6. Asa gohan

57 5 0
                                    


"Każde stworzenie czuje swoją siłę,
której może nadużyć"- Lukrecjusz


             Will analizował sytuację. Miał wrażenie, że wraz z drogą wodą kolońską, czuje zapach krwi. Tej samej, którą czuł pamiętnej nocy. Starał się utrzymać przekonanie, że to jego mózg płata mu figle, ściśle wiążąc zapach Hannibala z zapachem krwi. Zrobiło mu się słabo, znów czuł wewnętrzną walkę, walkę między sprzecznymi emocjami, które nim targały. Chciał, żeby tamto wspomnienie było złe. To byłoby najbardziej racjonalne podejście, ale spod niego wyrywało się coś przeciwnego. Próbując uspokoić oddech, złapał Hannibala za ramiona, jakby miał stracić równowagę. Zrozumiał, że nawet w ciemności, wie, gdzie ułożyć dłoń, wiedział też, jaki wyraz twarzy ma teraz Lecter. Wtedy dostrzegł w ciemności ledwo widoczną sylwetkę mężczyzny, to spojrzenie, które sprawiało, że Will miał wrażenie, że utonie i znów nie będzie mógł złapać powietrza. Tak, doskonale wiedział, że właśnie ten wyraz twarzy zobaczy.
Przełknął ślinę i oblizał usta, które z nerwów zrobiły się suche. Mimo to nie odsunął się nawet na centymetr. Dając wrażenie, jakby chciał sprawdzić sam siebie, ile czasu wytrzyma tak blisko Hannibala. Wtedy jak z transu wyrwał go jego głos
- Niesamowite, jak wiele czynników wpływa na nasz odbiór rzeczywistości. Światło, ciemność... Barwy i zapachy, a także wspomnienia - mówiąc to, Lecter przesunął opuszkami palców po policzku Willa - Teraz czuję twoją bliznę jeszcze wyraźniej. Gdy jest ciemno, łatwiej dopuścić do siebie emocje. Też to czujesz, prawda, Will? Wszystko dopasowane, niczym harmonia palety barw na obrazach... Cała symbolika, tworząca narrację do zatrzymanych kadrów naszego życia - położył dłoń na torsie mężczyzny, czując bicie jego serca - Cała narracja tego, co zostało we wspomnieniach i w... sercu. Sprawiając, że stajemy się dziełem sztuki. 
- Nie tylko martwi ludzie są dziełami sztuki? - zapytał na wydechu ze swoją typową dozą złośliwości, która często była tarczą ochronną. Niestety, w chwilach, gdy do Hannibala nie docierał sarkazm, ta obrona się nie sprawdzała. 
Znów, w chwili, gdy już miał wrażenie, że uda mu się przejąć kontrolę, został zaskoczony, gdy dłoń Hannibala przesunęła się w dół, do jego brzucha. Zrobił głośny wydech, czując dłoń mężczyzny na wysokości starej blizny.
- Zastanawiam się... Jak bym teraz czuł te ślady...- widząc brak reakcji mówił dalej, zupełnie innym tonem niż zazwyczaj. Nie jakby analizował, nie jakby zastanawiał się przed każdym słowem. W dziwnie swobodny sposób - One też tworzą historię.
- Tamtej historii nie chcę pamiętać... - Will powiedział cicho
- Mimo wszystko, to doprowadziło cię do chwili obecnej. Jest częścią ciebie... A ty chcesz tu być, Will.
Faktycznie, nie był w stanie zaprzeczyć. Znów lgnął do Hannibala, niczym ćma do płomienia, świadoma, że spłonie. Gdy tylko zbierał w sobie odwagę, ogień smagał, burząc pewność siebie. Jak więc miał się zbliżyć, po uwolnieniu z kokonu. Jak miał chociaż przez chwilę przejąć kontrolę nad sytuacją, gdy cały czas Lecter miał przewagę. Uniósł wzrok, ale znów nie mógł dostrzec Hannibala. Czuł jego obecność, czuł to samo, co przez cały czas. Nawet niewidoczny, zawsze obecny. Zrozumiał, że mężczyzna zbliżył się jeszcze bardziej. Wtedy Graham uniósł rękę i dotknął policzka Hannibala. Pierwszy raz wykonał taki gest i od razu poczuł ucisk w gardle. Zamrugał kilka razy.
- Jak cię zrozumieć, Hannibal... - Will zapytał powoli, starannie wypowiadając każde słowo, jak zwykle, gdy chciał podkreślić, że oczekuje odpowiedzi.
