Rozdział 11: Sansa, Skarbie, Co Się Tam Stało?

1K 114 16
                                    

Lupin stał przed kominkiem swojego gabinetu, patrzył z góry na Petera i głęboko wzdychał. Na zewnątrz, w klasie, mógł usłyszeć, jak Syriusz wypuszcza z siebie śmiech, dźwięk, którego nie słyszał od tak dawna, nawet przed śmiercią Jamesa i Lily. Potterowie byli jak klej, który trzymał ich wszystkich razem i gdy tylko Dumbledore ich ukrył, między Lupinem i Syriuszem pojawiły się podejrzenia. Gah, gdyby tylko...

Nie, nie nie. Nie sprowadzi Jamesa i Lily z powrotem, żałując przeszłości. Ważne było oczyszczenie imienia Syriusza i wsadzenie Petera do więzienia raz na zawsze.

Lupin sięgnął po proszek fiu, gdy usłyszał stukanie w swoje okno. Odwracając głowę, zobaczył Sansę cierpliwie czekającą na wpuszczenie do środka. Kiedy Lupin otworzył szybę, musiał dostosować nagły ciężar na swoim ramieniu, gdy duża śnieżna sowa obrała je za swoją grzędę. Słyszalnie przełknął, nerwowo przyglądając się ptakowi. Jeszcze kilka minut temu była gotowa zerwać twarz Petera i każdego, kto ośmielił się ją dotknąć. Sansa przez chwilę skubała pióra, po czym wyciągnęła się, używając dzioba do lekkiego skubnięcia jego ucha - Lupin mgliście pamiętał, jak Harry odnosił się do tego jako "pieszczot".

Nigdy nie posiadał sowy, zawsze po prostu korzystał ze szkolnych lub pożyczał je od przyjaciół w czasie swoich nastoletnich lat.

Ostrożnie, aby nie potrącić ciężkiego ptaka, Lupin zebrał trochę proszku i wszedł do swojego kominka. 

- Ministerstwo Magii!

Zielone płomienie pojawiły się i zniknęły, a Lupin wyszedł z jednego z wielu czarnych, murowanych kominków Ministerstwa. Jak można było się spodziewać, nikt nie rzucił na niego okiem. Każdy był zajęty swoją pracą i nikt nie miał czasu, aby zwracać uwagę na mężczyznę ze zdenerwowaną, pokrytą sadzą sową i spanikowanym szczurem. Jeśli ktoś zwróciłby uwagę, pomyślałby, że jest on częścią działu opieki nad zwierzętami.

Ramiona Lupina osunęły się, powodując, że poczuł jak szpony Sansy uparcie wgryzają się w niego, by utrzymać własną równowagę. Przyszedł tu, by... by zrobić co? Cofnąć zaklęcie nałożone na Petera i pozwolić mu biegać po okolicy, by ujawnić, że żyje?

Jak w ogóle miałby się zabrać za rozmowę z ministrem?

- W takim razie poszukajmy Lucjusza albo Artura... - Lupin odchylił głowę i zgarbił postawę, gdy Sansa rozłożyła skrzydła, nieubłaganie bijąc nimi w powietrze i częściowo w jego głowę, i wystartowała. Coś głęboko w trzewiach Lupina mówiło mu, że jeśli nie pójdzie za nią, zastanie ją w gorszym nastroju niż wcześniej. - Ona naprawdę jest ptakiem Harry'ego.

Lupin dwukrotnie sprawdził, czy klatka Petera i on sam nadal są z nim.

Rozprostowując ramiona, przepchnął się przez gromady ludzi zajmujących się swoimi sprawami. Szedł w kierunku, w którym odleciała Sansa, ale musiała wylądować, bo w ogóle jej nie widział. Mógł ją usłyszeć, ale zobaczyć to już inna sprawa.

- Sansa? Dlaczego tu jesteś- gdzie jest Harry-? Dlaczego tak bardzo piszczysz? Gdzie jest twój pan?

Lupin odetchnął z ulgą, gdy przedarł się przez tłum i znalazł Lucjusza. Malfoy wyglądał na raczej niezadowolonego, gdy pozwalał Sansie grzęznąć na swoim przedramieniu. Nie trzepotała skrzydłami ani nie wykazywała żadnych oznak agresji poza skrzeczeniem przy każdym wydechu. To było prawie jak patrzenie na Harry'ego w ptasiej formie, robił dokładnie taką samą minę w klasie, gdy koledzy zadawali pytania, które chłopak uznawał za "głupie".

- Lucjusz Malfoy? - Lupin zawołał z lekkim zmęczonym sapnięciem. W końcu ich dogonił, starając się ustabilizować oddech i uspokoić szybko bijące serce, nieprzyzwyczajone do takiego tłoku. Zajęło mu całą jesień, aby zaaklimatyzować się w środowisku szkolnym, gdzie uczniowie codziennie wdzierali się w jego przestrzeń osobistą. To był zupełnie nowy poziom tłoku, przynajmniej w Hogwarcie mógł się wycofać do swojego biura.

(3) Harry Potter and the Best Doggo || tłumaczenieजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें