1. You sit there stone-faced as if I'm not here

14.7K 943 265
                                    

Zimne powietrze rozdmuchujące wszędzie poszarzałe liście zapowiadało nieuchronne nadejście jesieni. Platformy ciężkich butów zakapturzonej postaci stukały o ciemne ulice Hogsmeade, a jej długa peleryna smagała kałuże. Niewiele było tego wieczoru przechodniów, a garstka osób, które zdecydowały się na opuszczenie ciepłych domów, nie zwracała uwagi na samotną postać, której mowa ciała nie pozostawiała żadnych wątpliwości - nie chciała być zaczepiana.

Drzwi Gospody pod Świńskim Łbem skrzypnęły głośno, gdy pchnęła je bladą ręką pokrytą bliznami. Usiadła na zakurzonym krześle przy barze. Podstarzały barman bez słowa przesunął po blacie szklankę ognistej whisky.

Napój rozgrzał gardło nowoprzybyłej, a na jej blade policzki wystąpiły rumieńce. Odetchnęła głęboko. Ktoś, kto jej nie znał, mógłby pomyśleć, że to znak relaksu albo jakieś ulgi, ale żadnej z tych emocji nie czuła już od prawie czternastu lat.

Wtedy na jej ramię opadła czyjaś ciężka dłoń. Postać obróciła się tak zamaszyście, że jej krzesło przewróciło się z hukiem. Jedną ręką strąciła łapę nieznajomego, a drugą dobyła różdżki i nim jeszcze ujrzała, z kim na do czynienia, ryknęła:

- Drętwota!

Zaklęcie odbiło się od wielkiego brzucha, w który teraz była wciśnięta jej różdżka. Uniosła wzrok tak wysoko, że kaptur spadł jej z głowy, odsłaniając grube włosy, pośród grobowej ciszy gospody.

Z góry wpatrywał się w nią cały zarośnięty mężczyzna. Musiał mieć z trzy i pół metra wzrostu, a na jego twarzy mieszało się zdziwienie z poirytowaniem.

- Cholibka, panienko - zaczął Hagrid zmieszany. - Dumbledore miał ci przekazać, że po ciebie przyjdę. Nie chciałem cię wystraszyć.

- Mnie się nie da wystraszyć - odwarknęła, po czym przeleciała wzrokiem po sali. - Na co się gapicie?

Choć Hagrid nie miał wrażenia, że ktokolwiek na nich patrzy, skinął przepraszająco w stronę kilku stolików. Podążył w ślad kobiety, która podniosła swoje krzesło i z powrotem usiadła przy barze. Wyciągnął do niej wielką dłoń.

- Jestem Rubeus Hagrid. Wszyscy mówią mi po prostu Hagrid.

- Jesteś olbrzymem. - odparła sucho, patrząc w przestrzeń.

- Półolbrzymem, moja mamusia...

- Oszczędź to sobie. Dumbledore nie wspominał, że zadaje się z olbrzymami.

Hagrid nachmurzył się.

- A mi nie wspominał, że zadaje się z bezczelnymi dziewuchami.

Kąciki ust kobiety uniosły się w imitacji uśmiechu, ale jej oczy pozostały poważne.

- Od razu lepiej - obróciła się na krześle i ujęła jego dłoń. - Jestem Lux Hardbrooke. Wszyscy mówią mi po prostu bezczelna dziewucha.

Hagrid uśmiechnął się niepewnie i ścisnął jej rękę trochę za mocno. Zamówił kolejkę ognistej, a gdy kelner postawił przed nimi zakurzone szklanki i się oddalił, przychylił się do dziewczyny.

- Gotowa na jutro, panienko Lux? Miałaś już kiedyś do czynienia z dzieciakami?

Lux uniosła szklankę ciepłą od trunku.

- Nie czuj się w obowiązku zabawiać mnie rozmową. Czuję się doskonale w całkowitej ciszy. Gdyby nie to, że do Hogwartu nie da się deportować, nawet by cię tu nie było.

- Dumbledore kazał mi dostarczyć cię do zamku całą i zdrową.

- Jestem doskonale wyszkolonym aurorem, nie potrzebuję olbrzyma, żeby być cała i...

- NIGDY NIE BYŁAŚ AUROREM - rozległ się wzburzony krzyk gdzieś za nią.

Hagrid zrobił zakłopotaną minę, a Lux niespiesznie obróciła się na krześle. Stała za nią kobieta w średnim wieku z rękami założonymi na piersiach, otoczona grupką przyjaciółek. Wszystkie miały rumieńce na policzkach, za które odpowiedzialny był stos pustych szklanek na ich stoliku.
Spojrzenie Lux odebrało kobiecie odwagę. Uciekła wzrokiem i zwiesiła ramiona, ale mówiła dalej:

- Wszyscy doskonale znamy twoją historię, Hardbrooke.

Lux wstała i rozłożyła ramiona. Kobieta cofnęła się o krok.

- Jaką mam historię? Śmiało, miejmy to już z głowy.

- Chciałaś zostać aurorem, ale ci nie wyszło, ponieważ...

- Głośniej. Niech cię wszyscy usłyszą.

Ciało kobiety zadrżało mimowolnie. Jedna z przyjaciółek wypchnęła ją lekko do przodu. Zacisnęła pięści i kontynuowała głosem, który z każdym słowem coraz bardziej przypominał pisk:

- Może i byłaś "najlepsza w klasie", jak o tobie pisały gazety, może i zaczęłaś uczyć się na aurora przedwcześnie, ale nigdy...nim...nie byłaś. Wywalono cię z Hogwartu na zbity pysk na piątym roku - rozejrzała się po sali, a widząc zaciekawione spojrzenia, dodała głośniej - Piątym roku! Potem dopuściła się obrzydliwych, plugawych zbrodni i została zesłana do Azkabanu, gdzie powinna gnić do końca życia, ale niee, ma się te kontakty z Dumbledorem, co nie, Hardbrooke? Była dzieckiem zepsutym do szpiku kości tak bardzo, że posądzili ją jak dorosłą! Ale wyszła po pięciu latach, siedziała na wygnaniu, w nadziei, że sprawa rozejdzie się po kościach, a teraz przyjechała tu by uczyć wasze dzieci obrony przed czarną magią. Morderczyni!

- Wystarczy, Semanio - warknął barman.

- Większość matek, te, które mądre, pewnie nie wyślą dzieci do szkoły. Jakbym nie miała już odchowanych dzieci, to tez bym się nie zgodziła. Zamordowała dwunastu mugoli, a teraz ma uczyć dzieci. Potępiamy Dumbledore'a za tę decyzj...

- NIE BĘDZIESZ OBRAŻAĆ ALBUSA DUMBLEDORE'A W MOJEJ OBECNOŚCI - wrzasnął Hagrid, waląc pięścią w blat tak mocno, że została w nim dziura.

Kobieta zgarbiła się i wyciągnęła różdżkę, ale ręka drżała jej tak mocno, że pojedyncza iskra wyleciała z jej czubka i opadła na podłogę. Wargi Lux wykrzywił krzywy uśmiech, bo oczami wyobraźni widziała, jak lekko pijana kobieta wyzywa ją na pojedynek.

- To teraz wszystkie niedowiarki posłuchajcie mnie uważnie. - kontynuował Hagrid. - Lux Hardbrooke nie jest morderczynią. Nic jej nie udowodniono. Dostała rekompensatę za odsiadkę. Odszkodowanie, kumacie co to? Została niewinnie posądzona. Nie było żadnych dowodów.

- Znaleziono ją stojącą nad ciałem dwunastu martwych mugoli - pisnęła kobieta. - W dzień morderstwa Potterów.

- Lux jest niewinna - powtórzył Hagrid - I będzie cholernie dobrą nauczycielką.

- Czyżby? - odezwał się dziadek z rogu knajpy.

Jego krzesło skrzypnęło, a on wyszedł na środek sali i wyprostował się na tyle, na ile pozwolił mu na to krzywy kręgosłup.

- Gregory Smith, mój wnuk będzie w twoich łapach. Chcę mieć pewność, że jest bezpieczny. Skoro twierdzisz, że jesteś niewinna, to podwiń rękaw.

Rozległ się szmer zgadzających się z nim głosów, leczy gdy Lux omiotła wzrokiem salę, wszyscy uciekali przed nią spojrzeniem.

- No dalej. Udowodnij, że nie jesteś śmierciożercą.

Starszy pan miał coś bardzo zachłannego w spojrzeniu, jakby chciał, żeby poczuła się osaczona. Ale Lux nie czuła nic, poza lekkim powiewem wiatru, który tworzyły włosy Hagrida, gdy jego głowa obracała się raz do jednych, a raz do drugich grupek, zarzucających Lux morderstwa.

- Nic ci nie będę udowadniać. - odparła chłodno.

- Właśnie - podłapał Hagrid. - Rozejść się, już! Zobaczycie w lato wyniki waszych dzieciaków i będziecie ją przepraszać!

- Jeśli dożyją do tej pory - mruknęła pod nosem kobieta.

- Semanio!

- Daj spokój Hagrid, ta zdrajczyni rzuciła w ciebie zaklęcie, zanim cię zobaczyła. Jest zła do szpiku kości.

- Chyba nie chcesz być następna? - spytała Lux - Co... Semanio?

Kobieta przez chwilę oceniała powagę tego pytania, ale ostatecznie odwróciła się na pięcie i wyszła z pubu, a skrzypnięcie drzwi zsynchronizowało się z jej piskliwym głosem, gdy kontynuowała obrażanie Lux do swoich koleżanek.

Hagrid poklepał Lux po ramieniu, aż ugięły się pod nią kolana i zniżył głos do szeptu:

- Nie przejmuj się, to takie wiejskie paple, żyją cudzym życiem. bo nie mają własnego. Pytają o ciebie, bo prorok wypisywał głupoty...

Lux pokręciła głową, grzebiąc w płaszczu w poszukiwaniu portfela.

- Siedziałam w Azkabanie pięć lat, ty wiesz ,co to robi z człowiekiem, prawda? Nie będę się przejmować, bo nie znam już takiego uczucia. W całym moim sercu zostało TYLKO JEDNO uczucie do TYLKO JEDNEJ osoby.

Otworzyła portfel i wysypała jego zawartość na blat, ignorując fakt, że barman odliczył sobie trochę za dużo sykli.

Hagrid pokiwał głową ze zrozumieniem.

- Nienawiść do Petera Pettigrew. - powiedział.

Ale gdy w portfelu Lux zobaczył zdjęcie przystojnego młodego mężczyzny z włosami do ramion i łobuzerskim uśmiechem, zrozumiał, że się pomylił.

Nikt cię nie zapraszałWhere stories live. Discover now