Rozdział 25

1.1K 68 0
                                    

Po naszym małym wyznaniu nie zmieniło się praktycznie nic. On wciąż jest miły i troskliwy, od pobytu w górach nie pokazuje już swojego oblicza tyrana. A ja jak zwykle nie wiem, na czym stoję. Postanowiłam zaakceptować ten stan rzeczy. Przecież nie zawsze potrzeba wielkich wyznań czy kolosalnych zmian. Muszę pozwolić rozwijać się tej relacji w swoim tempie.

Czasami jednak chyba mogę podkręcić nieco obroty. Na przykład dzisiaj. Jest już dosyć późno, a ja rzucam się z boku na bok. Spodziewałam się, że właśnie w taki sposób będzie wyglądała ta noc – panikuję na myśl o jutrzejsze walce; tłumaczę sobie, że muszę zasnąć, bo zmęczona na pewno nie poradzę sobie zbyt dobrze, ale to na nic się zdaje. Sama nie jestem w stanie się wyciszyć.

Wsuwam nogi w miękkie kapcie, narzucam grafitowy szlafrok z satyny i opuszczam pokój, ruszając w kierunku sypialni Rona. Kilkukrotnie uderzam kłykciami o twardą powierzchnię. Jeśli mi nie otworzy, sama wpuszczę się do środka.

Już wyciągam dłoń w kierunku klamki, kiedy drzwi bezdźwięcznie przesuwają się do wewnątrz, ukazując to, co moje oczy chciały zobaczyć – półnagiego, dobrze zbudowanego mężczyznę, znacznie mnie przewyższającego, patrzącego na mnie zmartwionym wzrokiem.

– Tak, Demi Anne? Co się dzieje?

– Nie mogę spać – odpowiadam, omijając go, by wpakować się do jego sypialni. – Za bardzo się stresuję. Nie dam sobie rady. Kamery, walka otwierająca galę, Cindy Cat. Przecież ja tam zginę. To się dzieje za szybko. Nie jestem odpowiednio przygotowana – wyrzucam z siebie, gestykulując przy tym intensywnie. – A co, jeśli spocą mi się dłonie? I coś spieprzę?

– Dem, jesteś przygotowana – mówi łagodnym głosem. Obejmuje mnie i całuje w czubek głowy. Przytulona do jego torsu, próbuję czerpać spokój, płynący z bicia jego serca. – Pięć walk to rzeczywiście niewiele, ale pamiętaj, że nie jesteś w tym miejscu przypadkiem – tłumaczy wciąż bardzo delikatnie i powoli. – Nie jesteś amatorką, jesteś sportowcem. Przypomnij sobie wszystkie te starcia, które stoczyłaś w swoim życiu. Te turnieje, z których wyszłaś zwycięsko. Kochanie, tutaj będziesz robiła to samo, co zawsze. Różnica jest tylko taka, że to jest większe show. Wiem, że tak duża publika, a szczególnie obecność kamer, mogą przytłaczać, ale ty masz tylko wyjść i robić swoje. Tak jak dotychczas.

Po tym jak nazwał mnie „kochaniem", z trudem skupiłam się na pozostałych słowach. „Dem" to najczulsze zdrobnienie, na jakie dotąd sobie pozwalał. Nawet kiedy się kochaliśmy, nie używał żadnych pieszczotliwych zwrotów. Co prawda nigdy nie byłam fanką takich ckliwych, szczególnie odzwierzęcych, słówek, ale nie obraziłabym się, gdyby Ron zaczął się do mnie zwracać tym nowym „pseudonimem".

Odsuwam się od niego odrobinę, tak by wciąż pozostawać w jego ramionach, ale też móc spojrzeć mu w oczy.

– Cały czas powtarzam sobie to wszystko. Wcześniej działało, ale teraz nie potrafię ochłonąć.

Ron wydaje z siebie dźwięk zrozumienia. Palcami jednej dłoni zaczyna bawić się rąbkiem mojego szlafroka.

– A jeśli położysz się ze mną, będziesz w stanie zachować spokój? – Zsuwa rękę coraz niżej, uchylając krawędź mojej luźnej koszulki na ramiączkach. Zatrzymuje się w miejscu, pod którym można wyczuć bicie mojego serca. – Dziś nie wolno nam zarwać nocy, tym bardziej że wciąż jeszcze dochodzę do siebie po sobocie.

– To brzmi, jakbym to ja nie potrafiła ci się oprzeć, a przecież wszystko, co działo się między nami, wychodziło z twojej inicjatywy.

– Rzeczywiście, gdyby wychodziło z twojej, skończyłoby się na pierwszym pocałunku – mówi rozczarowanym głosem.

Wrestloving you. Miłość na ringu ✔ 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz