Rozdział 14

174 9 0
                                    

-Która godzina? - Jęczę cicho pod nosem, gdy Aron skutecznie budzi mnie pocałunkami w szyję.

-Minęła dziewiąta, czyli już ranek. Nareszcie! Dostanę nagrodę za bycie grzecznym? - Czuję, jak zasysa mi skórę na szyi. Zapewne zostanie malinka. - Albo nie, sam sobie wezmę. Ty sobie leż i podziwiaj. - Otwieram leniwie oczy akurat na moment, gdy chłopak pozbywa się moich bokserek.

-Co ty knujesz maluchu? - Posyła mi uśmiech i bez zawahania się, bierze mojego członka do ust. Wzdycham głośno. Miło jest podziwiać, jak ukochana osoba staje się w czymś z dnia na dzień lepsza. Zwłaszcza w takich rzeczach.

-Wystarczy. - Jęczy, wyciągając go z ust. No nie powiem, zasmuciło mnie to. Chętnie bym skończył w jego ustach, ale jak ma inne plany, to ich psuć nie będę. Obserwuję, jak sięga po coś do szafki. - To też mam od chłopaków. Lubisz zapach truskawki?

-Uwielbiam. - Uśmiecham się. Wylewa żel na rękę i rozprowadza po moim członku, a potem swoim odbycie. Opuszcza powoli biodra, nadziewając się na mnie. Podziwiam, że nie postanowił się rozciągnąć, a przynajmniej nic o tym nie wiem. W połowie postanawiam mu pomóc. Chwytam jego uda i jednym pchnięciem bioder, wchodzę do końca. Drży chwilę, ale ostatecznie się rozluźnia.

-Ugh, musisz być tak cholernie duży? Z jednej strony mnie to cieszy, a z drugiej utrudnia mi niespodziankę i opóźnia zabawę. - Wyjękuje.

-Mógłbyś się lekko odchylić do tyłu? Chcę mieć lepszy widok. - Posyłam mu uśmiech. Wykonuje moją prośbę, a przy pierwszym ruchu głośno jęczy. Czyżbym idealnie uderzał w prostatę? Sięgam ręką do jego członka, zaczynam ruszać po nim rytmicznie dłonią.

-K-kim! - Wykrzykuje, zalewając moją rękę nasieniem. Przytrzymuję go, żeby nie upadł.

-Nie myśl słonko, że to już koniec. Ja nawet jeszcze nie doszedłem, a to oznacza dalszą zabawę. - Podnoszę się do pozycji siedzącej i zaczynam ruszać. Każde pchnięcie jest mocne, celuję prosto w prostatę. Aron jęczy mi do ucha, pazurami drapiąc mnie po plecach. Będą ślady jak nic. Chwytam jego pośladki i ściskam mocno, czasami masując.

------------------

Spokojnie popijam kawę, pracując przy laptopie w pokoju. Ostatnio jest dużo pracy, a ja ją zaniedbuję dla Arona. Trudno, on jest ważniejszy.

-Dzień dobry. - Dostaję całusa w głowę, a uśmiech sam pojawia mi się na twarzy.

-Nie sądziłem, że będziesz taki zmęczony, że zaśniesz. Wymyłem Cię i ubrałem. - Wracam do pracy, ale znowu zostaje mi przerwana. - No i gdzie się tutaj wpychasz? - Śmieję się cicho, gdy mój pieszczoch wdrapuje się na moje kolana.

-Trochę atencji potrzebuję, to chyba nic nowego. - Stwierdza zupełnie spokojnie, zanurzając nos w zagłębieniu mojej szyi. Wzdycham tylko i jedną ręką wypełniam formularze, a drugą głaszczę go po pleckach. Nie trwa to długo, aż podnosi się, znowu przerywając mi pracę. - Chciałbyś coś do jedzenia? Ja mam ochotę na jajecznicę. - Podnosi się i znika w kuchni. Jak dobrze, że mogę go obserwować.

-Też chętnie zjem. - Zerkam na telefon, którego wyświetlacz dziwnie świeci. - Kurwa, ojciec do mnie dzwonił. - Nerwowo wybieram do niego numer. Czekam dwa sygnały, aż odzywa się jego niski głos.

-Nie dopuść, żeby Aron coś usłyszał albo zrozumiał. Jutro musisz pojechać na aukcję, mają problemy z jakimś chłopakiem, zajmij się nim. Ja nie mam czasu. - Nienawidzę uspokajać jakichś żałosnych dzieci. Mój ojciec się upiera i nie pozwala podawać im leków, a szkoda.

-Jasne, pojadę tam, ale mam pewien warunek.

-Niech zgadnę, mam mieć oko na tego twojego chłopczyka? - Słyszę, jak cicho śmieje się pod nosem. Doskonale wiem o co mu chodzi. Nie bez powodu miałem nie dopuścić, żeby Aron słyszał tę rozmowę. Automatycznie psuje mi się humor.

-Tak, dokładnie. - Kończymy rozmowę akurat, gdy przed moimi oczami pojawia się talerz z jajecznicą. Prawie wyrywam ten przedmiot westchnięć i zaczynam pałaszować. Po wysiłku z rana jestem naprawdę głodny.

------------------

-Aron! - Liam rzuca się na mojego chłopaka i wiesza mu się na szyi. No tak, zapomniałem, że oni też tu będą. Gdy przetrzymywana jest jakaś powalona osoba, wszyscy są obecni w domu. Odrywam go od swojego chłopaka. - Braciszek! - Teraz rzuca się na mnie. Nie poznaję go, zazwyczaj się tak nie łasi.

-Też się cieszę, że Cię widzę, kochany braciszku. Zaprowadzisz nas do tego skurwiela? - Kiwa głową, puszcza mnie i radosnym krokiem kieruje się w stronę podziemi. Trzymam Arona blisko siebie, tak na wszelki wypadek.

-Co ty dzisiaj jesteś taki wesoły? Kogoś zabiłeś? - Pytam, gdy stajemy przed drzwiami. Puszcza mi tylko oczko i wpuszcza nas do pomieszczenia. Collin siedzi na ziemi, z rękami przykutymi do ściany i związanymi nogami. W usta ma wepchany jakiś prowizoryczny knebel. Gapi się na mnie, ma zaszklone oczy. Czuję, jak delikatne ciałko czekoladookiego wtula się we mnie. Boi się, to pewne. Całuję go w czoło i podchodzę do blondyna.

-Co tu robi ten skurwiel? - Warczy od razu, gdy uwalniam mu usta. Dostaje mocno ode mnie z liścia.

-Nazwij go tak jeszcze raz, a naprawdę zrobię Ci taką krzywdę, że się nie pozbierasz. - Moją uwagę odwraca szuranie krzesła. Aron sadza mnie na nim, a sam zajmuje miejsce na moich kolanach. Nachyla się do mojego ucha.

-Pamiętasz, jak Ci mówiłem, że mam plan? Po co sprawiać mu ból fizyczny, skoro można bardziej zranić go psychicznie? - Porusza swoimi biodrami na tyle intensywnie, że wydaję z siebie niekontrolowany jęk. Nie rozumiem, co on kombinuje, dopóki nie odzywa się Collin.

-Złaź z niego szmato! - Krzyczy z nutką bólu w głosie. Mam genialnego chłopaka. Po co mamy to gówno krzywdzić fizycznie, skoro możemy pokazać mu swoją miłość i tak go skrzywdzić. Zresztą, pewnie jest odporny na ból fizyczny, jak większość ludzi z tego świata.

-Jesteś pewny, że chcesz zrobić coś takiego przed nim? - Posyła mi szczery uśmiech i wsuwa swoją dłoń w moje spodnie. - Nie będzie widział w takiej pozycji. - Przesuwam krzesło, żeby siedzieć bokiem do niego. Gdy tylko Collin odkrywa, gdzie znajduje się ręka mojego ukochanego, a ja ściskam jego pośladki, w pomieszczeniu rozbrzmiewa dźwięk jego płaczu.

-Wiesz, że zrobiłeś mi siniaki na pośladkach przy naszej porannej zabawie? - Mówi głośno, wyciągając rękę ze spodni.

-A ty zafundowałeś mi rany na plecach. W domu Ci wycałuję pośladki, zadowolony? - Kiwa głową i zerka w stronę Collina. Oho, poznaję tę minę. Jest mu go szkoda. Żeby zwrócić uwagę na siebie, wsadzam rękę w jego spodnie i bez namysłu wsuwam całego palca w niego. Wbija mi paznokcie w ramiona, a z jego gardła wydobywa się, dość ciche westchnięcie.

-Nienawidzę Cię Kim! Zawsze Cię kochałem, a ty teraz tak mnie traktujesz! - Wykrzykuje blondynek, podciągając nosem.

-Nie trzeba było ruszać mojego malucha. Za niego zabiję i tylko dzięki niemu jeszcze żyjesz. - Zatapiam w swoim ukochanym drugiego palca, na co ten reaguje jęknięciem i wygięciem kręgosłupa do tyłu. Mam wrażenie, że podnieca go publiczność. Jest nieziemsko gorący i ciasny.

Zaopiekuj się moim sercem Where stories live. Discover now