11. Cardamon

48 5 0
                                    

Wojna i konflikt między przeciwieństwami
stanowią odwieczną zasadę wszechświata.

- Heraklit.



Hannibal otworzył powoli oczy. Nie był pewien, czy Will nadal śpi, czy tylko udaje. Nie dumając nad tym zbytnio, przez dłuższą chwilę, z nieschodzącym z ust uśmiechem, gładził mężczyznę po plecach. W tamtej chwili próbował zrozumieć swoje odczucia. Czym to wszystko było. Co ma zrobić teraz, gdy są tak blisko siebie, gdy już ta gonitwa i burze emocji się skończyły. Wizja, którą miał na początku, legła w gruzach już kilka lat temu. Zmarszczył brwi, gdy zaczął się zastanawiać na ile różniło się to od tego, w czym żył Will przez ostatnie trzy lata. Czy nie jest to jedynie improwizacja, "zabawa w dom", po tym, gdy wszystko zostało zniszczone tamtej nocy w kuchni w jego mieszkaniu.
Skrzywił się, bo nigdy nie dopuszczał do siebie tego typu myśli. To dość oczywiste, w końcu jego ego nie pozwalało na takie emocje, przecież zawsze był ponad to, zawsze był lepszy od innych, zawsze pół kroku przed każdym.
Prawie każdym.
Szybkim ruchem zabrał dłoń, a wtedy Graham drgnął zdradzając fakt, że już nie śpi. Wyraz jego twarzy, gdy miał sam do siebie pretensję, że został na tym przyłapany, rozczulił Hannibala na tyle, że wszystkie złe myśli minęły. Znów przekręcił się na bok i gładząc policzek Willa, zbliżył usta do jego ust. 
- Wyspałeś się..? - wyszeptał i już chciał go pocałować, ale Will otworzył oczy szybko się przeciągając, tak, że lekko pacnął Lectera w twarz
- Huh... wybacz.. Niech zgadnę, jest poranek, a ty już nie śpisz od dwóch godzin i się na mnie gapisz - mruknął i podniósł się do siadu pocierając twarz dłońmi. Hannibal zastanawiał się chwilę czy ten cios w twarz był zamierzony czy przypadkowy - pójdę zrobić kawę. Może ten telewizor zadziała teraz bez problemu i... 
- Will...
- Jestem ciekaw, jak sprawa Amora. Zdecydowałeś już kied..
- Will.
- Muszę się napić kawy i... - znów zignorował słowa Hannibala i już chciał się podnieść, ale poczuł gwałtowne szarpnięcie za ramię aż usiadł spoglądając przez ramię na kanibala - Co robisz?
- Aż tak zawstydza cię to, co stało się w nocy?
- Czy możemy... Możemy po prostu o tym nie mówić? - wycedził każde słowo marszcząc brwi ze swoim typowym grymasem. Być może to była prawda. Może faktycznie ten rodzaj bliskości go krępował. Jednak musiał przyznać sam przed sobą, że się na to zgodził, a teraz nie mógł powstrzymać przyspieszonego oddechu, bo poczuł oddech na karku. Przymknął oczy na krótką chwilę i po głębokim wdechu pokiwał głową - Zrobię tą kawę...
- Will...
- Przestań powtarzać moje imię, bo to robi się dziwne... - wycedził i szybko wstał, dopowiadając w głowie, że chyba dziwne to było już od pierwszego spotkania. 
Gdy szedł do kuchni, wszystkie psy poza Winstonem powędrowały za nim do kuchni. Gdy dał im jeść, zerkał w stronę swojej sypialni, bo myślał, że Hannibal do niego dołączy, ale bezskutecznie. Po kilkunastu minutach, czując dziwną irytację poszedł do pokoju. Już chciał wejść i coś powiedzieć, ale zatrzymał się w  progu i próbował powstrzymać głupkowaty uśmiech widząc jak Lecter głaska zadowolonego Winstona. Sam z resztą wydawał się równie zadowolony co psiak, w zupełnie swobodny i naturalny sposób. Will pokiwał głową i przygryzł wargę wycofując się do kuchni, ale, co dość oczywiste, w życiu by nie przyznał, nawet z pistoletem przy skroni, że ten widok go rozczulił. W końcu jak kanibal, nawet z psiakiem mógłby wzbudzić jakiekolwiek emocje. 
Hannibal spojrzał w miejsce, gdzie chwilę wcześniej stał Graham i lekko zmieszany, mając świadomość, że chwilę wcześniej tu był, przestał głaskać Winstona i poprawił piżamę. Gdy wstał z łóżka, wziął szybki prysznic i w samym ręczniku poszedł do swojej sypialni, co nie umknęło uwadze Willa, który niósł tosty na stół. Szybko uciekł wzrokiem i ustawił wszystko na stole. Gdy Hannibal wrócił, ubrany w spodnie i koszulę, spojrzał na Willa, który był już w połowie posiłku

