Rozdział XXXIX

456 9 0
                                    

- Lili kochanie. Obudź się. Nie możesz spać w takiej pozycji. - Usłyszałam nagle znajomy łagodny kobiecy głos. - Chodź, zjesz coś. Siedzisz juz tu tyle godzin.

Podniosłam głowę, a mój wzrok napotkał czułe spojrzenie Mary. Podniosłam się powoli, czując jak moje zesztywniałe mięśnie, się rozciągają. Miała rację, spanie w takiej pozycji nie było wygodne. Tyle że ja nie wiem nawet kiedy usnęłam.

- Przepraszam Mary, nie powinnam. - Odezwałam się, odsuwając się od łóżka.

- Nie masz za co przepraszać. - Uśmiechnęła się do mnie.

Choć uśmiech ten nie objął jej oczu, wiedziałam, że jest szczery. Ruszyłam w stronę drzwi, mijając po drodze Artura, który chciał mi towarzyszyć. Poprosiłam go jednak, by został z mamą. Ona go bardziej potrzebowała. Spacerowałam długimi, jasnymi szpitalnymi korytarzami, chcąc rozprostować nogi i rozruszać obolałe mięśnie. Wiedziałam, że nie będę w stanie nic przełknąć, dlatego w szpitalnej kafejce zamówiłam jedynie kawę. Siedziałam przy stoliku, obracając w dłoniach kubek i myślałam nad tym co teraz będzie. W głowie rodziły mi się przeróżne scenariusze, ja łapałam się na tym, że zaczynałam analizować każdy z nich. Nie chcąc dłużej tego robić, postanowiłam wrócić na sale do Jamesa.

- Coś nowego? - Zapytałam Artura, siadając obok niego.

- Nie. Musimy czekać do rana. - Odpowiedział, spoglądając w moją stronę. - Jedz do domu. Prześpij się trochę, odpocznij.

- Nie Artur. Wiesz, że nie mogę. - Oznajmiłam.

- To usiądź, chociaż w fotelu, przynajmniej będzie ci wygodniej, jeśli zamierzasz tu spędzić cała noc. - Powiedział, ustępując mi miejsca.

Siedzieliśmy tak jeszcze z godzinę, aż Mary poprosiła syna, żeby ją odwiózł do domu.

Kiedy wyszli, znów zostałam sama. Podsunęłam sobie fotel do łóżka Jamesa i zwinęłam się na nim w kłębek, nie wiem nawet kiedy usnęłam. Gdy otworzyłam ponownie oczy, za oknem znów wschodziło słońce. Skierowałam swój wzrok w stronę łóżka, na którym nic się nie zmieniło do wczorajszego wieczoru. Przyglądałam mu się przez chwilę i doszłam do wniosku, że muszę jednak pojechać do domu. Wsiąść prysznic, przebrać się i będę musiała pojechać do firmy. Postarać się chociaż trochę, ogarnąć bałagan, który tam na pewno zapanuję kiedy wszyscy dowiedzą się o wypadku.

- Dzień dobry Liliana.

- Dzień dobry Edmundzie. Jak sie trzymasz? Gdzie Mary?

- Sama wiesz, jak jest. - Westchną. -Mary została w domu. Nie chciałem jej budzić.

- Miałam właśnie jechać do domu, ogarnąć się trochę i pojechać do firmy. Potrzebujesz może czegoś?

- Nie dziękuje. Nie sieć tam za dugo widzę, że jesteś zmęczona. Siedziałaś tu całą noc. Prawda? - Zmierzył mnie swoim podejrzliwym wzrokiem.

- Tak.- Odpowiedziałam zawstydzona. - Będę się już zbierać. Jeśli mogłabym prosić, to daj mi znać, gdy dowiecie się czegoś nowego.

- Dobrze i uważaj na siebie. Do zobaczenia

- Do widzenia.

Od wyjścia ze szpitala, zaczęłam działać jak automat, wykonując po kolei poszczególne czynności. Powrót do domu, prysznic, świeże ubranie, dojazd do pracy. Oczywiście przed budynkiem Herman Company zdarzyli pojawić się już reporterzy, żądni najnowszych sensacji. Dzięki ochronie udało mi się jednak wejść do środka. W ciągu pół godziny zdążyłam zwołać zebranie, informując wszystkich pobieżnie o zaistniałych okolicznościach. Zakazując jednocześnie udzielania, jakichkolwiek wywiadów. Rozdzieliłam zadania i dzięki temu już koło południa mogłam wyjść z biura. Wiedziałam, że nie zrobiłam wszystkiego, jednak nie liczyło się to dla mnie. Chciałam po prostu jak najszybciej znaleźć się w szpitalu.

Mój sekretWhere stories live. Discover now