2

173 7 1
                                    

Jak zawsze po alkoholu Hermiona budzi się znacznie wcześniej, niż zamierzała. Serce bije je jak oszalałe, a pierś rozpierają od środka niepokój i wstyd. Tyle że tym razem — zdaje sobie sprawę Hermiona — rzeczywiście ma powody do wstydu.

Czuje parcie na pęcherz, idzie do łazienki i wzdryga się, widząc na majtkach odrobinę krwi. Wrzuca je do kosza na pranie i czym prędzej wchodzi pod prysznic. Z jednej strony chce jak najszybciej zmyć z siebie wszystko, co zostało na jej ciele z wczorajszego dnia, jednak z drugiej strony na myśl o pozbyciu się resztek śladów Malfoya ogarnia ją żal. Niemal z sentymentem przejeżdża dłonią po posklejanych włosach między nogami.

Zacisnąwszy zęby, opuszcza palce i odkręca wodę. Stoi pod prysznicem tak długo, aż skóra na jej stopach i rękach jest cała pomarszczona. Mimo że dokładnie wyszorowała każdy cal ciała, nadal czuje się brudna i zużyta.

Hermiona wybiera numer do Ginny i czeka na połączenie, dziękując w duchu za to, że regularne wyjazdy na mecze quidditcha zachęciły przyjaciółkę do kupna telefonu.

Ginny odzywa się dopiero po kilku sygnałach.

— Halo — mówi zaspanym głosem.

— Ginny? Śpicie? — Hermiona zerka na zegarek. Chciała jak najszybciej wymigać się ze wspólnego obiadu i zapomniała, że nie wszyscy zaczynają dzień tak wcześnie jak ona. — Przepraszam.

— Wszystko w porządku?

— Tak, tak, wszystko w porządku — uspokaja dziewczynę Hermiona. — Po prostu nie pomyślałam, że jeszcze śpicie.

— Tak się składa, że akurat miałam wstać — zapewnia Ginny.

— Nie kłam — śmieje się Hermiona. Zbyt dobrze zna upodobanie Ginny do snu. — Słuchaj, przed chwilą dzwoniła do mnie mama i zaprosiła mnie dzisiaj na obiad. — Hermiona ma szczęście, że nie prowadzą tej rozmowy przez kominek. Ginny nie uwierzyłaby w jej słowa, gdyby widziała jej twarz. — Bardzo chciałabym do was przyjść, ale sama rozumiesz.

Zapada cisza. Hermiona czuje się podle, oszukując przyjaciół, jednak ostatnią rzeczą, na jaką ma teraz ochotę, są spotkania. Z kimkolwiek. Nie chce też żadnych pytań, a nic tak nie studzi zapału jej przyjaciół do dociekania jak drażliwy dla Hermiony temat rodziców.

— Och, Hermiono, to wspaniale! — odpowiada wreszcie Ginny i Hermiona nie potrafi ocenić, czy Ginny rzeczywiście się cieszy, czy tylko udaje. A może jej współczuje, ponieważ potrafi przewidzieć finał takiej wizyty. — Następny tydzień mam luźniejszy. Możemy się spotkać któregoś dnia po pracy. Albo w weekend. — Znowu zapada cisza. — Hermiono? Pamiętasz, że gdyby coś się działo, możesz do nas przyjść o każdej porze, prawda?

Kiedy połączenie dobiega końca, Hermiona oddycha z ulgą. Wygrzebuje z kąta szuflady paczkę papierosów na czarną godzinę i wychodzi do ogródka. Przysiada na zimnym murku, wyjmuje dwa papierosy i spala je jeden po drugim, gapiąc się na kołyszące się drzewa i przelatujące ptaki i licząc na to, że znajdzie w nich coś, dla czego warto żyć.

Wchodzi z powrotem do środka, po czym sięga do szafki po Eliksir Słodkiego Snu i odmierza jego dokładną dawkę. Spogląda z wahaniem na wyświetlacz telefonu, chociaż i tak wie, że ani ojciec, ani matka do niej nie zadzwonią i nie zaproszą jej na żaden obiad. Nic jej nie ominie, nawet jeśli miałaby spać całą wieczność. W końcu wychyla miksturę i ostatnim, o czym myśli, nim traci świadomość, jest dotyk dłoni Malfoya na jej talii.

***

Widzi Malfoya pierwszy raz od rozprawy w Wizengamocie. Mija go na korytarzu w Ministerstwie i ledwie utrzymuje w żołądku to, co zjadła na śniadanie. Nie dlatego, że się go boi czy brzydzi, tylko dlatego, że jest jego widokiem kompletnie zaskoczona i momentalnie przenosi się w czasie do bawialni w jego domu. Znowu nerwy palą ją żywym ogniem. Znowu ma mokre od moczu spodnie. Znowu robi jej się coraz słabiej od ubywającej krwi. Znowu jak przez mgłę widzi, że Malfoy przygląda się jej z drugiego końca pomieszczenia. Znowu dociera do niej, że tym razem wyczerpał się jej limit szczęścia i nie wyjdzie z tego żywa.

Ukryte pragnienia | DramioneWhere stories live. Discover now