Po tych słowach Lecter zbierał myśli. Z lekko rozchylonymi ustami wytężał wzrok, by dostrzec jakie emocje malują się na twarzy Willa Wbrew wszystkiemu, co wcześniej mówił, teraz pragnął go zobaczyć.
Zastanawiał się chwilę, słyszał wcześniej tego typu pytania. Jednak nikt tak naprawdę nie chciał go zrozumieć. Zawsze było w tym ukryte "Zmień się tak, by dało się zrozumieć". Nawet idealizując drugą osobę, w końcu dotrzemy do punktu, w którym owa idealizacja się kończy. Wtedy oczekujemy podporządkowania, na które Hannibal nigdy wcześniej nie był w stanie się zdobyć. Ale tym razem było inaczej. Tym razem Hannibal czuł wyraźnie, że ma to inny wydźwięk. Był to cichy gest poddania się, bo czym innym jest bliska relacja, jeśli nie odsłonięciem się, kapitulacją przed drugą osobą. Tylko pokazując całą słabość, odzierając się z całej zbroi chroniącej przed światem, możemy sprawdzić, co zrobi druga osoba. Czy zadziała instynkt i chęć zniszczenia słabszego, co leży w ludzkiej naturze. Czy może odsłoni się, jak na wspólnej spowiedzi, wykładając swoje serce na tacy. Hannibal żył w idei trzeciego wariantu. Gdy ukochana osoba zaczyna się odsłaniać, on na to pozwala, ochraniając go przed światem. Nigdy nie brał pod uwagę zmiennych, które Will potrafił dodać z zaskoczenia. Dokładnie tak, jak teraz. Gdy odkrył, że doskonale zna fakturę dłoni mężczyzny, gdy w końcu zapamiętał jego zapach, gdy zrozumiał, że już zawsze rozpozna chód, dotyk i to, jak oddycha, gdy panuje absolutna cisza.
Hannibal zabrał dłoń z brzucha Willa, ale ten znów mocniej zacisnął dłoń na materiale koszuli na jego ramieniu. Nagle wróciło to uczucie. Rozpaczliwa potrzeba akceptacji, którą próbował zdobyć fizyczną bliskością. Pojawiała się wcześniej przy Alanie i innych kobietach. Tym razem jednak nie wiedział, co ma zrobić, ani czemu to uczucie uderzyło go tak nagle. Niczym samotny, zbłąkany pies, taki sam jak jego pupile. Zachwiał się, a Hannibal czując to, delikatnie go objął. Jeszcze nie chciał odpowiedzieć na pytanie, albo czuł, że Graham jeszcze coś chce powiedzieć.
- Czy... - Will zaczął - Achilles i Patroklos mogli sami rządzić Troją?
- Nie... - Hannibal powiedział z nutą smutku w głosie i wplótł palce we włosy mężczyzny - Patroklos zginął... Ubrany w zbroję Achillesa, który się wycofał z walki. Życzenie Achillesa pozostało jedynie w strefie wyobrażeń.
Graham nic nie odpowiedział. Nawet nie byłby w stanie, kolejny raz czując się niestabilnie, rozchwiany przez falę emocji. Nie był pewien, czy właśnie to miał na celu Hannibal, czy ponownie chciał go wpędzić w te stany. Gdy się odsunął, Lecter znów położył dłoń na jego policzku i pochylił się, zbliżając twarz do twarzy mężczyzny, który zamknął oczy. I znów uderzyła go atmosfera intymności, którą potrafił czuć tylko przy Willu. Bez krwi, bez tworzenia fizycznych dzieł. Lecter napawał się tą krótką chwilą, mając poczucie pełnej kontroli. Muskał kości policzkowe, usta, nos, mocną linię szczęki swojego dawnego pacjenta. Uważnie i ostrożnie, jakby w ciemności dotykał rzeźbę Giambologna. 
- Hannibal - Will wyszeptał i głośno przełknął ślinę otwierając oczy i wziął głęboki wdech
- Dziękuję za ten wieczór, Will - Lecter powiedział i odsunął się znikając z pola widzenia Grahama
- Nie zapalaj światła - powiedział szybko do Hannibala - pójdę do siebie.
- Dobrze - Hannibal przytaknął i zmrużył oczy, gdy Will wpuścił do pomieszczenia światło wychodząc. Dopiero wtedy Lecter zapalił światło i zaczął powoli sprzątać ze stołu. Na jego twarzy widniał uśmiech. Znów osiągnął swój cel. Chociaż tym razem sam zaangażował w to więcej emocji niż się spodziewał.


Następnego dnia Hannibal wstał o poranku, jak zawsze. Po odświeżającej kąpieli, gdy wyszedł do głównej części domu, włączył muzykę poważną. Dźwięki fortepianu rozchodziły się po pomieszczeniach. Miał wyjątkowo dobry humor. W kuchni wahał się przez chwilę, jakie śniadanie podać. Jak mógłby połączyć prostotę dań Willa, z wyszukanym smakiem potraw, do których przywykło jego podniebienie. Podwinął rękawy koszuli i zaczął kroić składniki które miał zamiar dodać do omletu. Dzięki temu mógł dodać ulubione składniki i przyprawy. Przygotował też zupę miso, w mniej tradycyjnym stylu. Na chwilę zatrzymał się nad kuchenką, zaciągając się zapachem. Gdy przymknął oczy, uśmiechnął się delikatnie. Zazwyczaj starał się trzymać jednej kuchni i konwencji przez dłuższy czas. Będąc tutaj z Willem, miał poczucie kulinarnej podróży dookoła świata. Wymyślił w związku z tym jeden ze swoich żartów, ale niestety jeszcze nie miał go komu powiedzieć. Wychylił się z kuchni i zawołał Willa, gdy skończył robić śniadanie Nie uzyskawszy odpowiedzi, zakrył omlet srebrną pokrywką, by nie wystygł i zaniósł na stół. Odwijając rękawy, z uśmiechem poszedł do sypialni Grahama i nasłuchując zapukał do drzwi.
- Will... Śniadanie już czeka! - zawołał ale nie usłyszał odpowiedzi.
Zawahał się przez chwilę, ale otworzył drzwi i uniósł brwi rozglądając się dookoła. Zacisnął szczękę i przełknął ślinę wlepiając wzrok w podłogę.
Willa tam nie było.
Auto stało na podjeździe, ale buty i kurtka mężczyzny zniknęły. Rozejrzał się dookoła i miał pewność, że Will wyszedł z domu od razu po kolacji. Hannibal mimo to, wrócił do stołu i ze stoickim spokojem zaczął jeść śniadanie. Analizował sytuację. Czyżby emocje uśpiły jego czujność i nie usłyszał jak mężczyzna wyszedł z domu? Zastanawiał się, czy postanowił uciec. Przecież już miał pewność, że Will nie potrafi funkcjonować bez niego. Na pewno wróci. Ale czy znów będzie próbował go zabić? Hannibal szukał odpowiedniego rozwiązania, starając się uniknąć wymierzenia kary mężczyźnie, gdy ten wróci. Oczywiście w zależności, co zrobi. Hannibal wziął łyk gorącej, czarnej kawy i otarł usta serwetką. Wtedy, gdy spojrzał na puste miejsce obok, poczuł gorycz i żal. Powoli zaczął akceptować te proste emocje, które nigdy nawet nie próbowały się wkraść w jego osobowość. To Will go zmieniał, cały czas, nawet przez te kilka dni. Dlaczego więc nie docenił jego starań i okazywania uczuć poprzedniej nocy. 
Posprzątał po jedzeniu, zostawiając talerz Grahama.
Poczucie złamanego serca wróciło. A Hannibal zaczął się zastanawiać, jak powinno wyglądać jego kolejne dzieło. 

Murder Husbands [Hannigram PL]Where stories live. Discover now