LI

287 31 9
                                    

Następnego ranka jako pierwszy obudził się Syriusz. Było około siódmej, a na zewnątrz było jeszcze zupełnie ciemno. Podniósł głowę i sprawdził, czy wszyscy jeszcze spali. Każdy z nich wyglądał przekomicznie, kiedy leżeli tacy wygięci. Wspaniały widok.

Wstał i pokierował się do kuchi, żeby napić się wody. Śnieg nie miał wolnego - nawet w święta sypał bez przerwy. Zdawało się, jakby biel miała się ciągnąć bez końca. Podobało mu się to; pamiętał, jak jeszcze na Grimmauld Place on i Regulus wychodzili i rzucali się śnieżkami. Pamiętał nawet (a o tym nie chciał pamiętać) jak przy kilkumetrowej warstwie śniegu wyrzucił brata przez okno. Młodszy Black zniknął na kilka minut i nie było po nim śladu. Łapa niemalże dostał zawału, kiedy go szukał. Reg natomiast wyszedł i spokojnie wrócił do domu drugą stroną. Pamiętał też, jak kiedyś podczas zabawy popchnął go na drzwi tak mocno, że przez nie przeleciał, zbijając przez to szkło. Albo wtedy, jak wrzucił brata do głębokiej dziury w ziemi, w której ten później siedział przez dwie godziny, zanim Łapa faktycznie poszedł po rodziców. Mimo tego, jak tragicznie brzmiały te wspomnienia, brakowało mu tego i chętnie dźgnąłby go widelcem jeszcze raz.

- A ty co? - usłyszał za sobą głos Jamesa, który nie miał na nosie okularów, więc niezbyt wiedział, do kogo mówi. Poza tym, że przez dość dużą wadę wzroku niewiele widział, dopiero się obudził, więc wszystko mu się rozmywało. Zresztą było ciemno, bo nie zapalili w domu żadnego światła. Potknął się po drodze o kilka mebli, ale zrobił to tak cicho, że nikogo na szczęście nie obudził. - Tak w ogóle, stary, z kim mam przyjemność, bo chuja widzę?

- Ze mną - odpowiedział bardzo wymownie. - Patrzę przez okno i myślę sobie o moim idiotycznym bracie.

Potter niczym ślepy kret przemknął pod okno, dłonią odpychając się od mebli, by je zlokalizować i w nic nie uderzyć.

- Co, przypomniało ci się, jak się napierdalaliście pokrzywą? Ta historia jest powodem wszystkich moich traum. Merlinie, jak dobrze jest nie mieć rodzeństwa!

Potter gestykulował przy każdym słowie, na dodatek będąc troszkę zbyt głośno, więc Łapa uciszył go dłonią.

- A ty gdzie okulary zgubiłeś?

- Nie wiem, pewnie pod kanapę spadły.

Black się cicho zaśmiał i odłożył szklankę na blat. Spojrzał na przyjaciela, który mrużył oczy, żeby wyjrzeć za okno.

- Sypie - rzucił, a Rogacz odwrócił w jego stronę twarz, która wręcz ociekała sarkazmem.

- Nie pierdol. - Spojrzał mu głęboko w oczy. Po chwili jednak zmienił temat. - Ty i Luniuś, tak na poważnie?

Black odwrócił głowę w stronę ściany, bo wiedział dobrze, gdzie to zmierza. Potter się zaśmiał. Widział, wcześniej, że w oczach Łapy wciąż kręciło się kilka niewyjaśnionych spraw.

- A twój brat wie? Bo rodziców masz gdzieś, ale jemu chyba nie mówiłeś.

- Wie tyle, że bujam się w najlepszym przyjacielu. Ale prawdopodobnie żyje w świadomości, że jestem większym nieudacznikiem niż faktycznie jestem. Muszę mu powiedzieć, ale... Sam nie wiem, nie widzę go przez kilka tygodni i nagle mam mu powiedzieć: 'Hej, właśnie układam sobie życie po tym, jak zostawiłem cię samego w domu z naszymi manipulującymi, traumatyzującymi rodzicami!'? To nie ma sensu...

James powoli wypuścił powietrze i podniósł się, by stać prosto i patrzeć przyjacielowi w oczy. Mimo to spojrzał w dół.

- Z bólem serca to mówię, ale... Jak chcesz to go zaproś dzisiaj. Rodzice się ucieszą, że będą mieć nową mordę do wykarmienia, a ja jakoś wytrzymam jego obecność. Nawet go ostatnio polubiłem, obrabiamy krukonom razem dupy... - Tutaj się zatrzymał, jakby obrzydziło go to, co powiedział. Nie dopuszczał do siebie myśli, że mógłby polubić 'głupiego' brata swojego przyjaciela. No, przynajmniej nie po tym, jak całe życie obaj mówili o nim same złe rzeczy. - I tak jest zjebany i go nie lubię, jakby co. Nie miej wątpliwości.

Twój Zapach Mnie Leczy ¦ 𝚆𝚘𝚕𝚏𝚜𝚝𝚊𝚛Where stories live. Discover now