3. Paella Marinera

68 7 3
                                    


"Ludzki umysł jest zdolny do tworzenia i pojmowania prawd,
o których nie może rozstrzygnąć żadna mechaniczna procedura".
- Kurt Godel.


           Koszmary wróciły. Wspomnienie Abigail, wspomnienie dawnego życia, terapia. Will tonął we krwi, coraz gęstszej, czarniejszej, zmieniającej się w smołę. Jego ciało było zatopione w substancji, nie mógł nawet drgnąć. Po chwili zamiast dreszczy poczuł ciepło. Ściśle otulony ramionami Hannibala, nadal nie mogąc się ruszyć usłyszał ten delikatny ton "Zostań ze mną, Will...". Dotknął drżącą dłonią policzka Lectera zostawiając na nim ślad smolistej krwi. 

Obudził się nagle, biorąc głośny wdech. Leżąc na wznak zacisnął palce na pościeli i dłuższą chwilę wpatrywał się w sufit. Nadal tu był. W domu Hannibala. Will czuł, jak przy każdym nerwowym wdechu jego jabłko Adama drży, a krople potu spływają powoli po czole. Był znów jak zwierzę w zamknięciu. Ale tym razem, chociaż nawet z nożem na gardle by teraz tego nie przyznał, jak zwierzę, które chce dać się oswoić.
A Hannibal był cierpliwy. Tak, zdecydowanie był cierpliwy i zawsze dotrzymywał słowa. Ze spokojem uznał, że Will wyparł silne emocje, które poruszyły go pamiętnej nocy. Nadal wierzył, że jest jedyną osobą, która może uratować Grahama. Przed wpływem innych. Przed światem i przed kokonem, w którym się skrywał. Lectera nie zniechęciło poczucie, że po kroku milowym, który zrobili, doszło do dużego regresu.
Już nie czuł tej desperacji, która w chwilach, gdy była upokorzeniem, mogła popchnąć go do zrobienia czegoś strasznego. 
Wyzbył się tego. Chociaż Bedelia bardzo starała się, żeby zabił Willa. Dał się nabrać, myśląc, że kobieta go rozumie. Nie. Nie rozumiała, rozpaczliwie szukała jego aprobaty i próbowała się zmienić. Ale nie da się zmienić na przekór samej sobie. Nie da się specjalnie dla kogoś, a Bedelia jako terapeutka powinna być tego świadoma. Owszem, William też stał się inny, ale nie dla Hannibala, a przez niego. Uwolnił się z klatki, którą sam dla siebie stworzył.
Czy nie na tym polega idealna relacja? Gdy dwie osoby wyzwalają w sobie nawzajem cechy, które dają im siłę. Które zmieniają ich na lepsze. Nie na lepsze dla świata, a dla nich samych.
Power couple w czystej postaci. Można odnieść wrażenie, że powiązanie Willa z Hannibalem fascynowało też wiele osób dookoła. Nim wyszły na jaw wszystkie zbrodnie, Lecter przyciągał każdego swoją charyzmą, umiejętnością wypowiedzenia odpowiednich słów w odpowiednim czasie otrzymując spodziewany efekt. Wyjątkiem był skryty profiler z FBI. Ich relacja od początku była inna, niezwykła.