- Nie zaczekałeś na mnie? 
- Jak widać - wypił łyk kawy nie patrząc na mężczyznę - a czy powiesz mi w końcu co jest za tamtymi zamkniętymi drzwiami? 
- Hmm? Już myślałem, że zapomniałeś - Hannibal zaczął jeść a na jego ustach pojawił się ten lekko głupkowaty uśmiech, gdy był z siebie aż zbyt zadowolony, co zawsze stresowało Willa - Później ci pokażę.
- Wolałbym wiedzieć zanim się zdecyduję jechać z tobą gdzieś dalej - warknął, a Lecter uniósł wzrok zdziwiony
- Coś się zmieniło? Mówiłeś, że...
- Czy możesz nie czepiać się jakiś słówek? Chcę wiedzieć. Mam dosyć twoich niespodzianek - nerwowo pokiwał głową, a może w mniej napiętej atmosferze i w innych okolicznościach powiedziałby głośno, że Hannibal jest niczym kot, który przynosi "prezenty" - Nie liczysz się ze mną. Jestem tutaj jak..
- Jak kto? - mężczyzna odstawił kubek kawy lekko oblizując usta i przesunął językiem po zębach - Masz kluczyki, auto stoi, masz nawet swój pokój... a mimo to - uniósł dłoń, widząc, że jego były pacjent już chce sypnąć jakąś kąśliwą uwagą i mówił dalej - A mimo to zostałeś i śpisz ze mną w jednym łóżku, Will. Masz może na to jakieś wyjaśnienie? Bo nie zauważyłem u ciebie syndromu Sztokholmskiego. 
- A gdybyś zauważył? 
- Hah... - zaśmiał się lekko i spojrzał Grahamowi prosto w oczy - wtedy to wszystko nie sprawiałoby mi takiej przyjemności. 
- Tobie? 
- Tak - Hannibal już lekko znudzony nie dał mu dokończyć - a mi sprawia przyjemność sprawianie przyjemności tobie - uśmiechnął się widząc jak jego ukochany nie wie gdzie podziać wzrok, na dodatek nerwowo chciał poprawić okulary, których nie miał - Coś jeszcze chciałbyś wiedzieć? 
- Widziałem że znaleźli nowy trop Amora - palnął, a Lecter przez chwilę zastanawiał się czy to prawda, czy może blef, byle zmienić temat - Ale Jack nadal potrzebuje pomocy. Dlatego...
- Nasze nowe miejsce już jest przygotowane. Mimo wszystko musisz pamiętać, że nasi przyjaciele stali się naszymi wrogami. Chociaż... - zawahał się przez chwilę - Zaniechali poszukiwań. Prawie każdy ma poczucie długu wdzięczności. 
- Idę na spacer z psami.
- Pójdę z tobą.
- Poradzę sobie sam. 
- Will...
- Dobrze, już dobrze, cholera... - warknął i poszedł założyć kurtkę i buty. 
Przez prawie cały czas Will ganiał za psiakami lub narzucał losowe tematy. Chociaż w pewnym momencie przerodziło się to w kolejną swobodną rozmowę, podczas której wiele razy się zaśmiał, już nie blokując się poczuciem, że nie powinien. Już bez poczucia zabawy w kotka i myszkę. W drodze powrotnej czuł się już zupełnie swobodnie, co nie umknęło uwadze Hannibala, który podzielał to uczucie. Gdy byli już niedaleko domu, kanibal klęknął żeby zasznurować swój but, a wtedy Winston myśląc, że to zabawa skoczył na niego i zostawił błotnisty ślad łap na spodniach mężczyzny. Wtedy uśmiech zszedł z twarzy Willa, ale wrócił niemal w tej samej chwili, gdy Hannibal karcąco pomachał palcem na psiaka, jednocześnie nie kryjąc rozbawienia. Ten spacer był czymś zupełnie abstrakcyjnym, dającym poczucie że mimo wszystko nadal są po prostu ludźmi, chociaż w teorii było to oczywiste. 

- No cóż, będę musiał dzisiaj zrobić pranie... Całe szczęście że wszystkie garnitury które tutaj mam nadają się do prania w pralce. Nie muszę szukać pralni i... - spojrzał na Grahama, który nie mógł powstrzymać śmiechu - Echh chodź... - klepnął go w ramię, gdy szli z górki do drzwi domu - ale teraz psy mają zostać na zewnątrz póki błoto nie... 

Nie dokończył mówić, gdy całą gromada przepchnęła się przed nimi w drzwiach i wbiegła do środka. Will śmiał się w głos widząc minę Hannibala i ślady łap na jasnym dywanie, aż musiał oprzeć dłoń o futrynę.
- Ich miski... hahaha... są w kuchni, te z wodą... dlatego... - nie przestawał się śmiać wchodząc do domu i obserwując wszystkie nowe ślady zniszczeń - Jak dobrze że niedługo stąd uciekamy... Haha, posprzątam to za chwilę, ale... - odwrócił się na pięcie i wziął głęboki wdech, widząc jak blisko niego jest Lecter - Hannibal...
Wyszeptał jego imię a wtedy, pod wpływem chwili, ciężko było stwierdzić, który to zaczął, ale ich usta spotkały się w namiętnym pocałunku. Will nawet przez chwilę nie pomyślał o ucieczce, położył dłoń na karku mężczyzny i czuł szum w głowie spowodowanym szybkim biciem serca. Tym razem to Hannibal się odsunął patrząc z zadowoleniem w oczy ukochanego i pogładził go po zarumienionym policzku

- Chodź... Pokażę ci, co jest w tamtym pokoju. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 01, 2021 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Murder Husbands [Hannigram PL]Where stories live. Discover now