Rozdział 1: Ośrodek Pomocy Dla Bezdomnych Psów

1.7K 127 52
                                    

Jest to część trzecia serii "Self-insert HP" i polecam przeczytać dwie poprzednie, aby wszystko miało sens.

____________

Leżałem na brzuchu, czytając w kompletnym znudzeniu podręcznik do eliksirów. Odrętwiałem już od octowego smaku w ustach i pozostało mi tylko zdobyć resztę składników do eliksiru. Magiczne rzeczy jak ćma zostały zamówione i są przechowywane w bezdennej dziurze mojej torby, ale musiałem dostać w swoje ręce rosę i łyżkę. No i był jeszcze Syriusz...

Wiadomości o Syriuszu były nieliczne i sporadyczne. Mugolskie wiadomości twierdziły, że go widziały, podczas gdy Prorok Codzienny stale się aktualizował, zmieniając zdjęcie Syriusza, a od czasu do czasu pojawiały się szkice przewidywań, jak może wyglądać teraz. W pewnym momencie uważano, że jest w Londynie, ale potem zniknął, zanim Aurorzy mogli go znaleźć.

Sansa wpadła w furię, odkąd to wszystko się zaczęło.

Raz w tygodniu piszczała i nerwowo układała mi włosy, dopóki nie dałem jej listu do Syriusza, żeby mogła wyruszyć na jego polowanie, tylko po to, żeby wrócić jeszcze bardziej wkurzona z listem wciąż przyczepionym do nogi. Była całkowicie rozgniewana na cały świat i pewnego wieczoru, kiedy moi krewni byli gdzieś na kolacji, wydała z siebie tyradę wrzasków i syków. Niemal mogłem ją zrozumieć.

'Jak śmiał ktoś odmówić przyjęcia mojego listu! Jak śmie uciekać ode mnie! MNIE!!! Ja wychodzę z siebie, żeby go znaleźć, a on ucieka, nie pozwalając mi dokończyć pracy!'

Gdyby mogła mówić, to byłoby dokładnie to, co by mi powiedziała. Tamtej nocy mieliśmy z nią sesję przytulania. Myślę, że Vernon prawie dostał ataku serca, kiedy sprawdził mnie tej samej nocy i znalazł bardzo agresywnie wyglądającą sowę blokującą moją twarz od światła korytarza.

Ale dziś był nudny dzień wypełniony smakiem octu na języku, który nie chciał odejść. Tylko przez kolejny tydzień musiałem trzymać w ustach liść mandragory, a potem będę mógł go wyjąć pierwszego sierpnia, dzień po urodzinach. Mała część mnie chciała sprawdzić swoje szczęście, prosząc Vernona o podpisanie kartki z pozwoleniem do Hogsmeade, ale... Niee. Miałem większe szanse przekonać Snape'a, żeby mnie wypuścił, niż przekonać tego faceta, żeby podpisał coś dla mojej szkoły.

- Chłopcze! - Po schodach rozległo się ostrzegawcze wołanie dzikiej ciotki Petunii. - Zejdź tu, natychmiast!

- O dobra, coś do roboty... - mruknąłem leniwie do siebie, zwijając się z łóżka i ponownie dopasowując ubranie. Petunia podrzuciła mnie w środku dzielnicy handlowej, żeby mogła zająć się Dudleyem, a ja mogłem zająć się sobą. Na szczęście był tam sklep, który miał wyprzedaż koszul.

Podczas gdy Petunia po trzech godzinach zakupów ledwo miała torbę dla Dudleya, ja miałem cztery.

Wszedłem do kuchni i spojrzałem na panujący przede mną bałagan. Były to wszystkie "wytworne" naczynia Petunii. Żadne z nich nie było czymś, co mógłbym uznać za klasyczne, a wszystkie miały na spodach filiżanek i talerzy napis "Made In China".

- Marge przyjeżdża w przyszłym tygodniu i chcę, żeby wszystko było wypolerowane i czyste, zanim tu przyjedzie. - Petunia zarządziła, skłócona na myśl o tym, że szwagierka pojawi się i będzie dotykać jej wymyślnych naczyń.

- Więc... co dokładnie chcesz, żebym zrobił? Myślałem, że nie wolno mi dotykać tych rzeczy? - zapytałem pusto. Ostatnim razem, kiedy dotknąłem jednego z kubków, bo Dudley go przewrócił, zostałem zamknięty w swojej komórce na tak długo, że krzyczałem, aż musieli mnie wypuścić, zanim ktoś wezwał policję.

(3) Harry Potter and the Best Doggo || tłumaczenieOù les histoires vivent. Découvrez maintenant