rozdział 31

413 25 0
                                    

Kiedy przychodzi już koniec, niektórzy widzą białe światło, inni tunel. Niektórym przelatują szczęśliwe wspomnienia.

Ja widziałam pustkę.

Obudziłam się w jakimś dziwnym miejscu, nie czułam bólu.

Podeszła do mnie jakaś kobieta.

- Gdzie ja jestem ? - Zapytałam.

- Jesteś w poczekalni. - Opowiedziała spokojnie.

- Co to jest ?

- To miejsce które decyduje o śmierci i życiu. Możesz iść ze mną lub wrócić na ziemię gdzie walczą o twoje życie. Ale to do ciebie należy ta decyzja. - Odpowiedziała spokojnie kobieta.

Chwilę się zastanowiłam.

- Chcę wrócić. - Odpowiedziałam pewna siebie.

- Więc do zobaczenia. - Powiedziała kobieta.

Znów zamknęłam oczy.

POV Nikogo

- Szybko tracimy ją !!! - Krzyknął jeden z lekarzy.

Akcja reanimacji ciągnęła się w nieskończoność, ale w końcu im się udało.

- Puls stabilny. - Powiedziała pielęgniarka.

- Miała dużo szczęścia. - Powiedział lekarz.

POV Artemidy

Chciałam podnieść powieki, lecz bezskutecznie. Cały czas słyszałam głosy, lecz bardzo ciche i niewyraźne.

Po wielu próbach podniosłam powieki, leżałam w białej sali. Byłam podłączona do wielu urządzeń.

Do mojej sali wszedł lekarz, automatycznie zaczął mnie badać.

- Jak się pani czuje ?

- Wszystko mnie boli. - Powiedziałam mocno ochrypniętym głosem.

- Czy pamięta pani co się stało ?

Wszystko sobie przypomniałam, uderzenie, wypadek, krew, stracenia przytomność i Luke.

- Mieliśmy wypadek.

- Co z Lukiem ? - Dodałam szybko, pożałowałam, gardło zaczęło mnie mocno boleć.

Bałam się usłyszeć prawdę.

- Jest w śpiączce. Jego szanse na obudzenie są bardzo małe. Przykro nam.

Po moich policzkach poleciały łzy, nie mogłam uwierzyć że znów mogę go stracić.

Dlaczego akurat mnie to wszystko spotyka.

- Czy mogę go zobaczyć ? - Zapytałam z nadzieją w głosie.

- Niestety ale nie.

- Kiedy będę mogła opuścić szpital ?

- Minimum tydzień. Teraz przepraszam ale muszę już iść.

Z tym słowami lekarz wyszedł.

Mogłam spokojnie płakać. Potem zasnęłam.

***

Ten tydzień minął bardzo szybko. Wszyscy mnie odwiedzali oprócz Cala i Mii którzy byli na tym miesiącu miodowym.

Dzisiaj mnie wypisywali.

Mogłam iść zobaczyć Luka.

Szłam korytarzami, aż w końcu doszłam do sali.

Nacisnęłam klamkę, weszłam do pomieszczenia które spowijał lekki mrok.

Zobaczyłam Luka na łóżku, leżał blady jak kreda, podłączony do różnych aparatur.

Usiadłam na krześle przy łóżku, wzięłam jego dłoń w swoją, moja mała rączka trzymała jego dużą dłoń.

Uroniłam jedną samotną łzę.

Nie wiem jak sobie poradzę jak on odejdzie.

***

Wróciłam do domu, wydawał się taki pusty bez Luka.

***

Minęły dwa miesiące, Mia i Cal wrócili.

Mia starała się mnie pocieszać. Ale jak można być szczęśliwym kiedy najblisza ci osoba umiera na twoich oczach. Lekarze postawili sprawę jasno. Jeśli nie obudzi się, to za dwa tygodnie odłączą go i umrze.

Jak zwykle siedziałam przy jego łóżku i trzymała jego dłoń. Czułam się jakby szpital był moim drugim domem.

Usłyszałam przyśpieszone pikanie w jakieś aparaturze, ale nie takie gdy ktoś umiera.

Poczułam delikatne ściśnięcie, popatrzyłam się na twarz blondyna.

Znów ujrzałam te śliczne niebieskie oczy, w których sie zakochałam.

Zaczęłam płakać ze szczęścia, znów go miałam przy sobie.

Mojego Luka.

W jednym momencie pobiegłam po pielęgniarkę i lekarza z którymi wróciłam do sali.

- To prawdziwy cud. - Powiedziała pielęgniarka.

Od razu mnie wyproszono mówiąc że teraz przeprowadzą badania.

Po pół godzinie znowu byłam w sali z blondynem.

- Co się stało ? - Zapytał.

- Mieliśmy wypadek i zapadłeś w śpiączkę, ale jest już wszystko dobrze.

Uśmiechnęliśmy się do siebie.

***

Minął miesiąc. W tym czasie wypisali Luka ze szpitala.

Wszystko po woli się układało.

Hope // 5 seconds of summerDonde viven las historias. Descúbrelo ahora