Rozdział 33: Ostatnia deska ratunku

358 47 11
                                    

Stoick nie wytrzymał. I to nie tylko z powodu tego, że coś się dzieje w wiosce bez jego wiedzy, ale też z przyczyn bardziej osobistych. I nie chodziło wcale o to, że narzeczony córki jego siostry właśnie zaręczył się z inną. Nie, to było do przewidzenia. Prawdę mówiąc, Ważki od początku podejrzewał, że ostatecznie sprawy przyjmą właśnie taki obrót. Zgodził się na to wszystko ze względu na Sączyślina, który zaklinał się na własną matkę, że upilnuje synalka i temu nawet do głowy nie przyjdzie oglądać się za innymi.

No cóż, trochę mu nie wyszło. Bywa.

Szczególnie, że za Astrid to Sączysmark oglądał się chyba od dnia swoich narodzin. Nie do pomyślenia było to, że tak nagle przestanie. Szczególnie, że sam dodatkowo ułatwił im kontakt, ustanawiając ich oboje trenerami na Pirackim Szkoleniu. To wszystko razem mogło doprowadzić tylko do jednego.

Mniejsza z tym. Sama sytuacja Stoicka nie dziwiła. Oburzający natomiast był czas, w którym to się działo. Bo jak oni mogli się cieszyć, podczas gdy wiosce przydarzyła się tragedia? Nie wiedzieli o tym, co ich trochę usprawiedliwiało. Tym niemniej Ważki poczuł nieprzyjemne ukłucie w żołądku i początkowo zbyt ostro zareagował.

Prawdę mówiąc, nikt nie wiedział co się działo. Stoick nie zorganizował oficjalnego zgromadzenia w Twierdzy, żeby nikogo nie martwić. A sama sprawa była wystarczająco poważna, że mogłaby wywołać niekontrolowaną panikę w całej osadzie. Dlatego o sytuacji mieli pojęcie tylko on i Rada, z czego jeden jej członek nikomu raczej o tym nie powie, bo został przyklejony do krzesła. Ponoć do tej pory go nie oderwano. Przynajmniej nikt jeszcze wodza o tym nie powiadomił.

Ach, no tak. Dowiedział się jeszcze ktoś. Ale jemu już wystarczająco nagrożono, więc teraz prędzej skoczy z klifu na ostre skały, niż cokolwiek komukolwiek wygada. A ponieważ jego najlepszego przyjaciela już tu nie było... wódz mógł być o to spokojny. Choć oddałby cały ten spokój, żeby ta sytuacja nigdy się nie wydarzyła.

Rozpędził tłum, a widząc zawieszonego Sączyślina, oraz dwójkę młodych, patrzących na siebie nawzajem w nieludzkim wręcz szoku, postanowił zostawić ich samym sobie. Być może nie było to zbyt odpowiedzialne zachowanie jak na wodza plemienia Wandali, jednak w tym momencie była to ostatnia rzecz, jaką Stoick się przejmował.

Bo wódz się martwił. Bardzo. Choć może nie aż tak bardzo, jak dziewięć lat temu zamartwiał się o swojego syna. Wtedy go stracił. I w tym samym momencie sobie obiecał, że nie dopuści do tego, żeby jakiemukolwiek dziecku coś się stało. Wczoraj zawiódł.

Dlatego nie zamierzał odpuścić. Dlatego posłał po pomoc. Dlatego będzie ścigał sprawcę, aż w końcu się zemści. Dlatego rozwiąże całą tę sprawę tak, żeby już nikt nigdy o nim nie usłyszał. Dlatego już wkrótce to wszystko się skończy.

Z tym przeświadczeniem oraz zmarszczonymi brwiami ruszył w kierunku portu. Po drodze mijał swoich współplemieńców, którzy go pozdrawiali, jednak on nie miał siły odpowiadać im tym samym. Wymrukiwał jedynie jakieś krótkie i suche „miłego dnia", a potem po prostu szedł dalej, nawet się nie oglądając za zaskoczonymi wikingami. Ich opinia była w tym momencie ostatnim, co w jego oczach tak naprawdę się liczyło.

Jednak wszystko się zmieniło, gdy na chwilę podniósł wzrok do góry. A ten, kogo tam zobaczył, z logicznego punktu widzenia zdecydowanie nie powinien się tam znajdować.

_-_-_

- Czyli co? Następny przystanek, kuźnia Pyskacza! – zawołał Rapierek entuzjastycznie. – Może dowiemy się od niego czegoś więcej, niż od Astrid... - to dodał już z mniejszą ilością entuzjazmu.

Dziki Jeździec || HTTYDWhere stories live. Discover now