Rozdział 17: Krąg wtajemniczenia

443 46 9
                                    

Kolejny trening. Użeranie się z bandą dzieciaków było czasem dla Astrid męczące. I choć miło było patrzeć, jak młodzi robili postępy, to jeszcze milej byłoby załatwić dzień wolnego, rzucić się na łóżko i nareszcie porządnie wyspać. Niestety w chwili obecnej nie mogła na to liczyć. Turniej zbliżał się nieubłaganie, a oni nie przerobili nawet połowy niezbędnego materiału.

Jedyna pozytywna wiadomość była taka, że udało jej się wcisnąć dzikusa bliźniakom. Nie wiedziała, czy dla niego to będzie całkowicie bezpieczne, szczególnie biorąc pod uwagę ich ostatnie pseudonaukowe eksperymenty, ale jakoś niezbyt ją to obchodziło. Ważne, że ona miała spokój.

W chwili obecnej szczególnie go potrzebowała. Musiała się skupić na nauce Kadetów, przy okazji nie szczędząc im wskazówek, rad i różnego rodzaju karcenia. Innymi słowy, dzień zapowiadał się pracowicie.

Weszła na Arenę i rozejrzała się. Jej plany legły w gruzach w ciągu zaledwie dwóch sekund.

Spojrzała na obecnych Kadetów, którzy stali w niezbyt równym rzędzie i najwyraźniej śmiertelnie się nudzili. Szkoda tylko, że było ich zaledwie czterech, a nie – jak powinno – sześcioro.

- Gdzie znowu posiało Rapierka i Fretkę?

Wszystkie pary oczu zwróciły się w kierunku blondynki. Na Arenie zapadła cisza. Chwilowa.

- A co my jesteśmy, Gothi, żeby wszystko wiedzieć? – przerwał ją Sączypluj, który przecież nie mógł przegapić żadnej okazji do pyskowania – Gdzieś poleźli to poleźli. Jak ich morski potwór zeżarł, to nie ma sensu na nich czekać! Dwójka od kłopotów się znalazła, kto wie, może byłby spokój – skrzyżował ręce.

Wojowniczka spojrzała wrogo na chłopca. Miał szczęście, że nie zdążyła zrobić nic więcej.

- Mogę pójść ich poszukać – wciął się Złośnik, ratując młodszego kolegę od oberwania ciętą ripostą.

Dziewczyna uznała ten pomysł za nienajgorszy. Rzecz jasna wiedziała, dlaczego czternastolatek go podsunął, ale postanowiła tę przyczynę chwilowo zignorować. Z resztą pod jego nieobecność i tak zajmie się Sączyplujem.

- Idź. Tylko się pośpiesz, nie mamy całego dnia.

- Tak jest – odparł chłopak służbowo.

- Lizus – zadrwił cicho Jorgenson.

Złośnik oczywiście to usłyszał i burknął pod nosem coś niezrozumiałego, ale nie dał się wciągnąć we wzajemne obrażanie. Blondynka uznała to za przejaw odpowiedzialności i zanim Złośnik zniknął na zewnątrz, zdążyła jeszcze niemal niedostrzegalnie pokiwać głową z uznaniem.

- Ha, a nie mówiłem? – dumny Sączypluj wypiął pierś. – Popisuje się.

- Ale kto? – spytał Tępak, drapiąc się po głowie.

- Mój brat – wyjaśnił Czyrak. – Ale na moje oko, to on próbował ratować ci tyłek, czubku – ze złością wytknął palcem trzynastolatka. – Jak zawsze z resztą.

- Zamknij się – syknął cicho czarnowłosy, który nie chciał przyjąć do wiadomości swojego błędu.

- Nie, Czyrak ma rację – wcięła się Astrid. – A skoro i tak macie chwilę wolnego, bo nie rozpoczniemy treningu bez pozostałych, to każdy z was zrobi po pięćdziesiąt pompek.

Po Arenie rozniósł się zsynchronizowany jęk niezadowolenia i rozpaczy. To polecenie zrozumiał nawet Tępak. No prawie.

- Ile to pięćdziesiąt?

Dziki Jeździec || HTTYDWhere stories live. Discover now