3.

93 3 44
                                    

Został zaprowadzony do jednego z najdroższych i najpilniej strzeżonych zakamarków zamku. Winnica Cardana znajdowała się w centralnej części zamku, w podziemiach. Prowadziło do niej wiele sekretnych przejść, między innymi z kuchni, łaźni, oraz królewskich komnat, co doprowadziło do żartów, że wszystkie drogi w Elfhalmie prowadzą do tych pokaźnych zapasów Króla.

Oczywiście wstęp do środka był chroniony masą zabezpieczeń, zakaz wstępu posiadał każdy, komu nie towarzyszył sam Najwyższy Król.

Jeden jedyny strażnik ustąpił im, a drzwi same rozwarły się przed swoim panem, przestronne pomieszczenie, ogarnięte mrokiem. Dopiero po zapaleniu pochodni, oczom Dęba rzuciły się oblegające każdą ścianę półki z alkoholem. Z niedowierzaniem wpatrywał się na różnokolorowe butelki, oznakowane datą, której rok często stanowiła trzycyfrowa liczba.

Na samym środku stał okrągły stolik z wysokimi krzesłami bez oparć. Usadowił się na jednym z nim, czekając w ciszy na reprymendę. Sam nie czuł skruchy, uważał zresztą, że mu, jako księciu, powinna przysługiwać możliwość do uczestniczenia w tych ważnych zebraniach. Za każdym razem zostawał od nich odsunięty, więc aby dowiedzieć się czegoś więcej na temat świata, w którym żył, pozostawało mu wybierać radykalne środki. Jak podsłuchiwanie wszystkiego za pomocą magii. 

 — Dasz mi teraz reprymendę? — zapytał. — Słuchaj, wiem, że nie powinienem tego robić, ale wyobraź sobie, jak ja się czuje, odsunięty od...

— Co? — spytał wybity z transu Cardan. Wpatrywał się w wino tak tęsknie, jak w największe bóstwo, najpiękniejszą damę, czy w Najwyższą Królową. — A to, nie, nie zamierzam cię karać, nic z tych rzeczy. No, chyba że za to, jak głupio dałeś się złapać. Myślałeś, że na mnie, niesamowicie potężnego, mądrego i sprytnego króla podziała jakiś niskich lotów zaklęcie?

— Tak — przyznał, a koniuszki jego uszu zaczerwieniły się delikatnie.

— I dobrze myślałeś — powiedział brunet, odkorkowując butelkę i sącząc z niej głębokiego łyka, jakby było jakąś tanią nalewką, a nie kilkuset letnim, drogim alkoholem. — Idealne — skomentował. — Magia działa na każdego bez wyjątków. Na neutralnym terenie. To mój i twojej siostry zamek, w obrębie jego murów nie sposób nas oszukać w żaden sposób. Widzimy więcej, niż przeciętny elf.

Chłopak pokiwał głową z niemałym zainteresowaniem, nowo zdobytą wiedzą. Coś wciąż jednak nie dawało mu spokoju.

— Ale dlaczego jesteś dla mnie taki łagodny?

— Chcesz, żebym powiedział Jude?

— Litości, nie! Lecz nie jestem w stanie zrozumieć twojej...litości? Wyrozumiałości?

Król Elfhalmu pstryknął palcami, a na blacie pojawiła się taca z dwoma prostymi kielichami i przekąskami, jak ser, krakersy, czy winogrona. Zastanawiał się nad odpowiedzią, stukając w nią czarnymi paznokciami.

— Taa, nazwijmy to wyrozumiałością. Też kiedyś byłem młody i też podsłuchiwałem starszych — zamilkł tajemniczo, chwytając tacę w dłonie i ruszając ku wyjściu. Oboje wydostali się z winnicy i poczęli maszerować z powrotem w stronę sali. — U mnie skończyło się nocowaniem na dworze w ramach kary. W samym szlafroku. Odmroziłem sobie...dobra nieważne. Uznaj to za dzień dobroci dla niedoświadczonych szpiegów.

 — Nie wiem, czy takich niedoświadczonych — mruknął chłopak. Jego rozmówca prychnął.

— Doskonale wiem, że podsłuchiwałeś nas na prawie każdym spotkaniu, ale postanowiłem to ignorować, z wiadomych powodów.

Nie odzywali się do siebie przez resztę drogi. Dębowi na język same nasuwały się pytania, lecz uparcie je tłumił, nie chcąc wykorzystywać nadszarpniętej cierpliwości szwagra. Jednak kiedy stali już pod złotymi wrotami, nie wytrzymał.

𝓦𝔂𝓼𝓹𝔂 𝓜𝓰𝓵𝓲𝓼𝓽𝓮 - Okrutny Książę FanfictionМесто, где живут истории. Откройте их для себя