6 cz.2

820 66 19
                                    

Dwie kreski. O dwie za dużo...

Po ciężkiej i nie przespanej nocy Chuuya nareszcie postanowił umówić się na wizytę u "ginekologa". Chodź walczył z tą myślą zacięcie to jednak po wielu godzinach męki przegrał i poddał się. Po prostu wstydził się iść do tamtego miejsca z myślą, że ktoś będzie badał jego ciało i zagłębiał się w jego intymne miejsca. To było straszne i upokarzające. Tylko Dazaiowi da się dotykać. Chyba.

Rudzielec nałożył na siebie płaszcz by nie zamarznąć na dwóru, ponieważ ranna pogoda i temperatura mówiły same za siebie, że może przynieść niezłe choróbsko.

Chłopak spojrzał na godzinę. Miał jeszcze czas. Nawet więcej niż potrzebował. Jednak brakowało mu z tego wszystkiego jednej osoby. Tej jedynej. Głupiej gnidy, której nienawidził, a zarazem kochał. Dlaczego brunet nie wracał? Podobno miał już wrócić. Dlaczego nie odbiera? Przecież zawsze to robi...

Chuuya przeczesał niedlabe swoje rude kosmyki do tyłu, a następnie z wielkim westchnięciem, zamykając drzwi na klucz wyszedł z mieszkania i udał się schodami do wyjścia z budynku.

Podczas spokojnej wędrówki do lekarza cały czas zaciekle rozmyślał, co teraz będzie. Czy powinien poddawać się próbie urodzenia, czy też nie? Czy da radę? Czy będą jakieś skutki uboczne po ciąży? Czy umrze? Co się stanie? Wszystkie te pytania krążyły ciągle po jego głowie i nie dawały mu spokoju. A w dodatku, na dokładkę tego wszystkiego Dazai, chodź powinien już dawno wrócić nareszcie do domu, nie wracał. Nie odpowiadał na wiadomości oraz nie odbierał, nawet nie oddzwaniał, a biedna omega wciąż cierpliwie czekała i z każdą minutą, czy też godziną jeszcze bardziej się stresowała. Gdzie jest ten głupek, kiedy jest potrzebny?!

Po piętnastu minutach spokojnego spacerku do przychodni rudzielec nareszcie dotarł do celu. Stał tuż przed miejscem, w którym najmniej teraz chciał się znajdować. Skrzywił się na myśl, że musi tam wejść i jeszcze raz zapytał się sam siebie, czy aby na pewno powinien wchodzić. Może, gdyby... Nie. Już nie mógł się wycofać. Raz kozie śmierć.

Nakara wszedł do środka przez szklane drzwi i udał się prosto do recepcji.

Kiedy udało mu się ustalić wszystko z recepcjonistką zaczął się kierować pod wskazany mu numer pokoju na drogim piętrze budynku. A że rudzielcu nie chciało się wchodzić po schodach pojechał widną.

Nakahara usiadł przed pokojem i zaczął cierpliwie wyczekiwać na swoją kolej. W czasie czekania udało mu się kilka razy zadzwonić do Osamu oraz napisać do niego kilkanaście wiadomości o tym, że jest skończonym kretynem, a jego rodzice nie nauczyli go odbierania telefonów, a w szczególności oddzwaniania jak należy.

W dodatku odstawił płaszczy do szatni oraz załatwił się.

Rudzielec spojrzał na godzinę na zegarku. Jeszcze tylko chwilą, minuta, sekunda i...
-Chuuya Nakahara.-chłopak usłyszał w drzwiach gabinetu. Momentalnie poczuł jak po jego plecach zaczyna przechodzić stado ciarek, niepokoju i chęci ucieczki z tego miejsca.

Kilka razy zrobił "wdech i wydech", aby się uspokoić, a następnie podniósł się z krzesła i wszedł wraz z doktorką do gabinetu.

Wysoka kobieta, a przynajmniej wydawała się wysoką przez jakieś, około siedmiomo centymetrowe czerwone obcasy wskazała rudzielcowi miejsce przed biurkiem, a następnie sama zasiadła na swoim krześle za stołem.
Chuuya posłusznie usiadł na fotelu przed kobietą i czekał na dalsze jej ruchy.

Doktorka odpaliła swój komputer, a następnie zaczęła coś na nim sprawdzać.
-Kogo my tu mamy?-powiedziała sama do siebie, nie czekając na odpowiedź.-Hm.-zastukała kilka razy palcami o blat biurka.-Chu-przerwała na moment.-Chuuya!-wyskoczyla jak oparzona i zaczęła piszczeć, nawet nie zwracając uwagi na zdziwoną omegę.

Just us~|| Soukoku OmegaverseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz