Rozdział 34

175 15 0
                                    

Z ciemnego lasku przeszłyśmy na pole pełne słońca i kwiatów. Było to przepiękne miejsce. Trawa była miękka, przyjemna w dotyku. Był tu każdy rodzaj znanej mi rośliny. Czułam tu wielką euforię i spokój. Mogłabym zostać tu na zawsze, ale nie mogę.

Idąc przez pole rozmawiałyśmy o tym jak kiedyś było. Co się działo. Tematem były głównie śmieszne i radosne historie naszej rodziny. Tęskniłam za tym jak było kiedyś, ale też tęskniłam za moim nowym życiem, za bliskością, która została mi okazaną.

Przez głowę przechodziły mi różne myśli. Jestem strasznie ciekawa ile czasu mnie już nie ma. Co się dzieje z moim ciałem? Czy ktoś do mnie przychodzi w ogóle? Czy nadal Theo na mnie zależy? Jak bardzo go skrzywdziłam? Co się dzieje z nimi wszystkimi?

Te pytania zadawałam sobie co jakiś czas. Niestety pozostają one bez odpowiedzi. Jeszcze.

Podeszłyśmy do miejsca, w którym były zwierzęta. Najróżniejsze. Spojrzały się na nas i poczułam jakby się zaczęły cieszyć. Sama się do nich uśmiechnęłam. Nagle za plecami usłyszałyśmy bardzo dziewczęcy głos.

- Ale one się cieszą, że cię widzą. Wiedzą kim jesteś. - odwróciłam się I zobaczyłam uśmiechniętą rudowłosa dziewczynę na oko 25 lat.

- Każdy tu wie kim jest Dimi, Lilo. - odpowiedziała moją babka. Każdy wie prócz mnie samej.

- Wszyscy na was czekają. - powiedziała dziewczyna.

Babcia z uśmiechem klasnęła, wzięła pod rękę i zaczęła prowadzić mnie w nieznanym kierunku, za nami szły zwierzęta.

Po chwili ujrzałyśmy miasteczko. Wydaje mi się, że tak mogę je nazwać. Każdy był tu uśmiechnięty i się, ze mną witał. Było tu tak przyjaźnie.
Skierowaliśmy się w stronę wielkiego budynku, coś na wzór ratusza. Był ogromny, z drewna brzozowego, większą jego część zajmowały na ścianach bluszcze i inne rozmaite rośliny rosnące ku kurze.
Gdy już pokonałyśmy schody, straż otworzyła nam wielkie białe drzwi na, których zauważyłam wzór, który czułam, że znam. Nie przejumjac się bardziej tym szłam dalej.
Środek budynku był elegancko, jasno urządzony. Był taki czysty z elementami zieleni, kwiatów, zwierząt i srebra, bądź białego złota.
Przeszliśmy przez salon w stronę ogrodu, gdzie jak mnie poinformowano miała odbyć się uroczystość/impreza z okazji mojego przyjścia. Zapowiadało się ciekawie.

Pov. Theo

Leżała tu już dwa tygodnie, cholerne dwa tygodnie. Nadal nic nie było wiadome. Nikt nie wiedział czy się obudzi, przeżyje, kompletnie nic nie wiedzieliśmy.

Przychodziłem do niej codziennie. Mówiłem do niej by wróciła. Czasami wydawało mi się, że mnie słyszy, że kącik jej ust się porusza ku górze. Ale były to tylko zwidy.

Jest już po północy, a ja jak głupi siedzę w tym szpitalu, w jej sali przy jej łóżku i trzymam ją za dłoń.
Nagle ktoś wszedł do pomieszczenia. Natychmiast się odwróciłem. Był to Liam.

- Stary wiesz już, która to godzina? Powinieneś wrócić do domu, wyglądasz jak trup, jak chcesz to ja mogę tu być, dam ci znać jeśli coś się wydarzy. - powiedział to równocześnie klepiąc mnie po ramieniu.

- Chce tu być gdy się obudzi. - wymruczałem sennie.

- A co jeśli to będzie trwało miesiące, lata? Ludzie budzą się nawet po 10 latach. Theo musisz zacząć normalnie żyć. Ona by tego chciała.

Wiedziałem, że ma rację, ale nie umiem odpuścić. Zbyt bardzo mi na niej zależy by teraz przestać.

- Jeśli będzie trzeba bede tu czekać te 10 lat. - odpowiedziałem spoglądając na dziewczynę.

- Okej, ale żeby potem nie było. - po tych słowach wyszedł z pomieszczenia i znów zostałem z nią sam.

- Proszę cie Moon wróć...

Pov. Deima
Zabawa była superowa, tańczyłam z różnymi osobami, nie znaliśmy się, ale mimo tego szczegółu gadaliśmy, śmialiśmy się jakbyśmy znali się od lat. Zostałam oprowadzona po wszystkich zakątkach budynku i miasta, dzień trwał tu bardzo długo. Czułam się tu naprawdę dobrze, ale nie mogłam zostać.
Za ogrodem było jezioro, ogromniaste jezioro. Wzięłam Al I babcie byśmy się poszły tam przejść.

Zatrzymałyśmy się przy brzegu jeziora. Woda była pięknie czysta wręcz krystaliczna, dokładnie można było ujrzeć swoje odbicie. Uklęknęłam blizej lini gdzie zielona trawa stykała się z wodą. Przez chwilę patrzyłam sobie w oczy. Wiedziałam co chce, wiedziałam gdzie musze być, po jakiej stronie stanę. Wiedziałam kim chce się stać.
Wstałam, odwróciłam się w stronę babci i kuzynki.

- Musze do nich wrócić. Nie mogę pozwolić na to co się dzieje. - powiedziałam zdecydowanym głosem na co obie się po sobie spojrzały. Wiedziałam już, że to będzie trudne.




Witam po ponad miesiącu i przepraszam, szkoła potrafi wejść mocno na psyche. Ale jestem już i postaram się być bardziej regularna. To prawdopodobnie ostatni rozdział w tym roku, a w lutym planuje koniec tej książki także do zobaczenia i wesołych świat❤❤

Od Natury Nie Ma Ucieczki | Theo Raeken Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz