To nie twoja wina

77 3 0
                                    

[...]
Leon : K-kim jesteś?
?: Chris. Nazywam się Chris Redfield a ty koleszko?- chłopak popatrzył na mnie po czym się uśmiechnął.
Leon : L-leon K-kennedy...- odpowiedziałem niepewnie.
Chris : Nie widziałem cię tu wcześniej...Niech zgadnę jesteś nowy?- powiedział patrząc się na mnie od góry do dołu.
Leon : T-tak, dzisiaj miałem zacząć tu pracować ale...dzieje się to co się dzieje...
Chris : Rozumiem cię.- delikatnie położył mi dłoń na ramieniu- Lepiej trzymaj się blisko mnie jeśli nie chcesz zginąć.- powiedział i się uśmiechnął.- A no właśnie bym zapomniał masz przy sobie jakąś bron?
Leon :M-mam!- po czym wyciągnąłem nóż.
Chris popatrzył na ostre narzedzie które trzymałem w dłoni, po czym się zaśmiał.
Chris: Hahaha młody...Z tą bronią lepiej do nich nie wychodź... Masz tu coś bardziej pożyteczniejszego.- wyciągnął z pochwy pistolet i wyciągnął do mnie rękę.

Zaskoczyło mnie to ponieważ poznał mnie niespełna kilka minut temu...Z drugiej strony zaimponował,gdyż zaufał mi i oddał własną broń.
Leon :D-dziękuje sir...
Chris :Proszę cię, mów mi poprostu Chris.
Leon :Dobrze... To co teraz?
Chris : Wypadałoby się stąd wydostać. Całe szczęście znam tajne wyjście z tego komisariatu.
Leon :Mógłbym Ci pomóc?
Chris :Jeszcze się pytasz? Pewnie! Tylko jest jedna bardzo ważna zasada.
Leon :Jaka?
Chris :Nigdy. Ale to przenigdy nie wydawaj głośnych dźwięków bo to ściągnie na nas nieszczęście. Rozumiesz?
Leon:Tak jest si- Znaczy Chris!
Chris:Świetnie to ruszajmy. Musimy najpierw sie wybrać do jednego biura jest na drugim piętrze.
Leon: Dobrze.- powiedziałem po czym się lekko uśmiechnąłem.

Weszliśmy schodami na górę i powoli szliśmy do biura o którym mówił Chris. Szedł przde mną gdyż on wiedział dokładnie gdzie musimy iść. Gdy tak szedłem za nim nurtowała mnie pewna myśl ,,Dlaczego on jest dla mnie taki miły?". Miał w sobie coś takiego że ufałem mu.

Szliśmy ciemnym korytarzem, Chris pewnie szedł dalej, nie było po nim widać że się czegokolwiek boi. Był taki odważny... podobało mi się to. Moja wyobraźnia zaczęła być coraz bardziej aktywna, a główną postacią w niej był właśnie Chris. Starałem się trzymać powagę jednak miałem ogromny problem aby się opanować. Nie zauważyłem że Chris zaczął się ode mnie oddalać, przechodziłem obok jakiejś szafki z której wyleciał zombie.
Leon:AH! Z-ZOSTAW MNIE!- wyciągnąłem pistolet i postrzeliłem go w noge, ten tylko się przewrócił ale nadal żył! Starałem się nacelować na jego głowę jednak miałem z tym problem gdyż chwycił mnie za nogę i starał się mnie ugryźć. Jednak starałem się aby mnie puścił, szybko wyrwałem noge z jego rąk,kopnąłem go w głowę nacelowalem i pociągnąłem za spust. Kula roztrzaskała głowę potwora, A jego resztki mózgu rozbryzgały się na ścianie.
Leon:Uff było blisko...-zacząłem chorobliwie dyszeć z przerażenia,oparłem się o ścianę i osunąłem na ziemie.
Po kilku chwilach przybiegł Chris, rozejrzał się po polu walki, wolnym krokiem podszedł do mnie i ukucnął.
Chris:Leon! Wszystko gra?!- po czym chwycił mnie za ramie i lekko potrząsnął.
Leon:J-ja...z-zabiłem...cz-człowieka...
Chris:Leon... to już nie był człowiek...To nie twoja wina, nie obwiniaj się.
Leon:A-ale j-ja-
Chris:Leon to nie twoja wina!-po chwili złapał mnie za tył głowy i wpatrywał mi się prosto w oczy.- On już nie był człowiekiem... Musiałeś to zrobić ale najważniejsze jest w tej chwili to że tobie nic się nie stało.
Popatrzyłem ze łzami w oczach jego twarz, nie wytrzymałem i go przytuliłem. Chris nic nie odpowiedział i odwzajemnił uścisk. Jego dotyk był taki delikatny i przyjemny... Czułem jakbym go znał od dawna...
Chris:Już lepiej?
Leon:T-tak dziękuję Chris...
Lekko sie odsunał i teraz nasze twarze były na przeciwko siebie. Z bliska był jeszcze piękniejszy...
Chris:Nie ma sprawy, teraz chodźmy tu nie jest zbyt bezpiecznie..- razem wstaliśmy i nagle Chris złapał mnie za rękę.
Leon:Hm?!- spojrzałem na nasze dłonie i się zaczerwieniłem.
Ch:To tak na wszelki wypadek. Zauważyłem że te potwory strasznie do ciebie ciągnie.- zaśmiał się i razem poszliśmy do tego biura. Okazało się że to biuro S.T.A.R.S.
Leon:Ty jesteś ze S.T.A.R.S.?
Chris:Hm? Ah tak tak
Leon:-cicho pomyślałem- jest z wyższej jednostki...To stąd tak dużo wie o tym miejscu.

Weszliśmy do środka, tu na szczęście nie było żadnego z tych trupów.
Chris:Dobra to teraz gdzie to jest?- podszedł do jednego z biurek i zaczął czegoś szukać.
Ja podparłem się o ścianę i czekałem aż Chris znajdzie to czego szuka. Czułem się strasznie wyczerpany, zacząłem ziewać a moje powieki stały się cholernie ciężkie.
Chris:Hm? Śpiący jesteś?-skierował swój wzrok na mnie.
Leon: Mh...N-nie...nie aż tak bardzo...
Redfield odszedł od biurka i podszedł do mnie.
Chris: Jeśli chce Ci się spać możesz się położyć tu.
Leon:N-nie! Nie trzeba, pozatym nie chce żebyś Ty tu wszystko robił sam...
Chris: O mnie się nie martw dam sobie radę.- uśmiechnął się.
Nie mogłem się już utrzymać na nogach strasznie byłem zmęczony więc usiadłem na ziemi.
Chris:A jednak?-zaczął się cicho śmiać.
L:Zdrzemnę się tylko na chwilę...
Chris:Nie ma problemu. To dobranoc Leon.

Oparłem głowę o ścianę, zamknąłem oczy i odpłynąłem. To był strasznie długi dzień... Mam nadzieję że ten koszmar sie skończy...

First meeting in Racoon CityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz