Rozdział 5

206 14 0
                                    

Przebudzam się w łóżku, okryty kołderką i nawet ubrany. Przeciągam się, a gdy zaczynam się rozglądać, dostrzegam Liama. Odruchowo naciągam bardziej kołdrę i kulę się.

-Spokojnie, jestem tutaj tylko po to, żeby Cię pilnować. Kim poszedł do kuchni po jedzenie dla Ciebie. Jak się czujesz? - Albo mi się wydaje, albo naprawdę mówi to szczerze.

-Boli mnie głowa trochę i chce mi się pić. - Sięgam palcami do szyi, bo czuję, że nie mam na niej obroży.

-To normalne po takiej ilości afrodyzjaku. Byłeś tak napalony, że nawet na mnie się rzucałeś, ale nie martw się. Wiemy, że nie byłeś świadomy tego. Proszę. - Podaje mi szklankę wody. Drżącą ręką ją odbieram i wypijam na raz. Siedzimy w ciszy, czuję się dziwnie po tym, co się stało. Z jednej strony Kim mówił, że jestem tylko jego zabawką. Z drugiej strony, wydał milion, żeby mnie uratować. Nie Aron, nie wyobrażaj sobie za dużo. Skoro o nim mowa, właśnie wszedł do pokoju i wyprosił Liama.

-Przyniosłem Ci kanapki, jajecznicę, wędliny, owoce, trochę warzyw, sery i sok. - Kładzie na łóżku tacę z masą jedzenia. Uśmiecham się.

- Dziękuję, ale nie zjem tego wszystkiego sam. Pomożesz mi, chociaż trochę? - Pokazuję miejsce obok. Widzę, jak się waha, ale ostatecznie tam siada. - Gdzie moja obroża?

-Dam Ci nową, tamta za bardzo będzie mi przypominała ten nieszczęsny dzień. - Wzdycham cicho i zaczynam jeść kanapkę z wędliną.

-Dlaczego tak właściwie przyszedłeś mnie uratować? Wydałeś na mnie za dużo pieniędzy. - Nie unoszę nawet na niego wzroku. Wpatruję się w kanapkę, nagle wydaje się być bardzo interesującym obiektem.

-Ponieważ zostałeś w to wciągnięty przeze mnie, a w dodatku jesteś moją pierwszą zabawką, której nie muszę zmuszać do życia ze mną. - Kiwam głową na znak, że rozumiem. Z dziwnego powodu te słowa ściskają mnie za serce.

-Liam mówił, że nawet na niego się rzucałem. Przepraszam, nie pamiętam tego w ogóle. Nigdy bym nie poszedł w takiej sprawie do kogoś innego, niż do Ciebie. - Dlaczego go przepraszam, skoro w ogóle tego nie pamiętam? Czuję, jak chwyta mnie za brodę i zmusza, żebym patrzył w jego śliczne oczy.

-Nie gniewam się ani trochę, nie musisz mnie przepraszać. Zjedz i odpocznij, pokój jest pilnowany przez moich ludzi. Muszę iść się uporać z tymi, którzy mi Cię porwali. Do zobaczenia. - Zanim dociera do mnie znaczenie jego słów, już nie ma go w pokoju. Kończę posiłek i idę za jego radą, kładę się spać.

——————————————————

Nie wiem, ile spałem, ale wiem, że nadal nie ma przy mnie Kima. Niepewnie otwieram drzwi, a przede mną od razu pojawia się dwójka mężczyzn.

-P-przepraszam, wiecie m-może, gdzie jest Kim? - Przygarbiam się.

-Zaprowadzić Cię do niego? Jest w piwnicy. - Spada mi kamień z serca, że jest w domu. Kiwam głową w geście potwierdzenia i zostaję zaprowadzony do korytarzy pod ziemią. Jest tu strasznie zimno i coś śmierdzi. Gdy dochodzimy do dużych, metalowych drzwi, jeden z mężczyzn zatrzymuje się i odwraca do mnie.

-Zapytam Pana Kima czy możesz wejść, poczekaj tu chwilę i nie zaglądaj do środka. - Grzecznie robię to, co kazał. Chwilę mu schodzi w tym pokoju, aż w końcu zostaję do niego wpuszczony. Drzwi za mną się zamykają. Praktycznie natychmiast mój wzrok skupia się na Kimie. Jest cały we krwi, w dodatku ubrany jest w jakiś dziwny fartuch jak rzeźnik w sklepie mięsnym. Potem kieruję wzrok na krzesło i zamieram.

-C-co to jest? - Odruchowo robię krok do tyłu, a zawartość żołądka podchodzi mi do gardła.

