10. Vanilla

41 4 0
                                    

 Amare humanum est, humanum ignoscere est.
(Rzeczą ludzką jest kochać, rzeczą ludzką jest przebaczać)
-
sentencja łacińska 



Hannibal czekał, aż Will wróci znad rzeki, po tym gdy niemal od razu po śniadaniu zabrał wędki, Winstona i poszedł. Lecter postanowił zabić czas marynując warzywa, które planował upiec do ryb, które, zapewne, będą dzisiaj na obiad. Poczuł jak coś mu się ociera o nogę. Spojrzał w dół
- Max..? - powiedział imię psiaka i zawiesił na nim na chwilę wzrok. Widząc błagalne spojrzenie zwierzęcia, sięgnął do lodówki i odkroił kawałek kiełbasy - Masz. A teraz uciekaj z kuchni - po tym mężczyzna trochę nieporadnie wyprowadził psa z pomieszczenia, poprawił koszulę i dokończył przygotowywanie warzyw.
Gdy skończył, usiadł z książką przy kawie. 
Minęła kolejna godzina.
Zaczął szkicować, próbując zając czymś myśli.
Sprawdził godzinę i spojrzał na Maxa, jakby czekał, aż leżący na dywanie pies da mu znak do działania. 
 W końcu kanibal wstał, założył buty i marynarkę. Nerwowo poprawił guziki w mankietach, ale gdy wyszedł z domu, zobaczył idącego w jego stronę Willa z psem.
Wziął głęboki wdech, czując ulgę. Starał się nie być przewrażliwiony na tym punkcie, ale w żałosny dla siebie sposób bał się, że któregoś dnia jego były pacjent nie wróci.
- Już miałem iść cię szukać, Will. 
- Hm? - podszedł bliżej, a Hannibal zrobił krok w tył z wyraźnym grymasem na twarzy, wywołanym zapachem błota i ryb - Mówiłem że idę na ryby - uniósł wiadro z dwiema dużymi zdobyczami - Zajmę się nimi tylko najpierw muszę się umyć.
- Chcesz... prać te ubrania? 
- Tak..? Zawsze tak robię z brudnymi ubraniami..? - Will uniósł ramiona marszcząc brwi 
- Postaraj się.. Nieważne. Dobrze, że wróciłeś - mężczyzna się uśmiechnął, ale gdy chciał mimo zapachów, zbliżyć się, Graham od razu szybkim krokiem wszedł do domu i poszedł się odświeżyć. Gdy po dłuższym czasie wyszedł z łazienki, poszedł do kuchni i zajął się rybami. Co jakiś czas nerwowo zerkał w stronę wejścia do kuchni, ale tylko kilka razy zaglądały tam psiaki. Zanim zaczął smażyć rybę, w końcu pojawił się Hannibal. Bez słowa podwinął rękawy koszuli i wyjął z lodówki warzywa, a z szafki naczynie żaroodporne, które nasmarował kilkoma rodzajami oliwy. Zgrabnie minął Willa by sięgnąć po przyprawy, których wcześniej nie mógł dodać, by nie zdominowały smaku.
Graham zerkał w jego stronę, na jego dłonie, sprawnie przygotowujące dodatki do dania głównego. Dziwne ciepło spłynęło na jego policzki, gdy mimowolnie przypomniał sobie ich dotyk. Chrząknął odganiając myśli i zaczął smażyć rybę, gdy warzywa były już w piekarniku. 
- Pachnie przyjemnie - Hannibal zaczął rozmowę
- Czasem i ja potrafię coś ugotować - mruknął cicho i poprawił jeden z kawałków ryby 
- W to nie wątpię. Wiesz, Will... Odnośnie tego...
- Cholera! - Graham syknął z bólu, gdy kropla rozgrzanego oleju trafiła na wierzch jego dłoni przez nieuwagę
- Czekaj... - Hannibal szybko zmniejszył ogień pod patelnią, chwycił dłoń przyjaciela i odkręcił zimną wodę, by schłodzić poparzoną skórę - Mam specjalną maść...
 - Nie trzeba - brunet odwrócił wzrok lekko skrępowany - nic mi się nie stało... - czuł jak serce zaczyna mu szybciej bić, gdy Hannibal stał tak blisko, trzymając jego rękę. 
- Musisz bardziej uważać - przełknął ślinę i wyciągnął dłoń, by założyć kosmyk włosów mężczyźnie za ucho. Przesunął palcami po jego szyi i uśmiechnął się widząc gęsią skórkę.
- Już... Już wystarczy, muszę pilnować ryby - odsunął się nerwowo i mimo, że nadal czuł ból po poparzeniu, dokończył robienie obiadu. Chociaż teraz ze względu na porę była to obiadokolacja.
Chciał już przełożyć rybę na talerze, na których czekały warzywa, ale Hannibal go powstrzymał. Will przewrócił oczami mając ochotę już rzucić tą patelnią. Przecież to normalna, smażona ryba. Ludzie tak jedli i jedzą. W takich kwestiach, szczególnie czując burczenie w brzuchu, Graham miał ochotę znów nasłać kogoś na Hannibala. 
- Nie... Nie chcemy mieć całego tłuszczu na talerzach - kanibal wyjął dwie specjalne ściereczki i ułożył na nich rybę - za chwilę wchłoną nadmiar tłuszczu... - znów stał blisko Willa. Czuł już irytującą frustrację przez te uniki - jak dłoń?
- Prawie nie boli, to nic takiego... nie musisz się tak o mnie martwić.. Jeszcze niedawno chciałeś mi rozkroić czaszkę - wycedził przez zęby - to spora różnica. 
- Tak. Dużo się zmieniło - Hannibal zmienił ton i pewnym ruchem uniósł rękę by dotknąć policzka Willa - doskonale to wiesz. 
- Ja... - stojąc tyłem do szafek, oparł dłonie o blat i nerwowo oblizał usta
- Nie musisz się tego wstydzić- Lecter zrobił krok w przód by stać jeszcze bliżej Willa. Szukał z nim kontaktu wzrokowego, ale miał wrażenie że to jest niemożliwe. Przesunął kciukiem po jego ustach, zauważył ich lekkie drżenie i delikatny ruch jabłka Adama, gdy brunet przełknął ślinę próbując się uspokoić - I nie musisz się mnie bać.
- Nie boję się ciebie - warknął, ale odgłos ten wszedł w wyższy ton, gdy jęknął pod wpływem dotyku Hannibala, który zjechał dłonią na jego szyję - Ja tylko...
- Tak, Will? - teraz dzieliły ich centymetry, a kanibal uśmiechnął się, widząc, jak Graham walczy z uczuciem przyjemności - Dzisiaj w nocy... - zbliżył się, muskając nosem o jego nos - Ty...
- Możesz... Nie komentować? Poza tym...
W końcu uniósł wzrok, ale gdy ich spojrzenia się spotkały, nie był już w stanie wydusić z siebie słowa. Przycisnął się do szafki tak bardzo, że prawie na niej siedział, jakby próbował sam siebie oszukać, że chce uniknąć tej konfrontacji. Hannibal spojrzał na usta mężczyzny, teraz w świetle i bez uczucia senności. Chciał pocałować Willa w policzek, ale dostrzegł, że ten, pomału znów się poddając, ruszył głową tak, by ich usta się spotkały. 
- Hannibal...
Wyszeptał jego imię, ale znów chciał się odsunąć. Wtedy Hannibal go pocałował. Tak samo jak poprzednim razem, z całą czułością i namiętnością. Zacisnął dłoń mocniej na karku Willa, który odpowiadał na pocałunki, do momentu, gdy musiał złapać oddech. Kanibal uśmiechnął się rozchylając usta, zabrał dłoń i zaczął pieścić ustami szyję mężczyzny. 
Brunet westchnął cicho, nie mogąc powstrzymać galopady myśli, które próbowała zwalczyć jego odwieczne pragnienie akceptacji i bliskości. Nie musiał opowiadać psychiatrze o trudnym dzieciństwie, by ten doskonale znał jego potrzebę. To przy nim, przy Hannibalu, czuł się sobą, nawet jeśli oznaczało to odsłonięcie cech, które kiedyś go przerażały. Na usta cisnęło mu się jedno pytanie. Chciał wiedzieć, w którym momencie to się zaczęło. Jednak wtedy dotarło do niego, że Lecter zaczął powoli rozpinać guziki w jego koszuli.
- Chcesz sprawdzić, czy nadal mam ogromną bliznę na brzuchu? - ostatecznie to było pytaniem, które padło z jego ust. 
- Jesteś strasznie uparty, Will. 
- Tak samo ty byłeś uparty, gdy chciałeś mnie zniszczyć i próbowałeś zabić. Dwa razy. Trzy - zmarszczył brwi i nerwowo skinął głową - Albo nie wiem ile razy. Zależy czy liczymy własnoręczne próby czy...
- Amantium irae amoris integratio - Hannibal uniósł wzrok i na chwilę przestał rozpinać ostatnie guziki, nadal trzymając materiał w dłoni. Po przytoczeniu tej sentencji był wyraźnie zadowolony z siebie, jakby czekał na odpowiedni moment, by móc to powiedzieć. Widząc wyraz twarzy Willa, któremu zbierało się na kolejną złośliwość, podał znaczenie tych słów - Gniewy kochanków są spoiwem miłości, kłótnie kochanków umacniają ich miłość. 