- Znowu zły sen? - Will usłyszał głos w progu sypialni
- Obserwujesz mnie gdy śpię? - zapytał marszcząc brwi i podniósł się na łokciach 
- Tylko gdy krzyczysz przez koszmary. Chcesz mi o nich opowiedzieć? - mężczyzna nie ruszył się z z miejsca - Przypuszczam, że omówienie ich, może przynieść ulgę. Twoja terapia...
- Widzisz do czego mnie doprowadziła ta "terapia"? - wycedził przez zęby patrząc gdzieś w bok, a Lecter odpowiedział dopiero po chwili
Naturę można ukryć, czasem zwalczyć, rzadko stłumić. Francis Bacon. Był wybitnym filozofem dobry odrodzenia i baroku - Hannibal wziął jabłko z misy stojącej na małym, wysokim stoliku i zawiesił na nim wzrok - Caravaggio tworzył w tych czasach. Znasz jego obraz Dawid z głową Goliata? - zapytał i mówił dalej nie dając Willowi szans na odpowiedzenie. Sam Will był już przyzwyczajony do anegdot i wtrąceń mężczyzny. Zazwyczaj były metaforycznym nawiązaniem do tematu rozmowy - Malarz ten nieumyślnie zabił młodego mężczyznę. Po tym incydencie musiał uciec z Rzymu. Niewiele później, w Neapolu namalował ten obraz... Umęczona twarz Goliata jest uznawana za autoportret malarza. Pokazał stan swojej psychiki, poczucie klęski... upadku. Dawid natomiast jest symbolem sprawiedliwości. Na jego mieczu widnieje łacińska sentencja,  Humilitas occidit superbiam... Pokora zabija pychę. 
- Który z nas jest Goliatem..? - Will zapytał patrząc mu w oczy, jakby miał to być wyrok, lub wskazówka, co z czasem może się wydarzyć.
- Zależy jak na to spojrzysz. - odpowiedział jak zwykle, wyraźnie ucinając zdanie i odłożył jabłko - Możemy być którymś z nich razem. Przyniosę śniadanie. 
- Nie trzeba, sam przyjdę.. 
- Pamiętaj, ubrania masz w szafie. Starałem się trafić w twój gust. Część koszul jest w kratę i w przygaszonych barwach. Chociaż polecam ci śniadanie w szlafroku, a następnie kąpiel. Musisz zadbać o swoje rany. 
Powiedział i wyszedł z sypialni. Will wstał i wybrał zestaw na ten dzień. Każda z koszul na karku miała małą metkę z inicjałami "W. G.". Hannibal przygotował dla niego wszystko. Zostawił ubrania w łazience przydzielonej do sypialni i w szlafroku, z grymasem na twarzy poszedł do salonu.
Hannibal uśmiechnął się widząc ten wyraz twarzy. Wiedział, że mężczyzną targa mieszanina odczuć względem całej sytuacji. Postawił na stole dwa talerze z jajecznicą i przystrojonymi kanapkami. 
- Wybrałem na dzisiaj proste śniadanie. Czasem mam wrażenie, że wyszukane potrawy ci przeszkadzają.
- Po prostu wolę wiedzieć, co jem. Jeśli wiesz, co mam na myśli. 
- Nigdy nie powiedziałeś o żadnym moim daniu, że było niesmaczne.
- Gdybym wiedział...
- Wiedza nie zmieniłaby smaku potrawy. 
Will rozchylił usta, ale tylko uśmiechnął się kiwając głową. Zaczął jeść. Nawet jajecznica zrobiona przez Hannibala smakowała inaczej. Lepiej. Ale teraz przecież nie mógł powiedzieć, że jest smaczna. Po kilku kęsach wypił łyk herbaty, a gdy skończył, Hannibal położył dłoń na jego dłoni i lekko się zbliżył.
- Niedaleko jest rzeka. Może chcesz powędkować? 
- Słucham? - spojrzał w oczy Hannibalowi, ale jego ręka nawet nie drgnęła - Po tym wszystkim mam po prostu iść na ryby? A jeśli nas znajdą? Na pewno Jack już nas szuka... Cały świat nie przestał istnieć, czas nie zatrzymał się dlatego że jesteśmy tutaj - syknął zestresowany.
- Nie musisz się obawiać, Will. Powiemy, że nie dałem ci wyboru - założył kosmyk włosów za ucho mężczyzny, zauważając, jak ten zerknął na jego usta. Po tym, Hannibal odsunął się i poprawił krawat - Zdecydujesz po kąpieli. Tapicerka na meblach nadaje się do posiadania jakiegoś psa. 
- Chciałbym jedynie swoje psy...
Hannibal spojrzał na niego, jakby przyjął to do wiadomości. Wstał i zabrał talerze od razu kierując się do kuchni.
Will po kąpieli wyszedł ubrany z sypialni z mokrymi włosami, szukając wzrokiem Hannibala, który szkicował w rogu salonu przy biurku. Gdy ten go zauważył, wskazał na pudełko stojące przed nim. Gdy Graham trochę niepewnie podszedł wziął je do ręki.
- Co to?
- Sam zobacz.
- Hm? - jego kącik ust od razu się uniósł, nad czym nie mógł zapanować, widząc flakonik wody kolońskiej - Mówiłeś, że ten zapach jest okropny.
- Nadal tak uważam - powiedział Lecter przestając szkicować - ale ty go lubisz. Przyzwyczaiłem się, poza tym nie przyćmiewa naturalnego zapachu twojej skóry - po tych słowach wrócił do rysowania. Will pokiwał głową i odchodząc użył perfum, na co Hannibal podniósł głowę i wlepił wzrok na chwilę w jego plecy. 



Will w końcu zaczął rozglądać się po domu. Wcześniej bywał jedynie w sypialni, kuchni, łazience i salonie, który pełnił rolę jadalni, gabinetu i miejsca do odpoczynku. Stało tam też fortepian, przy którym pili wino. Tym razem zajrzał do jednego z pokoi. Najwyraźniej był to pokój gościnny, mniejsza sypialnia. Czyli Hannibal oddał mu swoją. W tym pomieszczeniu stał duży regał z książkami, o psychologii, historii malarstwa i wiele tytułów w innych językach. Tam była też łazienka. Następne pomieszczenie było zamknięte na klucz. Graham przez chwilę szarpał za klamkę, ale bez skutku. Wtedy pojawiła się galopada myśli i obaw. Co tam jest ukryte. Albo kto... Willa zemdliło i zaczął szukać Hannibala w domu i poza nim, pierwszy raz opuszczając budynek. Nigdzie nie było ani jego ani auta. 
Wtedy Will to zauważył. Plamę krwi, przypominającą skrzydła. Nigdzie indziej nie było widać śladów, był pewien, że ten został pozostawiony przez Lectera celowo. Próbował uspokoić oddech, czując gulę w gardle. Coś, co wcześniej pomogło mu uwolnić się z niewidzialnego kokonu, teraz zaczęło go przytłaczać. Pierwszy raz wrócił do tamtych wspomnień i zrobił kilka kroków w tył czując jak trzęsą mu się ręce.
- Wil... - Hannibal zawołał ale widząc, że ten nie zareagował, podszedł szybko bliżej i powiedział bardziej stanowczym, ale jednocześnie ciepłym tonem - Will, słyszysz mnie? Jestem tutaj - gdy stanął obok, Graham spojrzał na niego wystraszony - Spokojnie - położył dłoń na jego karku i przełknął ślinę - Nie myśl o tym, co czujesz teraz. Przywróć wspomnienie tego, jak czułeś się w tamtej chwili, Will.
- Nie mogłem cię znaleźć... - powiedział drżącym głosem - Tamten zamknięty pokój...
- Spokojnie - Hannibal zerknął w stronę domu upewniając się, że tamte drzwi pozostały zamknięte - już jestem. Nie zostawię cię.
Will uniósł wzrok na mężczyznę i zaczął się uspokajać. Nie rozumiał swojej reakcji. Przecież równie dobrze mógł wykorzystać ten moment, uciec gdziekolwiek, dalej od tego miejsca. A mimo to, poczuł ulgę, gdy Hanibal wrócił. 
- Może obejrzyj telewizję, lub weź jedną z książek? Przygotuję nam kolację.
- Nie chcę zobaczyć swojego zdjęcia w wiadomościach... - Will westchnął cicho i nieco zawstydzony całą sytuacją odwrócił się na pięcie by wrócić do domu i położyć się na kanapie. Hanibal cicho westchnął, wrócił do auta po zakupy i poszedł do kuchni. 

Will po godzinie, czując zapach rochodzący się z kuchni, usiadł przy stole. Było to trochę dziwne, wpisane w plan dnia. Nie był to hamburger zjedzony na kanapie przy filmie. Spojrzał w stronę kanapy i przewrócił oczami do swoich myśli. Hannibal zapewne przez tydzień czyściłby tapicerkę gdyby spadła na nią chociaż kropla sosu. Trochę go to rozbawiło, tak samo jak próba wyobrażenia sobie mężczyzny jedzącego fast food. Zapewne jego podniebienie uznałoby to za zniewagę. 
- Widzę, że masz lepszy humor, Will. Cieszy mnie to - Hannibal postawił dwa talerze, a Graham przyłożył dłoń do ust by się nie zaśmiać. Lecter lekko zdezorientowany usiadł przy stole i nalał wino do kieliszków - Uznałem, że na kolację podam owoce morza. Może dzięki temu zjesz posiłek bez obawy, czym jest.. Paella marinera. Ryż barwiony szafranem ze świeżymi owocami morza.
- Smaczny... - powiedział Will po spróbowaniu i spojrzał na Hannibala. Zauważył, że owoce morza nie są jego ulubionym tematem. Nie miał do tego dania żadnej anegdoty, czy opisu, jak została przez niego przygotowana.
Dopiero po chwili, gdy Lecter wziął kolejny kęs, dopowiedział.
- To danie jest powszechnie uważane za afrodyzjak.
Po jego słowach Will chrząknął przełykając jedzenie i szybko popił dwoma porządnymi łykami wina. 

Murder Husbands [Hannigram PL]Where stories live. Discover now