Rozdział 13

16.3K 319 268
                                    


Budzik nie dzwonił. Nic mnie nie obudziło. Tak dobrze jest, nie słyszeć, tej spieprzonej muzyczki.

Za to promienie słońca, które biły mi po twarzy, raczyły przeszkodzić mi w dalszym spaniu.

Otworzyłam oczy dość chętnie. Byłam wyspana, ale jednocześnie też czułam się jak zbity pies. Nie jak po alkoholu, tak inaczej.

Czego mogłam się spodziewać skoro złamałam własne zasady? Wzięłam to.

Kurwa, wzięłam.

Czemu to zrobiłam?

Jestem, kurwa jebnięta.

Jednocześnie czułam się wtedy zajebiście, nic mnie nie obchodziło. Potrzebowałam takiego odlotu, ale przez to, co po tym robiłam, wstyd mi teraz wstać i wyjść z pokoju.

Żałuje, ale też nie, czy to źle?

Nie mam dużo do stracenia, ale takie odłączenie się od świata, nie było chyba tego wszystkie warte. Nie było warte, żebym faszerowała się tym syfem.

A może było, przecież mi nie zależy na tym wszystkim, a nie było aż tak źle.

Poza tym, że zrobiłam z siebie idiotkę.

Wtedy nie zwracałam na nic uwagi, ale teraz, zaczyna mnie zastanawiać zachowanie Alana. Był wkurwiony, był cholernie wkurwiony. Po tym jak mi odbiło i zbliżyłam się do Oskara, wkurwił się bardziej.

I niósł mnie do pokoju, przez co jeszcze bardziej jestem zdziwiona.

To nawet nie jest do niego podobne.

Ale to, że się denerwował, na początku mnie satysfakcjonowało. Nie wiem dlaczego.

Po prostu, gdy on mnie denerwuje, czasem mam wrażenie, że robi to specjalnie i cieszy się z tego powodu.

Będę robić to samo.

Sięgnęłam po swój telefon i wyświetliłam go. Przez dalej rozbity ekran próbowałam dopatrzeć się godziny.

10:50.

Kurwa, dzisiaj piątek, czyli powinnam być w szkole. Totalnie wyleciało mi z głowy, przez całą sytuacje.

Wczoraj to już byłam doszczętnie odcięta, nie istniała dla mnie szkoła, albo mama, która ma do mnie problemy. Nie obchodziły mnie konsekwencje, tego co robiłam.

Trudno, powiem matce, że zaspałam i przedłużyłam sobie weekend.

Alan jest napewno w szkole, czyli mogę na spokojnie wyjść i narazie uniknąć jakiejkolwiek rozmowy.

Rozwinęłam się z kołdry i powoli wstałam na nogi. Naprawdę czuje się tak..dziwnie, to nie przyjemne.

Ruszyłam w stronę zamkniętych drzwi, gdy je otworzyłam, lekko się przez nie wychyliłam i zerknęłam na przed pokój. Pusto, cicho, więc wyszłam i pokierowałam się na dół. Wszędzie było czysto. Przez lekko uchylone drzwi w salonie, mogłam dojrzeć, że na stole gdzie wczoraj leżały narkotyki, nie było po nich śladu. Weszłam do kuchni przeczesując swoje włosy w tył.

Tak, nadal jestem ubrana w te same ciuchy, co wczoraj, dlatego zaraz pójdę się przebrać, ale najpierw zapale.

Wyjęłam z kieszeni jeansów paczkę, tam gdzie wczoraj ją wsunęłam i o dziwo, nie wypadła mi, dalej tam była. Wyjęłam jedną fajkę i podpaliłam ją w ustach zapalniczką, która jest na blacie. Odrazu zaciągnęłam się nikotyną i wypuściłam dym.

O mało nie udusiłam się dymem, gdy usłyszałam trzask stawiania kubka na blat. Odrazu spojrzałam w stronę progu kuchni.

Alan patrzył się na mnie swoim chłodnym, ale intensywnym wzrokiem. Miał ubrane czarne dresy i granatową koszulkę. Leżała na nim luźno, tylko minimalnie opinała jego klatkę.

Two Countenance In One Body [ W TRAKCIE POPRAWY ]Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt