9

1.5K 46 9
                                    

Ale ze mnie idiotka.

Cóż, jeśli jeszcze ktoś tego nie zauważył, to w końcu odważyłam się to przed sobą przyznać. Nie mam pojęcia, co ja sobie w ogóle myślałam przez tych ostatnich kilka tygodni. Totalne zaćmienie umysłu, nie mówiąc już o totalnym braku racjonalnego myślenia. Przecież Tomek to najwspanialszy facet na świecie. I nie, nie mówią tego moje hormony. Zwyczajnie nie dostrzegałam jego cudowności. Nie doceniałam wyrozumiałości.

– Fornal, weź się odklej od swojej panny i szoruj na boisko – mruknął asystent Leszek, odciągając za kołnierz meczowej koszulki mojego siatkarza.

Westchnęłam głośno. To właśnie dzisiaj była całkiem spora szansa na poznanie zwycięzcy PlusLigi w tym sezonie. Drużyna z Jastrzębia miała już na swoim koncie jedną wygraną. Przeciwnik był wymagający, ale nie miał przewagi gry na własnej hali. Nic tak nie niesie drużyny do wygranej, jak doping kibiców. A ci wyjątkowo dopisali. Bilety sprzedały się w niecałą godzinę. Ja miałam zamiar dzisiaj porządnie zedrzeć gardło. Za niecałe półtora miesiąca miało zacząć się pierwsze zgrupowanie kadry, na którą Tomek niewątpliwie miał dostać powołanie. Jeśli jastrzębianie wygrają, będziemy mieć dla siebie nieco więcej czasu.

– Kuba dalej nie może uwierzyć, że chcecie razem zamieszać – zagadnęła Aśka, ściągając płaszcz i zajmując swoje miejsce. – Przecież jeszcze tydzień temu nie chciałaś na niego patrzeć.

– Aż w końcu ktoś pomógł mi przejrzeć na oczy.

Niewątpliwie byli to właśnie Asia z Kubą. Wiele im zawdzięczałam. Skoro teraz tą dwójkę ustrzeliła strzała amora, nie mogłam też dalej siedzieć mojemu kuzynowi na głowie. Pominę już te krępujące spotkania w kuchni o poranku, kiedy to w nocy nawet nie starali się zachowywać cicho.

– Dobra Aśka, zaraz się zacznie, a mój pęcherz błaga mnie o litość – westchnęłam, kierując szybko swoje kroki w stronę zejścia z trybun. – Zaraz wracam.

Tomek

Długo mi zajęło, zanim wszystko udało mi się poukładać. Zacząłem najpierw od poukładania pierdolnika, który miałem w głowie. W tym celu zapewne powinienem wybrać się do najlepszego psychologa w okolicy, albo chociaż do tego naszego – klubowego. Nie miałem jednak na to ani siły, ani czasu. Poza tym nie ma lepszego psychologa niż Jurek. Poważnie, drugiego tak mądrego człowieka ze świecą szukać.

Gladyr nie był obiektywny ani trochę. Ale też i nie tego szukałem. Potrzebowałem kogoś, kto pacnie mnie w ten pusty łeb. Już na wejściu Jurek oznajmił, że jestem skończonym kretynem i najgłupszym człowiekiem, jakiego spotkał w ostatnich latach. Tak, to zdecydowanie podniosło mnie na duchu. Rozmowa z nim było jak spadanie w przepaść, przy okazji obijanie się boleśnie o skalne ściany.

Przez ostatnie miesiące wydawało mi się, że jestem szczęśliwy. Martyna... cóż, miała tą cudowną cechę, że po prostu była. Chciała ode mnie czegoś więcej niż przyjacielskiego spędzania czasu we dwoje oraz okazjonalnego sypiania ze sobą bez zobowiązań.

– A jednak gdybyś miał powiedzieć, że kochasz, to czyje imię ciśnie ci się na usta?

– Tośka...

No Tośka, Tośka. A, że nie lubię zostawiać spraw niedokończonych, to musiałem stanąć na głowie by zmusić ją do rozmowy. W życiu jednak bym się nie spodziewał, że w pakiecie z moją Antoniną idzie jeszcze mały bonus.

– Fornal! Skup się do jasnej cholery – warknął asystent trenera, dźgając mnie palcem w bok. – Jeszcze dziesięć punktów, skończy się mecz, sezon i będziesz bujać dalej w obłokach.

Przeczesałem z zakłopotaniem włosy palcami. Uwielbiałem grać. Każdego dnia czekałem na moment, w którym znów znajdę się na boisku. Meczowa atmosfera była jedyna w swoim rodzaju. Niesieni dopingiem własnej drużyny wierzyliśmy, że możemy wszystko i żaden przeciwnik nie był nam straszny. Zupełnie tak, jak teraz. Wypełniona po brzegi hala, głośno nam kibicowała. Brakowało nam dziesięciu punktów by wygrać ten tie-break oraz całe spotkanie.

Posłałem ostatnie spojrzenie w stronę trybun, gdzie powinna siedzieć Tośka z Aśką. Zamiast tego jednak były dwa, puste siedzenia. Przerwa, o którą prosił trener dobiegała końca, więc posłałem jedynie pytające spojrzenie w stronę Kuby. Pokręcił głową z uśmiechem na znak, że to pewnie nic poważnego. Odetchnąłem głęboko. Tośka przez ostatni miesiąc biegała do toalety częściej niż statystyczna w ostatnim trymestrze ciąży. Lekarz uspokajał, że to zupełnie normalne i nie ma się czym przejmować, a statystyki najlepiej zostawić na papierze.

Dziesięć punktów przerodziło się szybko w kolejnych piętnaście. Dla nas jednak nie było rzeczy niemożliwych. Wraz z ostatnim gwizdkiem oznaczającym zwycięstwo drużyny z Jastrzębia padłem ze szczęścia na parkiet.

- Panie Tomku – przez szum radosnych okrzyków oraz oklasków przebił się głos ochroniarza. Otworzyłem oczy, wpatrując się w jego zmartwioną twarz. Pomimo zmęczenia zerwałem się w ułamku sekundy na równe nogi. Rozejrzałem się dookoła. Nigdzie nie widziałem blondynki w ciąży, ani jej koleżanki.

- Gdzie Tośka?

- Musiałem wezwać karetkę. Pani Asia mówiła, że pani Antoninie odeszły wody i zaczęła rodzić...

Przed oczami zaczęły pojawiać się ciemne plamy. Wszystkie głosy i dźwięki zagłuszył szum krwi w moich uszach. Ona nie mogła jeszcze urodzić. To było o ładnych kilka tygodni za wcześnie...

- Tomek, weź się w garść – asystent trenera chwycił mnie mocno za ramię. Spojrzałem na niego oraz potwornie bladego Kubę. – Zabiorę was do tego szpitala.

Nie czekaliśmy na ceremonię wręczenia medali oraz pucharu. Nikt nie miał nam tego za złe. Może poza kibicami, ale byłem pewien, że ktoś się za nas wytłumaczy.

Droga do szpitala dłużyła się niesamowicie. Chociaż na liczniku niemal cały czas mieliśmy ponad setkę, dla mnie było to zdecydowanie za wolno. Aśka nie chciała powiedzieć nic poza tym, do którego szpitala zabrała je karetka. Kuba próbował wyciągnąć z niej cokolwiek, ale natychmiast się rozklejała.

- Mam cholernie złe przeczucia – powtarzałem jak mantrę, a Popiwczak za każdym razem walił mnie po głowie. – Może powinienem zadzwonić do jej mamy?

- Tylko ją zmartwisz. Nie masz żadnych, konkretnych informacji, którymi byś mógł się z nią podzielić.

Przysięgam, że miałem ochotę go udusić. Zachowywał stoicki spokój i był w stanie racjonalnie myśleć.

Wpadając do szpitala omal nie stratowałem jakiejś schorowanej staruszki. Kuba chwycił mnie za kołnierz koszulki w ostatniej chwili. Niemiła pielęgniarka przypomniała nam o obowiązku noszenia maseczek, o których rzecz jasna żaden z nas nie pomyślał. Musieliśmy więc odwiedzić szpitalny sklepik. Jakieś piętnaście minut i dwa piętra później, znaleźliśmy się przed wejściem na oddział ginekologiczno-położniczy.

- W końcu jesteście!

Asia od razu wtuliła się w Kubę.

- Tośka miała iść tylko do toalety... ale pierwszy set już był w połowie, a jej dalej nie było... – Dziewczyna spojrzała na mnie przepraszająco. – Poszłam jej szukać. Była w łazience, a dookoła pełno wody, krwi... to było straszne.

Nie mogłem jej prosić, by przeszła do sedna, prawda?

- Ochroniarz chyba musiał nas usłyszeć... zadzwonił po pogotowie. Zanim przyjechali, Tośka zaczęła tracić przytomność... – Asia znów zaczęła płakać. – Zabrali ją na oddział i od tego czasu nie wiem co się dzieje.

Opadłem na pobliskie krzesło. Musiały minąć już dwie lub trzy godziny. Brak wiadomości chyba nie mógł być dobrym znakiem. A co jeśli...

Przestań, wszystko będzie dobrze. Musi być.


Odautorsko: przed nami jeszcze tylko jeden rozdział. Z tego powyższego nie jestem super dumna, ale musiałam przełamać jakoś blokadę, bo zaczynałam go pisać chyba z pięć razy. Dziękuję, że jesteście :) 

Nazwać nienazwane [ff - Tomek Fornal]Kde žijí příběhy. Začni objevovat