*dziesięć lat później*
Mikey rozłączył się i przeciągnął, czując jak kości w ramionach strzelają mu po długim przebywaniu w jednej pozycji. Przeczesał czarne, krótkie włosy i spojrzał z lekkim uśmiechem na Drakena, który stał oparty o swój motor. Mężczyzna z tatuażem na skroni i czarnych włosach spiętych w kitkę uniósł brew.
- I jak? - zapytał.
- W porządku. Dali radę. - powiedział, podchodząc do swojego pojazdu.
Potarł szyję w miejscu, gdzie znajdował się tatuaż smoka. Jego ludzie mieli nieco problemów z przejęciem niewielkiej organizacji, ale wszystko skończyło się pozytywnie dla Swastyk.
Uśmiech zagościł na twarzy Drakena.- Nie spodziewałem się niczego mniej. - powiedział.
- Wiem. Wybrałem tych ludzi osobiście, wiedziałem że im się uda. Wątpiłeś we mnie, Ken-chin? - uśmiechnął się spokojnie.
- Nie w tym życiu. - pokręcił głową z rozbawieniem. - Zbieramy się? - skinął w stronę drogi, na której poboczu zaparkowali.
- Oczywiście. - Mikey wsiadł na motor i uruchomił silnik. - Powinniśmy pójść na Doriyaki.
- Widzę, że twoje gusta nigdy się nie zmianiają. - zaśmiał się Draken.
- Mówisz, jakbyś mnie nie znał, Ken-chin.
Wsiadł na motor i wjechał na drogę, a Draken za nim.
Mikey stał na czele Tomanu już wiele lat. Powiększał go i wzmacniał, troszcząc się o swoich członków. Wiele się zdarzyło przez te lata. Tyle razy życie jego najbliższych było w niebezpieczeństwie... Ale zawsze jakoś udało mu się ich uratować. Dziesięć lat temu obiecał sobie, że nie straci żadnego ze swoich przyjaciół. W dniu, w którym stracił jedną ze swoich najbliższych osób... Pamiętał dokładnie, jak wielki ból mu to sprawiło, jak długo jeszcze nie potrafił pogodzić się ze stratą i płakał w nocy, tuląc do siebie jej kurtkę... Postanowił, że nigdy więcej nie pozwoli, by coś takiego się stało. Nie chciał po raz drugi przeżywać takiego bólu, ani straty.
Obejrzał się przez ramię, by spojrzeć przez krótką chwilę na Drakena. To dzięki swojemu przyjacielowi w końcu dał radę pogodzić się z całą tą sytuacją. Emma również odegrała w tym sporą rolę. Byli przy nim, kiedy miał wrażenie, że się rozpada. Nieraz zastanawiał się, jak Mayumi wtedy się czuła. Czy też miała wrażenie, jakby w jej sercu otworzyła się czarna dziura? Czy jeśli tak, ile zajęło jej pozbycie się jej? Te myśli wciąż powracały do Mikey'ego, mimo tylu lat. Mijały zresztą nie tylko lata, ale też związki. Bo Mikey bywał od tamtego czasu w związkach. Był okres w jego życiu, kiedy odczuwał tak przerażającą pustkę, że pakował się z rozpaczy w związek, mając nadzieję na załatanie tej dziury w sercu. Draken to mocno krytykował. Te relacje kończyły się szybciej niż się zaczynały. A Mikey żałował potem tego dwa razy bardziej.
Jednak od kilku lat był już spokojny. Nie czuł potrzeby tworzenia związku, pustki w sercu... Właściwie, sam był zaskoczony swoim spokojem. Tłumaczył to przystosowaniem się do sytuacji. Najwyraźniej zrozumiał, że czasu już nie cofnie, trzeba iść dalej.Zaparkował motor, gdy byli już w mieście, koło knajpki, do której zawsze chodzili na Doriyaki. Mikey poczuł teraz burczenie w brzuchu na samą myśl, że za chwilę poczuje smak swojej ulubionej przekąski. Skinął na Drakena, żeby się pospieszyli. Wsadził ręce do kieszeni bluzy i już miał chwycić za klamkę, gdy...
- Hej, Mikey! - usłyszał.
Drgnął i obrócił się. Mężczyzna o czarnych włosach i niebieskich oczach patrzył na niego z uśmiechem. Mikey uśmiechnął się do Takemichiego. Hanagaki był jednym z kapitanów w Tomanie. Jednym z najbardziej zaufanych ludzi Mikey'ego.
CZYTASZ
Miłosna gonitwa - Mikey x OC
FanfictionSpotkanie, przyjaźń, rozstanie i znów spotkanie. To wszystko było jak jedna wielka gonitwa.