- C..o... - Will skrzywił się, jakby usłyszał ripostę i zamilkł zaciskając szczękę, gdy Lecter rozpiął jego ostatni guzik. Mimo że już wcześniej gdzieś między wierszami Hannibal mówił o uczuciu, mimo że Bedelia, co prawda w zawoalowany sposób, też potwierdziła o tej fascynacji, nadal dla Grahama było w tym coś dziwnego.
Otworzył usta i uniósł brwi robiąc głośny wdech, gdy Hannibal zaczął składać delikatne pocałunki na jego obojczykach i torsie. Przygryzł wargę i próbował wmówić sobie, że tego nie chce, że przecież ryba wystygnie.
- ...wystygnie - powiedział na głos trochę niekontrolowanie - Jedzenie... Wystygnie...
- Czy mam... - Lecter mówił schodząc powoli z pocałunkami niżej - czy mam przestać? Powiedz. A się odsunę. 
Mówiąc to, klęknął na jednym kolanie i spojrzał w górę na Willa, który już sam nie wiedział, co robić. Ale znów to poczuł. I na pewno nie umknęło to uwadze Hannibala, który uśmiechnął się na ten rodzaj "reakcji" i zawstydzoną minę swojego byłego pacjenta.
Przesunął palcami po bliźnie, by po chwili delikatnie pocałować ten ślad na skórze ukochanego. Sam próbował nad sobą zapanować, zachować spokój, skoncentrować się tylko na tym, by Will czuł przyjemność. Wtedy chwycił ustami wybrzuszenie w spodniach Grahama, który głośno jęknął zaskoczony. 
- Co?! - znów jęknął, a jego okrzyk był irracjonalny, w chwili gdy cały czas obserwował sytuację. Miał ochotę wpleść palce w idealni ułożone włosy Hannibala. Zacisnął dłoń na brzegu blatu, a drugą już uniósł, ale tylko przełknął ślinę i mimo przyjemnych dreszczy próbował się odsunąć - Jesteśmy w kuchni - mruknął 
- W kuchni można.. jeść, prawda? - Lecter powiedział z uśmiechem 
- P... Przestań, ja nie jestem.. Ja... Cholera. - Will wydukał i zdecydowanym ruchem odsunął się i wyszedł z kuchni, po drodze zabierając swój talerz. Poszedł do swojej sypialni i zamknął drzwi. 
Hannibal wstał i poprawił koszulę, po czym spojrzał na swoją porcję. Mimo wszystko widział, że Will broni się znów przed samym sobą i swoimi emocjami. Lecter żałował, że ich relacja pacjent- psychiatra przestała istnieć. Wiedział, że nie ma na niego już takiego wpływu jak wcześniej, że nie może już pokazać mu różnych dróg i obserwować, co dalej się wydarzy. Był zdany na moment zaskoczenia, na to, co Graham sam wymyśli. W każdej chwili mógłby znów stracić stabilność emocjonalną. Nie wiadomo jak wtedy by się wszystko potoczyło. 

Kanibal zjadł kolację w samotności w akompaniamencie klasycznej muzyki, której dźwięk rozchodził się z gramofonu na całe pomieszczenie. Nawet na zimno to jedzenie było całkiem smaczne, chociaż mężczyzna zajęty był rozmyślaniami. Dopuścił do siebie myśl, że być może Willa blokuje myśl o tym, że mógłby być innej orientacji. Mogło też chodzić o brak doświadczenia, lub obawę przed czymś nowym. Dla Hannibala nie było to żadne novum. We Włoszech, w latach młodości miał kochanka, a później jeszcze kilku. Z żadnym z nich nie łączyły go głębsze uczucia, ale miał dzięki temu pewne doświadczenie. Pojęcie miłości, cielesność, to zawsze było problematyczne u Lectera. Dopiero przy Willu odkrywał głębsze uczucia, przez co sam w tej kwestii bywał nieporadny (jeśli nieporadnością można nazwać chęć zjedzenia mózgu swojego ukochanego, za namową własnej psychiatry).
Po jedzeniu posprzątał kuchnię i zasiadł do szkicownika, rysując znów Grahama. Po kilku szkicach wziął prysznic i ubrany w piżamę, stanął przy drzwiach sypialni Willa i wahał się przez chwilę, co powinien zrobić. W tym czasie gromadka psów zaczęła się też tam kręcić, chcąc spać w pokoju swojego właściciela.
Gdy już chciał otworzyć drzwi, Will zrobił to pierwszy, a jego oczom ukazał się Hannibal w towarzystwie psów. Zupełnie jakby wszyscy razem czekali, aż zostaną wpuszczeni do sypialni. Zapewne w innych okolicznościach Graham parsknąłby śmiechem, chociaż i tam ta scenka wydała mu się komiczna. Psiaki przemknęły przy jego nogach, a wtedy otworzył drzwi szerzej i odwrócił się na pięcie wracając do łóżka, dając tym samym do zrozumienia Lecterowi, że może wejść. W pokoju panował już półmrok, a jedynym źródłem ciepłego światła była mała, zdobiona lampka.
Położył się na boku i okrył kołdrą, pokazując, że nie będzie żadnej rozmowy. Po chwili poczuł, jak Hannibal obejmuje go silnym ramieniem.
- Will... - wyszeptał całując go za uchem i przesunął dłonią po jego policzku 
- Nie mam dzisiaj siły na żadne rozmowy. Tym bardziej na terapię. Znam ten ton - przekręcił lekko głowę i mruknął - skończyłem z terapiami. Wszystkimi. 
- Rozumiem... - Hannibal odpowiedział lekko rozbawiony i znów pocałował delikatną skórę Willa, który lekko się zawiercił 
- Nie wpuściłem cię po to, żebyś...
- Mam przestać? - zapytał sunąc dłonią po torsie Grahama w dół - Możemy iść spać. 
- Przestań ciągle mówić - warknął, chociaż poczuł się idiotycznie po swoich słowach. Chciał coś dodać, ale wtedy Lecter skubnął ustami płatek jego ucha.
Will cicho jęknął i zmrużył oczy. Hannibal poczuł, że brunet pod wpływem dotyku przestał być tak spięty. I miał rację. Graham nie mówił już nic. Zupełnie jakby w swoim pojęciu wyraził niezadowolenie, tak dla zasady, a teraz mógł już czuć się swobodnie. 
Kanibal wsunął dłoń pod jego koszulkę i palcem przesunął po jego sutku. Wtedy usłyszał słodki jęk, nad którym mężczyzna nie potrafił zapanować.
- Hannibal... - Will wyszeptał jego imię i przygryzł wargę prawie do krwi, gdy poczuł ciepłą dłoń sunącą po jego brzuchu w dół do bokserek. Gdy palce Lectera wsunęły się pod gumkę bielizny, Graham złapał go za nadgarstek, próbując zapanować nad drżeniem swojego ciała. Przez dłuższą chwilę nie wiedział co ma zrobić. Kalkulował? Wahał się, ale fala gorąca zalewała jego ciało. Zacisnął powieki i puścił dłoń mężczyzny, by po chwili poczuć ją na swojej męskości.
Hannibal starał się być delikatny, nie przestawał całować karku i szyi Willa, który próbował schować twarz w dłoniach. Wtedy znów głośno jęknął, a Lecter podniósł się lekko, by go pocałować. Ku jego zaskoczeniu, Will od razu intensywnie odpowiedział na ten pocałunek i ruszył biodrami.
Gdy musiał złapać oddech, Hannibal przerwał pieszczoty i szarpnął go lekko za ramię, by ułożył się na plecach. Spojrzał na bruneta napawając się tym widokiem. Wielokrotnie szkicował ten wyraz twarzy, jednak jedynie z wyobrażeń, a teraz... miał ten obraz przed sobą. Poczuł mocniejsze bicie serca i zsunął kołdrę. Wtedy obserwując Willa i czekając na ewentualny sprzeciw, zaczął zsuwać mu bokserki. Mężczyzna jedynie zasłonił oczy przedramieniem i wbił głowę mocniej w poduszkę. Nie był w stanie nic mówić. Pogodzony nie tylko z sytuacją, co często miało miejsce w ich relacji, ale też pogodził się ze swoimi pragnieniami. Z jego ust uciekł głośny jęk, gdy poczuł język i usta Hannibala na swojej męskości. Przygryzł pięść i zmarszczył brwi próbując nie robić hałasu. Po chwili odważył się spełnić małą fantazję, która siedziała mu w głowie przez ostatnie dwie godziny i zerkając w dół, wplótł palce we włosy Hannibala delikatnie unosząc biodra. Wtedy już nie był w stanie powstrzymać swoich ochrypłych jęków.
- Nie wytrzymam... - ostrzegł Hannibala, ale ten się nie odsunął, a zaczął intensywniej go pieścić.
Will zacisnął palce stóp i uniósł biodra dochodząc w ustach mężczyzny z głośnym okrzykiem, czując kilkukrotną falę dreszczy. Zamknął oczy próbując uspokoić oddech, a Hannibal ułożył się przy nim na boku, nie odrywając od niego wzroku. Nadal nie widząc nic, Will naciągnął bokserki. Odwrócił się w stronę Lectera i oparł czoło o jego tors. 
Teraz Graham miał już pewność, że nie ucieknie jutro od rozmowy.

Murder Husbands [Hannigram PL]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora