86.

54 3 0
                                    

Para królewska wyjechała z pałacu, prowadzona przez ich wojska. Byli wręcz nimi otoczeni.

Na samum przodzie, był najbardziej wyjściowy oddział jadący na koniach, w eleganckich uniformach. Dalej szli pieszo nie tylko żołnierze ale także i marynarze, piloci wojskowi, gwardia narodowa. Wszyscy którzy w mniejszym bądź większych stopniu byli związani z wojskiem Wielkiej Brytanii.
Byli ubrani w swoje wyjściowe, galowe mundury, elegancko poubierani jednak mieli całe uzbrojenie.

Para królewska wcisnęła się w sam środek tego całego pochodu, sprawiając, że stali się jego centralnym punktem.

Musieli rzucać się w oczy, powinni również być ubrani w swoje mundury aby reprezentować koronę jednak żadne z nich nie zamierzało tego robić. Martin czułby się jak w przebraniu a Charlie po prostu nie byłaby w stanie wcisnąć się w to. Jej brzuch to uniemożliwiał i nawet w tym stroju cisnęło ją nieco.

Nie tak daleko za nimi, jechała reszta rodziny królewskiej ale w okrojonym składzie. Byli bracia Charlie i Ben ale z żon pojawiła się tylko Emma. Pomimo, że rozstała się z Kevinem, nie rozmawiała z nim od tamtego pamiętnego czasu ale ciągle była członkiem rodziny królewskiej i wiedziała, że była w niej mile widziana, to też z chęcią spędzała z nimi czas. Ben również nieco ją zaadoptował bo jechała przy nim.

Charlie nie miała pojęcia co ma w sumie ze sobą robić. Uśmiechała się jedynie do ludzi, machała do nich. Widziała masę ale to masę ludzi, ogromny tłum który to przyszedł zobaczyć paradę, swoją królową która nie pokazywała się zbytnio odkąd ogłosiła ciążę. Wiedziała, że tym samym dawała prasie świetny temat na artykuły ale trudno. Nie zamierzała ukrywać się do końca ciąży. Oczywiście nie wyglądała najlepiej, rosła mocno i miała duży brzuch ale na to uwagi nie zwracała. Dla niej najważniejsze było, że dla Martina nie przeszkadzało jak wyglądała.

Teraz też zerknęła na niego jak to jechał powoli na swoim koniu, był ciągle obok niej ale był jakiś dziwny. Widziała, że miał nieco podpuchnięte oczy ale lekko udało jej się przyklepać czerwone plamy. Nie był fanem jej magicznego korektora ale musiał przyznać, że to akurat dzisiaj go ratowało chociaż nie mógł podrapać nosa bo był świadom, że go zdrapie. Siedział dosyć sztywno na koniu pomimo, że to była Misty, która została już oficjalnie jego. On nadal był wystraszony a ten tłum go wręcz przerażał. Bał się, że znowu coś się stanie, że darowali sobie podczas ich pokazania się na tarasie bo wiedzieli, że tam akurat będą wyjątkowo pilnowani. Obawiał się, że zaplanowali coś na ich przejeździe. Nie był w stanie uwierzyć, że wszystko zostało przypilnowane do tego stopnia, że nikt nie mógł wnieść czegoś na ich przejazd. Nie potrafił machać do ludzi i tylko jechał w ciszy, modląc się w środku żeby nic takiego się nie stało. Nie martwił się o siebie. W jego głowie była tylko Charlie i ich małe potworki.

Zerknął na nią w momencie jak uśmiechnęła się łagodnie, widząc przerażenie na jego twarzy.

- Wszystko w porządku?- spytała cicho. Martin niepewnie kiwnął głową.

- Już nie dużo. Jeszcze trochę. - powiedziała łagodnie i wyciągnęła do niego rękę. Ten lekko ją złapał i zaraz wrócił do siebie. Był świadom, że wszędzie były kamery które skupiały się na nich ale to go nie interesowało. Jego strach pożerał go tak mocno, że nic do niego nie docierało. Patrzył tylko przed siebie i powoli irytowało go, że wszyscy tak wolno się poruszali. Przecież to nie było normalne. Miał wrażenie, że brał udział w wyjątkowo powolnym marszu żałobnym.

Charlie machała do ludzi i uśmiechała się do nich. Na początku chciano wsadzić ją na damskie siodło, zgodnie z protokołem ale ona miała gorszy dzień i kazała swoim doradcom zwinąć ten protokół, wsadzić sobie w tyłek i przejechać się na damskim siodle. To był również ten moment gdy Cary musiał odwrócić wzrok bo zaczynał się śmiać słysząc jak brzmiało to niedorzecznie. Zwłaszcza, że królowa wtedy siedziała rozwalona na kanapie, z brzuchem na wierzchu.

Charlotte (Zakończone)Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora