Rozdział 14

462 49 44
                                    

          Wkraczając na siódme piętro zamku oraz zbliżając się do Wieży Gryffindoru, Lysandra nie słyszała żadnej głośnej muzyki, kroków nadchodzących imprezowiczów ani krzyków pełnych pijackiej ekscytacji. Widząc dopiero osobę stojącą przy portrecie Grubej Damy uznała, iż nie została oszukana i impreza faktycznie się odbywała, a ona faktycznie miała zamiar w niej uczestniczyć. Chociaż sądząc po umiejętnościach bliźniaków i innych wybitnych uczniów Gryffindoru, nie spodziewała się rozpoznać po stanie pobliskiego korytarzu oznaków mówiących o jakimkolwiek duże przedsięwzięciu.

Nieznany jej uczeń stał przy portrecie, rozglądając się uważnie po korytarzu spowitym w półmroku. Gdy spostrzegł nadchodzącą Lysandrę, zmarszczył lekko brwi i przybrał niemal obronną, acz komiczną dla Snape pozę; ze skrzyżowanymi ramionami oraz poważnym wyrazem na okrągłej twarzy.

— Kremowe piwo — rzuciła od niechcenia do ucznia, gdy zbliżyła się na odpowiedni dystans.

— Słucham? — Zapytał ostrzegająco. — Skąd ty znasz hasło?

Lysandra zlustrowała czarodzieja krytycznym wzrokiem, jakby niedowierzając jego postawy.

— Żartujesz sobie, prawda? — Skomentowała, kręcąc lekko głową. — Po prostu mnie wpuść.

— A kto cię tu niby zaprosił? — Dopytywał defensywnie, wprawiając Snape w gorszy nastrój. — Ślizgoni nie mają prawa wstępu, kategorycznie.

Czarownica parsknęła śmiechem, wzruszając ramionami.

— Serio? — Rzuciła z irytacją. — Bliźniacy mnie tu zaprosili. Ile ci zapłacili, byś pilnował wejścia? Najwyraźniej zbyt dużo, skoro nie masz nawet listy gości. A mój dom nie ma żadnego związku z tym, czy mogę tam wejść. Znam hasło, właśnie ci powiedziałam kto mnie zaprosił, dlatego wpuść mnie zanim przejdę się na boisko po pałkę i tłuczka.

Chłopak zacisnął usta, czując jak jego męska dominacja podupada w kontakcie z Lysandrą. Gdyby nie wystarczyła jej postawa, Ślizgonka patrzyła na młodszego ucznia z góry przez znaczącą różnicę wzrostu.

— Tak właściwie, to... — zająknął się. —... to mam tę listę.

Snape wzniosła oczy do nieba, próbując nie załamać się pod wpływem zachowania Gryfona.

— To może ją z łaski swojej wyciągniesz? — Warknęła, tracąc nad sobą kontrolę.

Snape pomyślała, że z pewnością będzie musiała jak najszybciej odnaleźć alkohol, by zapomnieć o tej wymianie zdań. Uczeń zdecydował się pośpiesznie przeszukać kieszenie, by po chwili szamotania się wyjąć skrawek pogniecionego pergaminu. Zmrużył oczy i rozpoczął przeszukiwanie wzrokiem nazwisk na liście, aż nie zdębiał i nie spiął się.

Podniósł wzrok znad papieru na twarz Lysandry, która uśmiechnęła się prosto do niego z niebezpiecznie zmrużonymi oczami.

— Niech ci będzie — mruknął speszony. — Wchodź.

— Dziękuję, łaskawco — rzuciła, nim wejście otworzyło się. — I lepiej spróbuj trochę lepiej udawać, że nie pilnujesz niczego zakazanego. Inaczej każda osoba, która tędy przejdzie z daleka wywęszy zapach Ognistej.

Portret ukazał skryty korytarz, do którego wkroczyła Lysandra. Był on wyjątkowo wąski, dodatkowo dzielił pokój wspólny od bezpośredniego wyjścia na główne korytarze, co było według Lysandry zaskakująco mądrym pomysłem. Dzięki temu nikt nie usłyszałby z pomieszczenia muzyki, gdyby ktoś postanowił opuścić salon lub też dołączyć do zabawy.

Czarownica odetchnęła głęboko, po czym poprawiła lekko splątane, czarne włosy. Przerzuciła je na plecy i zaciągnęła spódniczkę niżej, by nie musiała obawiać się o przypadkowe pokazanie nieznanej osobie swoich skrytych walorów. W końcu po uspokojeniu się, jak i nastawieniu na długi kontakt z innymi osobami, zdecydowała się nacisnąć klamkę.

La Douleur Exquise • Fred WeasleyKde žijí příběhy. Začni objevovat