Epilog 2

108 3 0
                                    


Draco łamie złożoną obietnicę już kilka dni później.

Wydobywające się z jego ust przeraźliwe jęki zakończone jedynym wyraźnym słowem — soczystym spierdalaj — wyrywają Hermionę ze snu i sprawiają, że jej ciało pokrywa się gęsią skórką.

Hermiona kilkukrotnie wypowiada imię Dracona, a gdy to nie pomaga, szturcha go delikatnie w łokieć. Mężczyzna otwiera oczy i spogląda na nią nieprzytomnym wzrokiem, zupełnie jakby jej nie poznawał. Niczym obcy sobie ludzie gapią się na siebie przez dobrą chwilę, dopóki jego spojrzenie nie staje się bystre, a lśniącej od potu twarzy nie wykrzywia grymas. Wzdrygając się, Draco przenosi wzrok do góry na zawieszony nad ich głowami baldachim.

Hermiona nie wykonuje najmniejszego ruchu. Ma niejasne, paraliżujące przeczucie, że zaraz stanie się coś ważnego. W milczeniu czeka na rozwój wydarzeń, obserwuje Dracona i biorąc rytmiczne wdechy, bez powodzenia próbuje zapanować nad walącym sercem.

W końcu Draco zrzuca z siebie kołdrę i kładzie się na boku tyłem do Hermiony. Ogarnia ją strach spotęgowany odkryciem, jak niewiele mężczyzna musi zrobić, by ją zranić — wystarczyło zaledwie, by się do niej nie uśmiechnął, by się od niej odwrócił, a jej pierś od razu przeszył piekący ból.

Hermiona przymyka na moment oczy. Stara się poukładać myśli. Jak nikt radziła sobie ze szkolnymi wyzwaniami, jak nikt potrafi racjonalnie podejść do zadań w pracy, ale nijak nie przekłada się to na jej panowanie nad uczuciami i emocjami. Mało tego, odnosi wrażenie, że od kiedy przywróciła rodzicom wspomnienia, jest z nią z roku na rok tylko gorzej. Więc izoluje się. Wie, jak łatwo ją zranić, więc się izoluje. A raczej izolowała się, dopóki strach przed zranieniem nie okazał się niczym wobec siły, z jaką zapragnęła Dracona. I właśnie tylko to pragnienie jest w stanie wyrwać ją z odrętwienia; tylko miłość, jaką go darzy, jest w stanie popchnąć ją naprzód.

Przesuwa się powoli w stronę Dracona. Nie odzywa się, bo do głowy przychodzą jej jedynie banalne frazesy, których sama nie chciałaby usłyszeć, i przywiera do jego wilgotnych pleców. Gdy obejmuje go ręką w pasie, mięśnie Dracona natychmiast napinają się pod jej palcami. Jej już i tak popękane serce rozszczepia się na kolejne kawałki. Dociera do niej, jak mało wie o Malfoyu, że prawie wcale się nie znają, że nie wie, co ma zrobić, jak do niego podejść, jak go pocieszyć, i że nie powinna z taką łatwością ulegać jego namowom i znowu zostawać u niego na noc. Że to wszystko dzieje się za szybko. W złej kolejności.

Hermiona zaczyna cofać rękę, ale Draco jej na to nie pozwala. Splata ich dłonie i ściska jej palce. Po chwili namysłu Hermiona odpowiada mu nieśmiało tym samym i mocniej wtula się w jego plecy, nie zważając na mokrą skórę, którą ma pod policzkiem.

— Śnił mi się ojciec — odzywa się ochrypłym głosem Draco, a na wspomnienie Lucjusza Hermiona mimowolnie kolejny raz ściska jego palce. — Mieli go wypuścić z Azkabanu, ale obiecali, że jeśli zeznam przeciwko niemu i założę sanktuarium dla hipogryfów — Draco prycha z niedowierzaniem — już nigdy nie wyjdzie z więzienia. Zgodziłem się. W następnej chwili znalazłem się tutaj, w sypialni. W moim... — Zawiesza na moment głos, po czym poprawia się: — W naszym łóżku leżał hipogryf i mój ojciec. Zacząłem uciekać. Ojciec gonił mnie na hipogryfie. Leciał za mną i krzyczał... — milknie i odchrząknąwszy, dodaje ciszej: — Krzyczał, że mam cię zostawić albo nie dostanę nawet złamanego knuta.

