Nagły zwrot akcji

61 2 0
                                    

 Już sądziłem że zgine właśnie w taki sposób, w dodatku z niewinnym policjantem... Chris na to tak nie zasłużył...

 ?:Hej fjucie!- rozległy się strzały w potwora.

Ten spojrzał na osobę która to wykrzyczała. Bez jakiegokolwiek  zastanowienia ruszył na naszego ,,wybawcę''.

 ?:Biegnijcie przed komisariat! Lepiej zasłońcie oczy!- po tych słowach rzucił mu pod nogi granat oślepiający. W tej samej chwili podbiegłem po nieprzytomnego Chrisa, wziąłem go pod ramie i udałem się przed komisariat. Byłem w ogromnym szoku, co się właśnie stało? Kto to był? I kim albo raczej czym jest ten potwór. Po kilku krótkich chwilach nieznajomy podbiegł do nas, złapał mnie za ramię i powiedział:

 ?: Zaraz ci wszystko wyjaśnię ale teraz chodź, tu nie jest zbyt bezpiecznie-

 Nawet nie zdążył dokończyć aż tu nagle z pomiędzy aut wyszło więcej trupów, zombie... Nie no po prostu świetnie! Nieznajomy zaczął do nich strzelać z karabinu. Gdy pokonał tych najbliższych odwrócił głowę w moją stronę i powiedział:

 ?: Za mną!- zaczął biec i strzelać do zakażonych co jakiś czas. Ja starałem się mu pomóc, wyjąłem pistolet i też oddawałem po kilka strzałów, większość z nich była trafiona. Nie przestawałem podążać za nieznajomym też przez ten czas starałem mu się przyjrzeć. Miał ciemne, lokowane włosy dosyć długie, miał też brodę jednak nie była ona bardzo długa. Był dobrze zbudowany, podobnie zbudowany jak Chris. Zdawało mi się że jest od niego niższy ale niestety wyższy ode mnie. Zdawało mi się że biegliśmy tak całą wieczność, nie wiedziałem gdzie dokładnie biegniemy. Co się obejrzałem widziałem tylko trupy zżerające niewinnych ludzi żywcem... To był jakiś koszmar! Chciałem już jak najszybciej zakończyć to wszystko, czemu to się wogóle stało? Nic z tego nie rozumiem...

 Wbiegliśmy w jakąś ciemną uliczkę. Czy ten typ chce nas już do reszty pozabijać?! W końcu nie wytrzymałem i wyparłem do niego

 Leon: Hej dokąd tak wogóle idziemy??

?: Jak dojdziemy to się dowiesz. A teraz cicho bo ściągniesz na nas kłopoty!- odparł zatrzymując

się przy drzwiach od jakiegoś bloku. Zaczął coś majstrować z zamkiem. Obawiałem się tylko aby tu nie przyszła cała wataha tych stworów bo to będzie kaplica... Czekaliśmy tak chwilę aż otworzył te drzwi. Wszedł pierwszy z bronią w gotowości, po kilku dłuższych chwilach powiedział że jest czysto i że mam wejść. Niechętnie ale musiałem to zrobić, Chris był nieprzytomny też nie był zbyt lekki.. Gdy tylko przekroczyłem próg nieznajomy zamknął drzwi i kazał mi iść do lokalu obok. Wykonałem polecenie, okazało się że byliśmy na parterze blokowym, a miejsce gdzie kazał mi iść ten chłopak okazało się jakieś mieszkanie. Ledwo doszedłem do kanapy będącej w salonie. Położyłem na niej Chrisa, ułożyłem go tak żeby nie spadł. Do pokoju wszedł ten szatyn i usiał na krześle które stało w rogu pokoju. Bacznie przyglądał się Chrisowi, potem skierował swój wzrok na mnie. Dobrze to widziałem i odparłem: 

 Leon: Co się nam tak przyglądasz?- odparłem lekko groźnym tonem i zmarszczyłem brwi.

Szatyn tylko podparł broń o ścianę popatrzył się na mnie i powiedział:

 ?: To już się nawet patrzyć nie mogę? Odrobinę wdzięczności za uratowanie wam tyłków, gdyby nie ja tamten tyran zabił by ciebie razem z twoim koleszką!- odparł lekko oburzony.

  Leon : Mam swoje powody! I przedstawił byś się!

?: Ah no tak. Jestem Carlos, Carlos Oliveira a ty krzykaczu?- zaśmiał się.

 Leon: Leon... Leon Kennedy- odpowiedziałem lekko się uspokajając. 

 Carlos: A on?- pokazał na Chrisa- Nie wygląda za dobrze..

 Leon: To jest Chris... 

 Carlos: Co mu się stało?- zapytał zdziwiony Carlos.

 Leon: Został zaatakowany przez tamtego bydlaka...Gdyby, był bardziej rozważny nie doszło by do tego! To wszystko moja wina!!- do moich oczu nadeszły łzy. Już miałem się rozpłakać ale sie powstrzymałem, nie chciałem aby Carlos to widział. On w tej samej chwili wstał i podszedł do nas, nachylił się i przyjrzał się Chrisowi z bliska.

 Carlos: Hmmm... Sądzę że musi odpocząć, musiał mocno oberwać.. Powinno mu przejść do jutra.- powoli się wyprostował i stanął ze mna twarzą w twarz.- Twój przyjaciel jeszcze wróci do normalności o ile nie został ugryziony

 Leon: Nie został! Pilnowałem go cały czas!

 Carlos: Jaki dobry z ciebie przyjaciel... No cóż zostań z nim ja sprawdzę resztę mieszkań i zobaczę czy coś nam się przyda.- po tych słowach podszedł do drzwi mieszkania- Jakby coś się działo to dzwoń do mnie.- wyciągnął z kieszeni krótkofalówkę i rzucił mi ją do ręki i wyszedł zamykając drzwi.

 No cóż znowu zostałem z Chrisem, przybliżyłem się do niego, usiadłem na kanapie, otarłem też krew z jego głowy i lekko chwyciłem za jego policzek. Wpatrywałem się w niego ze łzami w oczach, coraz bardziej chciało mi się płakać. Tylko nachyliłem się nad jego głową, przybliżyłem do jego twarzy i wyszeptałem:

 Leon: Obiecuję Ci Chris naprawię to i zadbam o Ciebie...- przytuliłem się do niego, a później położyłem się przy nim i wtuliłem się w jego klatkę piersiową. Czułem że muszę się nim zająć.. Był dla mnie zbyt ważny już nie patrzyłem na to że znaliśmy się kilka dni, może to już mówiłem ale strasznie mi na nim zależy. Jak Chris jest przy mnie czuje się tak bezpiecznie i wiem że z nim mogę wszystko! Z tą właśnie myślą usnąłem. 


Jutro będzie lepiej... Jestem tego pewien...

First meeting in Racoon CityWhere stories live. Discover now