Rozdział 8

8 1 0
                                    

Dave nie udzielił mi odpowiedzi na moje pytanie. Przeszył mnie wzrokiem, a uśmiech zniknął z jego chudej twarzy. Nie odzywał się do mnie przez jakiś czas.
Wtedy nie rozumiałem dlaczego, uznałem to za pytanie jak każde inne. Kiedy chłopak się uspokoił dobitnie powiedział, że więcej nie chce nawet o czymś takim słyszeć. Przestałem więc go o to pytać.

Z biegiem czasu zaczynałem być coraz bardziej wredny dla opiekunek. Przestałem być grzecznym chłopcem, który przeprasza za to, że żyje i wysłuchuje jakim to on nie jest ciężarem dla innych.
Te słowa dalej mnie bolały jednak nie chciałem tego przyznać nawet przed samym sobą. Agresywną postawą uwalniałem z siebie negatywne emocje jakie mi towarzyszyły.
A było ich bardzo dużo.
Opiekunki wyładowujące na mnie swój gniew i bezsilność, rehabilitacja przynosząca niesatysfakcjonujące skutki i ciągłe, męczące wyjazdy do szpitala. Moim jedynym oparciem był Dave i sprzątaczka, która czasami po pracy zostawała u mnie czytając mi bajki i opowiadając historie dziejące się za murami ośrodka. Bez nich mały James pewnie dalej myślałby jak zniknąć z tego świata.

W wieku 10 lat podczas jednej z wizyt w szpitalu, na której wstrzykiwali do mojej krwi życiodajny metal poznałem kogoś. Dziewczynę w moim wieku, równie złośliwą jak ja. Nazywała się Rebecca. Była to blondynka z zielonymi oczami, w których można było dostrzec niewielkie iskierki. Jej włosy sięgały jej delikatnie za ramiona, a kosmyki przy twarzy wchodziły jej do oczu. Pyzata buzia zwykle zgrywająca groźną, dla mnie wydawała się na swój sposób wyjątkowa. Czekając razem na badania trochę się poznaliśmy.

Dużo rozmawialiśmy głównie o denerwujących nas rzeczach - dziewczyna o rodzicach, ja o opiekunkach w sierocińcu.
Rodzice Rebe (tak, mówię na nią Rebe) nie poświęcali jej dużo czasu. Rzadko bywali w domu, poświęcając swe życie na gonieniu za pieniędzmi. Nieustanna praca uniemożliwiała im utrzymywanie dobrych relacji z córką. Uważali, że pieniądze wynagradzają jej ich nieobecność. Niestety tak nie było.

- Dorośli ssą. Nigdy nie wiedzą czego chcą inni. Nawet kiedy im się to mówi wprost. Czy ja tak dużo oczekuję Jimmie (tak, zielonooka mówi na mnie Jimmie)? - spytała się dziewczyna rozdrażnionym głosem.
- To nie tak, że dużo oczekujesz. Ale osobiście i z doświadczenia radziłbym ci nie oczekiwać kompletnie nic. Kiedy nic nie oczekujesz, nie zawodzisz się tym, co ma miejsce.
- Pewnie masz rację. Nie zmienia to jednak faktu, że zawsze masz jakieś oczekiwania i nie zmienisz tego. Możesz je jakoś zmniejszyć, lecz one nie znikną. Zresztą nawet tego nie potrafię... Oczekuję od innych chociaż trochę zrozumienia, którego nie dostaję.

Chłopak nie wiedział co ma na to odpowiedzieć. Rozumiał ją, to nie jest łatwe mieć wszystko gdzieś i nie przejmować się niczym.

- Ojj, Rebe, Rebe... Świat nie jest i nie będzie idealny. Jak to zrozumiesz będzie ci łatwiej. Nikt nie zachowuje się tak jak ty byś chciała. Ludzie często sami nie rozumieją swoich czynów i dlaczego tak postąpili. Ale jak coś to masz mnie. Mogę posłuchać jak narzekasz na wszystko.

Delikatny uśmiech pojawił się na twarzy blondynki. Cieszyła się, że ma na świecie osobę, do której może pomarudzić jakie życie bywa okrutne. Dobrze mieć kogoś takiego.

- Dzięki, chłopie ty to umiesz poprawić humor...
.
.
.
.
.
.
Cześć żabki, przesyłam wam jednak jeszcze jeden rozdział przed weekendem. Mam nadzieję, że minie on wam fantastycznie.
Ja będę miała dużo do zrobienia, ponieważ wracam z tygodniowej wycieczki. Teraz niestety trzeba wszystko nadrabiać.
Nowy rozdział pojawi się najprawdopodobniej w poniedziałek rano. Przed 8 na 100% będziecie mieli co przeczytać.
Będę wdzięczna za wasze opinie zarówno pisane w komentarzach, jak i na priv.
Z mojej strony to tyle, widzimy się w następnym rozdziale! Miłego dnia/nocy

Na końcu tej książki umręWhere stories live. Discover now