Serce Hermiony znowu przyspiesza i jej dłoń staje się bezwładna w ręku Dracona. Wystarczy jedno jego złe słowo, jeden nieostrożny krok i mimo że jest środy nocy, mimo absurdalności całego snu, będzie musiała stąd wyjść. Duma nie pozwoli jej zostać z Draconem. A przynajmniej Hermiona pragnie w to wierzyć.

Skończy się wspólne wylegiwanie i czytanie książek. Skończy się warzenie eliksirów i chodzenie na spacery. Skończy się głaskanie po włosach, jedzenie posiłków w najróżniejszych miastach Europy i snucie planów na niedaleką przyszłość. Skończą się rozmowy, dyskusje i kłótnie. Już więcej nie poczuje na sobie jego dotyku. Nie poczuje już w sobie ani jego palców, ani jego kutasa. Nie poczuje bezpieczeństwa i spokoju, jakie dawały jej jego ramiona.

Hermiona wyswobadza rękę z uścisku Dracona i powoli przewraca się na drugi bok, by zwiększyć dzielącą ich odległość. Wreszcie zdobywa się na odwagę i przerywając ciszę, zadaje pytanie:

— A gdyby... — Zwilża językiem suche usta. — Gdyby rzeczywiście wyszedł i tak powiedział...

— Nie wyjdzie — przerywa jej ostrym głosem Draco i materac za jej plecami zaczyna się uginać pod wpływem jego ruchów. — Po dwunastu latach może się co najwyżej ubiegać o areszt domowy, ale tylko jeśli ja obejmę go nadzorem i pozwolę mu zająć którąś z nieruchomości. — Kładzie się tuż za nią, jednak jej nie dotyka. — Wszystko należy do mnie i wszystko zależy tylko ode mnie — szepcze, a jego oddech muska jej odsłoniętą łopatkę.

— Ale gdyby wyszedł i tak powiedział — mówi nieustępliwym głosem Hermiona. — Co byś zrobił? — Przytula do piersi kołdrę, wbijając w nią kurczowo palce. Jej nagość zdaje się zupełnie nie na miejscu; jest powodem do wstydu i źródłem skrępowania. Zanim się stąd deportuje, będzie przecież musiała z gołym tyłkiem przemaszerować przez całą komnatę.

— Którą wersję chcesz usłyszeć? Poprawną politycznie czy nie?

Hermiona przełyka ślinę i niczym czekający na odczytanie niekorzystnego wyroku złoczyńca rzuca grobowym tonem w ciszę nocy:

— Obie.

— Kazałbym mu spierdalać, bo decyduję sam o sobie. Nie wierzę w nic, czym karmił mnie przez całe dzieciństwo. W żadne jego słowo. Nigdy nie byłaś, nie jesteś ani nie będziesz gorsza ode mnie. Zawsze byliśmy sobie równi.

Zapada milczenie. Hermiona powinna wstać, ubrać się i opuścić sypialnię Dracona, by już nigdy tam nie wrócić. Powinna ratować resztki i tak silnie nadwątlonej godności, a mimo to obezwładniona przeczuciem nadchodzącej katastrofy drąży ledwie słyszalnym głosem:

— A druga?

Malfoy zwleka z odpowiedzią. W końcu bierze głęboki wdech i dopiero wtedy wydusza z siebie:

— Kazałbym mu spierdalać, bo... — Głos mu się trzęsie. — Nigdy nie czułem się tak dobrze jak z tobą. Żadne pieniądze, żadne prezenty... — Przysuwa się do Hermiony. — Nic, co mi dał... — Ściska jej talię ręką. — Nie może się równać z tym... — Przyciąga ją do siebie. — Co czuję, kiedy jestem z tobą. Nic nie umywa się do szczęścia... — Pociera nosem o jej włosy. — Jakie czuję przy tobie. Choćby teraz. — Odnajduje jej dłoń i na powrót splata ich palce.

Żołądek Hermiony wykonuje dziwne akrobacje. Wystarczyła zaledwie minuta i znowu nie może sobie wyobrazić, by kiedykolwiek była w stanie zostawić Dracona.

— Która wersja jest prawdziwa?

Draco stwierdza bez ociągania:

— Obie.

Hermiona nie potrafi już dłużej czekać; natychmiast odwraca się twarzą do niego i wtula się w jego pierś. Próbuje ukryć szkliste od łez oczy, jednak Draco nie daje się zwieść. Przeciera jej mokre policzki, całuje ją w czoło i obejmuje. Jest jej za ciepło i niezbyt wygodnie, a jednocześnie tak cudownie, że mija jeszcze długi czas, nim się od niego odrywa.

Ukryte pragnienia | DramioneWhere stories live. Discover now