rozdział dwudziesty czwarty

101 11 8
                                    

Nightmare nie potrafił zranić przyjaciela. Częściej unikał ataków Dusta, niż je blokował.

W pewnej chwili Dust zranił go w klatkę piersiową. Rana na szczęście nie była bardzo poważna. Nightmare zachwiał się, po czym zaatakował. Dotarło do niego, że albo zabije Dusta, albo sam zginie, a po nim pewnie inni.

Dust unikał jego macek tak zwinnie, jakby nic innego nie robił przez całe życie.

Nightmare miał dziwne uczucie, że to już się kiedyś wydarzyło. Kiedyś, w innym życiu.

Przez chwilę stał w jednym z pokoi w bazie, przed nim znajdował się Dust, w którego oczodołach widać było szaleństwo. Bad Guys próbowali przytrzymać Dusta...

Wspomnienie zniknęło tak nagle, jak się pojawiło. Nightmare potrząsnął głową, odganiając resztki wspomnienia. Teraz musiał się skupić na walce. Pogodził się już z myślą, że zginie zabity przez przyjaciela, jednak chciał pożyć jak najdłużej.

******

Dream atakował Fatala, podczas gdy Cross blokował ataki przeciwnika. Fatal jednak doskonale sobie radził, mimo, iż walczył z dwójką przeciwników na raz. Bez problemu blokował ataki Dreama i atakował przeciwników.

Crossa zaczynało to już denerwować. Walka była bardzo wyrównana, szala zwycięstwa nie przechylała się na żadną ze stron. Ta walka do złudzenia przypominała zwykły trening, kiedy razem z resztą Bad Guys ćwiczyli blokowanie ataków.

Wiedział, że musi jak najprędzej to przerwać. Cała ich trójka wpadła w pewien rytm i jeżeli Fatal pierwszy go przerwie...będzie źle. Wypatrywał więc pierwszego momentu dobrego, by wyprowadzić atak, który wyrwie wszystkich z rytmu.

Po chwili udało mu się. Fatal się odsłonił na dosłownie ułamek sekundy. Ten ułamek sekundy wystarczył, by Cross zaatakował. Trafił Fatala w klatkę piersiową. Rana nie była głęboka ani groźna, jednak wystarczyła, by wybić Fatala z rytmu.

Cross zwrócił też uwagę na jeden istotny fakt. Fatal walczył znacznie gorzej niż zazwyczaj. I to nie była wina odniesionych ran. Fatal walczył jakby z zawachaniem, jakby nie był pewny, czy chce to robić.

Cóż, jakakolwiek była tego przyczyna, dla Crossa i Dreama to dobrze.

*****

Color i Blackberry biegli przez pole bitwy, rozglądając się. Szukali osoby, której powinni pomóc.

Nagle Color zobaczył zbłąkaną kość, lecącą w stronę Blackberry'ego.

-uważaj!- krzyknął Color, po czym odepchnął przyjaciela, przyjmując pocisk na siebie.

Blackberry upadł na ziemię, a obok niego upadł Color.

-nie!- krzyknął Blackberry, siadając obok Colora.

Color uśmiechnął się lekko.

-uratowałem cię- powiedział Color.

-nic nie mów, oszczędzaj siły- rzekł Blackberry, robiąc prowizoryczny opatrunek- zaraz cię stąd zabiorę.

Color złapał go za rękę.

-zostaw mnie- rzekł Color- jesteś teraz łatwym celem.

-nie zostawię cię. Jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciół się nie zostawia. Zabiorę cię stąd.- odparł Blackberry, po czym pomógł Colorowi wstać.

Color oparł się o Blackberry'ego. Razem szli w stronę skraju pola bitwy.

-popełniłem wiele błędów, ale chyba udało mi się choć częściowo je naprawić- rzekł Color.

-udało ci się- odparł Blackberry- każdy popełnia błędy, każdy czasem podejmuje złe decyzje. Ale nie każdy ma odwagę, by przyznać się do błędu i spróbować go naprawić. Ty jednak to zrobiłeś.

Po chwili doszli do skraju pola bitwy. Color usiadł i oparł się o drzewo. Był schowany za krzakami, więc o ile nikt nie zauważył, jak on i Blackberry tu przychodzili, groził mu tylko zbłąkany pocisk.

-zostań tutaj- powiedział Blackberry, po czym wrócił na pole bitwy.

Nogi mu lekko drżały. Rozejrzał się po polu bitwy. Nie wiedział, czyja kość to była. Każdy mógł ją cisnąć. Zacisnął pięści. Dopilnuje, by wygrali tę bitwę.

*****

Red i Dance walczyli na skraju pola bitwy. Dwie długie, zaostrzone kości uderzały o siebie, wystukując rytm tego morderczego tańca. Co jakiś czas obie strony strzelały z blasterów, na chwilę zakłócając rytm.

Dance z gracją tancerza zwinnie omijał strzały z blastera i ataki, których nie mógł zablokować. Red natomiast blokował ataki i atakował z zaciekłością charakterystyczną dla mieszkańców Linii Fell.

Walka była wyrównana. Red nie mógł trafić Dance'a, a każdy atak Dance'a zostawał zablokowany przez Reda.

Oczywistym było to, że wygra ten, kto później się zmęczy.

Nagle uderzenia kości o kość zostały zastąpione przez wystrzały z blasterów. Jednak nie były to pojedyncze wystrzały, które co jakiś czas przerywały rytm. Tym razem było to wiele wystrzałów następujących jeden po drugim.

Po wystrzałach nastąpiła cisza. Niepokojąco długa cisza.

Dance rozejrzał się z niedowierzaniem. Udało mu się. Naprawdę pokonał przeciwnika.

Nie zauważył postaci stojącej za nim.

*****

Wine i Edge doskonale dawali sobie radę. Kiedy jeden z nich skończył atak, od razu atakował drugi, nie dając przeciwnikowi szansy na zaatakowanie ich.

Axe ledwo nadążał za ich atakami. Zaraz po ataku z prawej, nadchodził atak z lewej, potem znowu z prawej... I tak w kółko.

Wiedział, że jeżeli sytuacja szybko się nie zmieni, przegra tę walkę. Spojrzał na jednego przeciwnika, potem na drugiego... Uśmiechnął się lekko. Już miał pomysł.

Zaczekał, aż Edge zaatakuje. Tym razem nie zablokował ataku, tylko go uniknął, robiąc kilka szybkich kroków w lewo.

Edge, nie napotkawszy spodziewanego oporu, zachwiał się. Axe wykorzystał to i wziął zamach siekierą, celując prosto w głowę Edge.

*****

Wine szybko się obrucił w momencie, gdy Axe zrobił unik. To były ułamki sekund, gdy Edge się zachwiał, a Axe wziął zamach.

Zareagował instynktownie. Cisnął kością w rękę Axe'a. Kiedy ta sięgnęła celu, siekiera zmieniła tor lotu i zatoczyła krzywy łuk milimetry od głowy Edge.

Axe zachwiał się, kiedy siekiera pociągnęła jego rękę za sobą po zmienionym torze ruchu.

Wine i Edge natychmiast to wykorzystali. Zaatakowali razem, z dwóch kierunków jednocześnie. Axe cofnął się, unikając obu ataków. Uniusł siekierę, szykując się do ataku.

Jednak przeciwnicy mu na to nie pozwolili, znowu atakując na przemian, by go zmęczyć.

Czas zapłaty (Władca Snów część 3) [Zakończone]Where stories live. Discover now