4.

58 4 25
                                    

Królewski okręt, jak bardzo ekskluzywny by nie był, wciąż pozostawał okrętem. Dąb zamknął oczy, czując ogarniające go mdłości, które potęgowała wnerwiająca muzyka dobiegająca znad pokładu. Całe życie dziękował losowi, że położenie Elfhalmu nie zmuszało go do zbyt częstego przebywania na wodzie. Unikał także wszelkich wypraw na odległe ziemie, ale od kiedy podjął decyzję o czynnym działaniu na rzecz królestwa, rejsy stały się nieuniknione.

Książe sięgnął do kieszeni spodni, przywiezionych prosto ze świata ludzi. Zawsze uchylał głowę dla ich niezwykle wygodnych części garderoby, przeklinając te wszystkie ciężkie i uwierające szaty, które przyszło mu nosić. Teraz jednak siedział sam w swojej malutkiej kajucie, gdzie nikt nie mógł go zobaczyć, dlatego postanowił pozwolić sobie na odrobinę swobody.

Wciąż nie otworzył otrzymanego dwa dni wcześniej listu. Oriana, jego macocha, opiekowała się nim, jak nikt inny, a on nie potrafił nawet naskrobać dla niej krótkiej odpowiedzi! Wystarczyło, by napisał, że wszystko u niego w porządku i za nią tęskni. Nie potrafił jednak się na to zdobyć, przez co ogarniały go wyrzuty sumienia. Doskonale wiedział, jak wiele znaczył dla kobiety. Może i nie był jej prawdziwym synem, ale jego narodziny przyniosły jej wiele cierpienia. Jego biologiczna matka zmarła, mając go pod swoim sercem, a Oriana, wiedząc, że jej los został już zapieczętowany, wycięła go prosto z jej łona.

O okolicznościach swoim narodzin dowiedział się dopiero kilka miesięcy temu, kiedy ukończył lat szesnaście. Historia nie wstrząsnęła nim aż tak mocno, początkowo uznał ją za niezbyt trafny prezent urodzinowy, dopóki nie dowiedział się, kto stał za otruciem jego matki. Przez to zawsze kiedy myślał o swoim pochodzeniu, widział jedynie krwistą czerwień. Treść wiadomości pozostawała niezmieniona. Oriana wraz ze swoim mężem została wygnana do świata ludzi, dlatego niemal w każdym akapicie listu zaznaczała, jak bardzo za nim tęskni. Od tej pochodziła dodatkowa dawka zmartwiona, bowiem od dłuższego czasu nie odpowiadał także na jej poprzednie listy.

Dąb podparł głowę na dłoni, wydawała mu się w tej chwili wyjątkowo ciężka. Sposób jego narodzin powinien pozostać dla niego obojętny. Ot co, zwykła brutalność, której nie brak w magicznym świecie. Nie potrafił przestać o tym myśleć. Dlatego tak uparcie podążał ścieżką księcia Elfhalmu, przez co padła na niego cała masa innych zmartwień. Jak szukanie żony, między innymi.

Nową królową Wysp Mglistych została mianowana dziewczyna w jego wieku. Domyślał się, że pewnie posiadała cały tabun podwładnych, gotowych udzielać jej rad w kryzysowych sytuacjach, ale wciąż pozostawał pod wrażeniem, że ktoś tak młody miał władać całym królestwem. Podsłuchana rozmowa Wiecznej Rady, połączona ze słowami Jude o jego przydatności upewniła go w przekonaniu, że zamierzają zaaranżować ich małżeństwo. Nie wiedział, czy powinien się bać i martwić, czy cieszyć, że dzięki temu jego kraj może zawrzeć korzystny sojusz. Mimo to nie starał się odraczać tych myśli, przeciwnie, tonął w nich aż po uszy. Po prostu nie potrafił wykształcić swojej opinii, przez co czuł się, jak głupiec, niezasługujący na królewski tytuł.

Wyprostował się, kiedy drzwi do kajuty otworzyły się, lecz przyszło mu ujrzeć jedynie dziwnie przygaszone oblicze Justina. Momencik, przygaszone? Justina? Jego siostrzeniec zazwyczaj wręcz emanował energią i każde odstępstwo od tej normy napawało niepokojem wszystkich wokoło. Kto wie, czy nie realizuje jakiegoś szatańskiego planu.

— Czego Ci potrzeba? — zapytał Dąb, siląc się na uprzejmość. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Nie tylko dlatego, że przez chorobę morską ciągle chciało mu się wymiotować. Wsunął list od macochy głęboko w kieszenie spodni. Siostrzeniec wyglądał słabo z szarawą cerą i podkrążonymi oczami. I jemu dał się we znaki bezustanny rejs.

𝓦𝔂𝓼𝓹𝔂 𝓜𝓰𝓵𝓲𝓼𝓽𝓮 - Okrutny Książę FanfictionWhere stories live. Discover now