Rozdział 15

369 50 65
                                    

          Punkt kulminacyjny spożywania alkoholu uderzył Lysandrę w najmniej odpowiednim, lecz wyjątkowo przewidywalnym momencie. Znajdując się w damskiej toalecie w Wieży Gryffindoru i obserwując swoje własne odbicie w lustrze wiedziała, iż przekroczyła punkt, w którym odwrót byłby jeszcze możliwym wyjściem. Mogłaby ukradkiem wymknąć się z imprezy i o niej zapomnieć, nie pozwalając innym na zaobserwowanie swojej osoby w stanie całkowitego upojenia alkoholowego, lecz dziwny, nieznajomy głos w głowie nakazywał jej tam zostać. Dodatkowo obawiała się, że w tamtej chwili nie byłaby w stanie samodzielnie przebyć tak długiej i męczącej drogi do Lochów. Obraz niemal bezustannie wirował przed jej oczami, a mimo stawiania pewnych siebie kroków i tak nie potrafiła przejść zaledwie kilku metrów w prostej linii.

Uśmiechała się do swojego lustrzanego odbicia wiedząc podświadomie, iż był to najgorszy możliwy znak po wypiciu alkoholu. Jeśli ktoś zaczynał zbyt długo wpatrywać się w toalecie we własną twarz, przy okazji śpiewając zasłyszane z centrum imprezy piosenki oraz śmiejąc się do samego siebie, oznaczało to czerwone światło nakazujące przystopowanie z alkoholem. Dla Snape światło to, zamiast groźnie krwisto wyglądało na w miarę przyjemne dla oka, dlatego też miała w planach wypicie następnej kolejki wódki i wstąpienie na parkiet, aby tańczyć tak, jakby znalazła się w Wieży Gryffindoru całkowicie sama.

Aczkolwiek gdy tylko zdążyła wkroczyć z powrotem do salonu Gryfonów poczuła, jak cały dobry humor raptownie z niej ulatuje. Ekscytacja całkowicie wyparowała z Lysandry, a nieznany dotąd ból narodził się w klatce piersiowej czarownicy. Zacisnęła mocno dłonie na rąbku spódnicy, gdy jej serce zaczynało coraz szybciej galopować, a płuca zacisnęły się boleśnie na pustce.

— Co jest kurwa?! — Krzyknęła na tyle głośno, by jej głos przeciął dudniącą w pomieszczeniu muzykę.

Podeszła szybkim krokiem do kąta, w którym rudowłosy, wysoki chłopak obściskiwał się z Angeliną Johnson, ignorując odbywającą się imprezę oraz tańczących wokół ludzi. Obejmował ją władczo, zaciskając dużymi dłońmi wąską talię. Dopóki im nie przerwała, widziała w ruchach chłopaka namiętność, głębokie uczucia i pragnienie względem kapitanki drużyny domu Godryka. Właśnie to szczególnie zabolało czarownicę; czułość. Widoczne uczucia, jakie darzył względem całującej dziewczyny.

Odepchnęła od niego Angelinę, po czym stanęła między dwójką czarodziejów i złapała za kołnierz koszuli Gryfona, mocno zaciskając na niej swoją pięść.

— Co jest z tobą nie tak?! — Krzyczała z bólem Lysandra, marszcząc brwi i zaczynając okładać Gryfona pięściami. — Najpierw...mó...mówisz mi, kurwa, te wszystkie rzeczy, a potem się z kimś...tak liżesz?!

Chłopak niespodziewanie zaczął się śmiać, starając się obronić przed mocnymi uderzeniami Lysandry, które z każdą sekundą nabierały na sile.

— Lys, uspokój się! — Próbowała wtrącić się Angelina, lecz Ślizgonka nawet nie słyszała jej głosu.

Skupiła się wyłącznie na swojej własnej wściekłości, nie chcąc nawet zwalczyć żądzy zemsty, jaka zakryła logiczne myślenie Lysandry.

— Jesteś paskudny! — Warczała Snape. — Wiedziałam, by słuchać ojca! Nie ufać żadnemu, śmierdzącemu, obrzydliwemu, zdradzieckiemu...

— Co się tutaj dzieje? — Doszło do jej uszu. — I czemu na merlina bijesz George'a?

Lysandra stanęła z pięścią zawieszoną w powietrzu, wciąż zaciskając kołnierz koszuli Weasleya. Zamarła w bezruchu, czując jak jej powieki rozszerzają się w reakcji na te słowa. Odniosła wrażenie, jakby jej serce zatrzymało się, tak samo jak i czas na zegarach wskazujących drugą w nocy.

La Douleur Exquise • Fred WeasleyWhere stories live. Discover now