ROZDZIAŁ II

299 33 6
                                    


— Hermiono, może powinnaś się w końcu otworzyć – rudowłosa przyjaciółka, spojrzała wymownie na Pannę Granger, na co ta zmarszczyła z niezrozumieniem brwi.

— Otworzyć? – zapytała z lekkim uśmiechem, segregując lekarstwa i eliksiry lecznicze.

— Nie mamy już 16 lat. Naprawdę nie chcesz wyjść za mąż? – Ginny obserwowała uważnie Hermionę, która wyglądała na nieco zakłopotaną.

— Ginny, mam dopiero 25 lat, przecież to nie koniec świata – skonsternowana szatynka postanowiła wyjść z tego wszystkiego żartem, nie chciała jakichś poważnym rozmów na temat jej przyszłości.

No właśnie, to przecież JEJ przyszłość. Ostatnimi czasy miała wrażenie, że jej życie towarzyskie i późniejsze losy stały się numerem jeden w codziennych rozmowach wśród członków Zakonu. Rozumiała, że wszyscy się o nią martwią i każdy chce dla niej niczego więcej, jak szczęścia, ale miała tego po dziurki w nosie. To było doprawdy drażniące i kłopotliwe.

— Oh.. oczywiście, że tak. Jesteś przecież piękna, inteligentna, atrakcyjna i niesamowicie uzdolniona, na pewno znajdziesz sobie kogoś wartościowego – Granger słysząc te słowa, wzięła głęboki wdech, nie chcąc dać ponieść się emocjom.

Do cholery, przecież ona już kogoś takiego miała! Dlaczego nie mogła tego wykrzyczeć całemu światu?

Hermiona uśmiechnęła się słabo w stronę swojej przyjaciółki, lecz nic nie odpowiedziała. Przywykła do takich tekstów, zaczepek, niechcianych konwersacji, choć presja co najmniej ją dusiła, momentami tak bardzo, że aż stroniła od towarzystwa. Uciekała, gdy tylko mogła, co w rzeczy samej nie poprawiało jej wizerunku wśród przyjaciół.

Gdy tylko znalazła się w salonie, w którym reszta Zakonu piła kawę i rzewnie o czymś dyskutowała, przejechała spojrzeniem po wszystkich osobnikach znajdujących się w pomieszczeniu, oczywiście szukając oczami wysokiej postaci, którą miał być Malfoy. Jednak nie było go, a to oznaczało, że nie wrócił jeszcze z misji. Minęło już kilka tygodni od ich ostatniego spotkania i wiedziała, że nawet jeśli pojawi się w kwaterze, to nie będzie czasu, by mogli chociaż spędzić ze sobą więcej niż 5 minut.

Nie miała ochoty zatem siedzieć wśród przyjaciół, którzy wtórowali sobie słodkie słowa i nie szczędzili czułości. Zwykle czuła się jak piąte koło u wozu. Zamieniła kilka zdań z Luną, a zaraz potem zagadnął ją Harry, jednak nikt nie był w stanie zatrzymać jej uwagi na dłużej niż kilka minut, dlatego odpuszczali. Potter czasami walczył i starał się wciągnąć Hermionę w towarzystwo, spędzić z nią czas, jak kiedyś, nie poddawał się tak łatwo, bo zależało mu na przyjaciółce, jednak nie chciał też być natarczywy. W przeciwieństwie do swojej ukochanej, nie zasypywał ją pytaniami o to, kiedy sobie znajdzie faceta, dbał o nią i nie chciał, by Granger wiązała się z kimś tylko dlatego, że tak po prostu wypada. Za to go tak szanowała i kochała.

Uśmiechnęła się ciepło do swojego czarnowłosego przyjaciela i powiedziała, że musi coś jeszcze zrobić, po czym wyszła z salonu. Swoje kroki skierowała na taras, znajdujący się na parterze, po przeciwnej stronie salonu. Cieszyła się, że ich kwatera ma ogród, lubiła na niego wychodzić, spędzała w nim wiele czasu, często samotnie.

Usiadła na schodach, prowadzących w dół, na trawę i przymknęła oczy. Od kilku tygodni nie miała żadnego znaku od Dracona, cholernie się bała, że coś mogło się stać, jednak jakby to wyglądało, gdyby co chwilę wypytywała o niego? Wszyscy zaczęliby się czegoś domyślać, a już na pewno Harry, dlatego więc musiała zadowolić się krótkimi informacjami, które wymieniali członkowie Zakonu o tajnej misji Dracona i Snape'a.

DRAMIONE: TO MY GREATEST LOVEWhere stories live. Discover now