Skończymy szkołę, wyjedziemy gdzieś daleko, kupimy ładny dom... A później, kto wie, może przygarniemy kilka kotów z ulicy...

Na tę myśl się uśmiechnął, a z oczu jego chłopaka przestały lać się łzy.

- Powiedz mi, dlaczego ty zawsze musisz być takim niepoprawnym optymistą?

Black westchnął, przewrócił oczami i pocałował go tym razem w usta.

- Bo ktoś z nas musi. - Tu się zatrzymał, patrząc niemo w przestrzeń przed sobą i nad czymś intensywnie rozmyślając. - Jak tylko skończy się wojna, to zapewne Potter udzieli nam jakiegoś nielegalnego ślubu. O ile jeszcze tego nie zrobił, no wiesz, w święta...

Lupin zaśmiał się, ale już chwilę później jego głowa powróciła do poprzedniego stanu, podczas którego każda nieprzyjemna myśl zdawała się dźgać ostrym nożem wnętrze jego głowy. Wyrwał się z objęć chłopaka i podszedł do okna, patrząc przez nie w taki sposób, jakby jeszcze tego wieczoru miał się skończyć świat. Ale tak się nie stało. Nie wtedy, jeszcze nie.

- Szkoda, że twoje szczęśliwe wizje nie mają żadnego związku z rzeczywistością.

______________________________________

Ja wiem, nie popisałam się, a gdyby tak jebnąć korektę i naprawić tego zjaranego fanfika kiedyś...?

Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to jeszcze dzisiaj wleci kolejny rozdział, albo jakoś na dniach :)

Twój Zapach Mnie Leczy ¦ 𝚆𝚘𝚕𝚏𝚜𝚝𝚊𝚛Where stories live. Discover now