11. Stain on my blade

4K 443 558
                                    




Opuścili bramy Hogwartu i szybko dotarli do powozu Ministerstwa, tego samego, który nadjechał na miejsce mordu mugoli czternaście lat wcześniej.  Wspomnienia przylatywały do Lux nieproszone, ale się przed nimi nie broniła. Już nic nie miało dla niej znaczenia.  Dwaj strażnicy zatrzymali się gwałtownie. Lux straciłaby równowagę, gdyby jej nie trzymali za ramiona swoimi grubymi łapami.

    - To co, Jeven?

Lux nie zrozumiała tego pytania, Jeven natomiast niestety tak. Chwycił łańcuch, którym Lux miała związane ręce i przywiązał go do koła. Przyglądała się temu zdezorientowana.

  - Co wy...?

Nie dane jej było dokończyć zdania, bo drugi strażnik, Heatan, uderzył ją z całej siły łokciem w brzuch. Lux zgięła się w pół, i dostała ataku świszczącego kaszlu, walcząc o oddech.

  Heaten chwycił ją za włosy i zmusił by spojrzała do góry.

- Splamiłaś honor społeczności czarodziejów. Brzydzimy się tobą i twoimi zbrodniami, Hardbrooke. Azkaban nie jest wystarczającą karą na takie gnidy jak ty.

    Lux widziała lecącą na jej twarz pięść, ale nie mogła nic zrobić, by obronić się przed atakiem. Była przywiązana w miejscu tak ciasno, że nie była w stanie nawet poruszyć ręką. Po prostu zamknęła oczy. Seria następnych ciosów i kopnięć wydarzyła się bardzo szybko. Czuła krew w ustach, ale z każdym kolejnym zadanym jej ciosem, ból był coraz mniejszy. Przeniosła się myślami w jedno miejsce, w którym zawsze znajdywała ukojenie - do Syriusza.

Osunęła się na ziemię i coraz słabiej osłaniała twarz. Czuła, że tańczy na granicy utraty świadomości i coraz bardziej odsuwa się na tamtą stronę.  Ale co teraz będzie ze światem czarodziejów? Czy Remus zrozumiał jej wiadomość? Czy Harry zdążył opuścić zamek?
Zaczęła odpływać z takimi myślami, pogodzona ze swoim losem, gdy rozległ się huk.

- Protego! - usłyszała chłopięcy głos.

Siła zaklęcia rzuconego na Lux była tak mocna, że jej oprawców odrzuciło na boki. Stracili równowagę i popatrzeli po sobie głupio. Zbierając się z ziemi, rozglądali się w poszukiwaniu osoby, która ich zaatakowała.

- Petrifikus totalus - tym razem dziewczęcy głos, sprawił, że Jeven zdążył tylko wytrzeszczyć oczy, zanim zaklęcie go ugodziło i wywróciło na ziemię niczym posąg.

Heathan pobladł na ten widok. Bezmyślnie rzucił się do ucieczki. Krzyczał tylko w kółko "nie strzelać", a gdy zniknął pośród drzew, a jego głos oddalał się coraz bardziej, spod peleryny niewidki wyłoniło się troje uczniów: Neville, Hermiona i Ron.
Lux chciała się uśmiechnąć, by zapewnić, że wszystko jest w porządku, ale nie mogła się na to zebrać. Zakręciło jej się w głowie niebezpiecznie. Hermiona doskoczyła do niej szybko. Wyjęła z torby apteczkę czarodziejską i zaczęła zajmować się jej obrażeniami.

- Herm...iono - wydyszała Lux, unosząc rękę słabo. Chciała jej powiedzieć, że nie ma czasu, i że nie mają pojęcia, na jakie niebezpieczeństwo się narażają, ale Hermiona zrozumiała ją bez słów.

- To potrwa tylko chwilkę, pani Hardbrooke - powiedziała pospiesznie dziewczyna, odwracając się nerwowo w stronę bram. - Zdążę zanim wróci Knot. Neville, stań na czatach, mów jak ktokolwiek opuści zamek, a ty, Ron, zrób coś z tymi łańcuchami.

Chłopcy bez wahania ruszyli by wykonać polecenia. Ron poprosił Hermionę o radę w sprawie zaklęcia, a ona ofuknęła go, mieszając eliksir, który wlała Lux na siłę do gardła. Sam w końcu wpadł na pomysł. Jedna prosta Alohomora sprawiła, że łańcuchy opadły na ziemię z takim trzaskiem, że wypłoszyły kilka ptaków z pobliskich drzew.

Nikt cię nie zapraszałWhere stories live. Discover now