-To? Jeden z ludzi, którzy maczali palce w twoim porwaniu. - Nie byłbym w stanie go poznać, za bardzo jest zmasakrowany i pokryty krwią. To, że nie widziałem twarzy swoich sprawców, to inna kwestia.

-D-dlaczego? - Wracam wzrokiem na Kima, który przygląda mi się uważnie.

-Witam w moim świecie. Tak wygląda zapłata za grzechy. - Odkłada nożyce, które trzymał w dłoni i podchodzi do mnie. Chciałbym się odsunąć, za bardzo śmierdzi krwią, ale nie potrafię. Coś w środku mnie okazuje mu wdzięczność, za taką zemstę. Dlatego pozwalam mu zatopić nos w moich włosach, a nawet objąć, przy okazji mnie brudząc. - Po co przyszedłeś? Podobno pytałeś o mnie.

-Martwiłem się, że tak długo Cię nie ma. - Odsuwam się, żeby widzieć jego twarz. Uśmiecha się.

-Dokończę pracę i przyjdę do pokoju. Zajmij się sobą w tym czasie. Znajdź Tonniego, ma w swojej łazience znacznie większą wannę i jestem pewny, że Ci ją użyczy, jak ładnie poprosisz. - Uśmiecha się do mnie słodko. Widzę, że wraca do poprzedniego zajęcia, więc opuszczam pomieszczenie. Proszę ochroniarzy o pomoc w znalezieniu pokoju Tonniego, a po chwili już stoję pod jego drzwiami. Pukam niepewnie.

-Proszę! - Wchodzę do środka, a moim oczom ukazuje się taki sam pokój jak Kima, tylko utrzymany w kolorach czerni. - O, to Ty. Coś się stało? Mam nadzieję, że Liam nic nie odwalił znowu. - Odrywa się od biurka i zerka na mnie.

-Nie, nic nie zrobił. Podobno masz sporych rozmiarów wannę w łazience. Chciałem się spytać, czy mógłbym z niej skorzystać. - Czuję, że się rumienię.

-Jasne, nie krępuj się. - Posyła mi uśmiech i wraca do pracy. - Panowie, przynieście mu z jego pokoju ręcznik i ubrania. Raz. - Ochroniarze znikają. Wskazuje mi ręką na drzwi. Łazienka również jest odbiciem tej Kima, tylko faktycznie ma ogromną wannę. Zamykam drzwi na klucz i odkręcam gorącą wodę.

——————————————————

Nie wiem, ile już leżę w tej wannie, ale woda dawno zrobiła się zimna. Moje mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa, nie chcą działać. Może to przez to, że naprawdę wypocząłem dzisiaj.

-Aron, wszystko w porządku? - To głos Kima. Przyszedł sprawdzić co ze mną, czy po prostu ma ochotę na seks? Dużo myślałem i doszedłem do wniosku, że muszę się zdystansować, zanim sobie coś ubzduram. Gdy nie odpowiadam mu, otwiera sobie sam drzwi, mocnym kopnięciem.

-Zaraz bym wyszedł, po co taka panika? - Podnoszę się leniwie i sięgam po ręcznik.

-Jeszcze się pytasz? Siedzisz tu prawie dwie godziny, jak mam się nie martwić? - Uginają się pode mną kolana. Skończyłbym na ziemi, gdyby nie Kim, który mnie w ostatniej chwili łapie i chwilowo trzyma na rękach, jak księżniczkę. - Wszystko w porządku? Słabo wyglądasz.

-Zasiedziałem się po prostu. Może w ogóle się nie martwiłeś, a miałeś na mnie tylko ochotę. - Mówię pod nosem. Przykrywam się ręcznikiem, a Kim wychodzi z łazienki. W pokoju jest pusto, tak samo na korytarzu. Wchodzi do swojego pokoju i rzuca mnie na łóżko.

-Na pewno wstrzyknęli Ci tylko to gówno do żyły? Nie podali żadnych tabletek? - Zaczyna jeździć po mnie rękoma, na co mimowolnie reaguję cichym jęknięciem.

-Jestem pewny, nie dali mi nic innego.

-Jesteś rozpalony i jakoś dziwnie się zachowujesz. Pójdę po lekarza. - Już chce się podnieść, gdy go zatrzymuję.

-Jestem gorący, bo zacząłeś mnie dotykać w erotyczny sposób. Właśnie, zacząłeś, to skończ. - Posyłam mu uroczy uśmiech, który odwzajemnia.

-Jesteś tego pewny? Może jednak coś ci po... - Jestem przekonany, że jeszcze coś do mnie mówi, ale nie słyszę tego. Przed oczami pojawiają mi się mroczki, a po chwili odpływam w ciemność.

Zaopiekuj się moim sercem Donde viven las historias. Descúbrelo ahora