|4| wybraniec

230 23 6
                                    

Y/n:

Dni mijały, z dni robiły się miesiące, a z miesięcy lata. Ciągle ukrywałam się w tunelach czasu szukając odpowiedniego rozwiazania, które przepowiedziałam.

Z każdą próbą kolejnego przeniesienia się w czasie opadałam z sił. Płakałam w ciemności kiedy nikt nie patrzył, a serce pękało... Zostałam sama, tęskniłam. Tęskniłam za domem, rodziną i Tommy'm... Tęskniłam za nim, za jego głupimi żartami, czy jego wygłupami.

Bałam się, codziennie musiałam zakładać na siebie mroczną aurę, której nie nawidziłam, a dzięki której mogłam przeżyć. BO przecież nikt nie podckoczy wielkiej y/n. Ludzi na przedmieściach bali się wdowy w czarnym płaszczu i w spodniach na czarnym ogierze.

*

Przez czternaście lat, przez równe czternaście lat chowam się po całym świecie... Dziś był ten dzień, w którym potrzebowałam ogromną ilość energi.

Przez cały rok nie przenosiłam się w czasie ani razu! Tylko po to by ten dzień wykorzystać w stu procentach. Plan był prosty, udać się do roku 1920 roku gdzie miałam się zatrzymać trzydziestego pierwszego sierpnia...

—Wyjmij tego kija z dupy —z rozmyśleń wyrwał mnie Techno.

*

Dni mijały Karl I Niki starali się zapomnieć o tej sprawie. Zaczęli się przez to kłócić, kłócili się o przemieszczanie się w czasie. Karl chciał pomimo strachu wejść w to jeszcze raz, a Niki upierała się i odmawiała.

Tego wieczora nie było inaczej.

—Karl mówiłam Ci, już nigdy się nie przeniosę w czasie —powiedziała naciskając na każdy wyraz z osobna.

—Niki..

—Nie Karl jeśli chcesz drogą wolna —machnęłam rękoma —Jeśli tego pragniesz to, to zrub —warknęła blondynka trzaskając drzwiami ich wspólnej komtaty. Białe koronkowe zasłony lekko zadrżały, a dębowa podłoga zazkrzypiała.

Zoztał sam, sam jak y/n...

Poradzisz sobie, znajdziesz y/n i będziecie znowu całą rodziną razem. Podziękujecie mi za to —warknął sam do siebie w myślach i otworzył księgę.

Karl:

Znów to uczucie, uczycie wzdęcia i strachu. Syknąłem uderzając o ziemię, ale tym razem byłem jak ten duszek z opowieści wigilijnej. Widziałem całe nasze miasteczko, zamek czy nawet mnie na ulicy?! Chwila, który to rok!??!

Wtedy poczułem dłoń na ramieniu, odwróciłem się gwałtownie i krzyknąłem:

—Y/N!?

—Karl nie czas na wygłupy —powiedziała z płynnością w głosie, który porównując do mojego brzmiał idealnie.

—Skąd ty mnie znasz?

—Deklu nosiłam cię na rękach jak nie chciało ci się pójść do sypialni gdy byłeś mały.

—Woahh

—Karl skup się —podniosła mój podbródek tak, że nasze spojrzenia się krzyżowały
—Musisz pójść ze mną

—Co?

—Musisz pójść ze mną, do mojego domu —Nie dała mi nawet odpowiedzieć, a znów czułem te odrazajace oczucie.

Walnąłem tym razem o czysto zielony trwanik zaś zaraz obok był wielki beżowy namiot.

—Choć musisz jeść —powiedziała kładąc swoją wychodzoną a zarazem zimną rękę na mojej koszuli. —Tam jest już owsianka, zjedz ja całą —upomniała mnie zycajac swoje rzeczy na łóżko.

—Woahh... —tylko to mogł z siebie wydać.

Szatynka kręciła się gdzieś po namiocie dopóki nie wszedł do niego wysoki brunet, pisnołem. Jego oczy, niebieskie jak niebo nocą, cerą bladsza od kartki pergaminu i ten wyraz twarzy...

—On ma ci pomóc? —zakpił, a ściągając swój plasz, poczułem zazdrość jak i smutek. Był dobrze zbudowany, umiał pewnie utrzymać miecz w dłoni i miał powodzenie u dziewcznyn, a ja wręcz przeciwnie.

—Ale to on znalazł księgę

—Co?! —odrazu odwrócił głowę w moją stronę.

—On jest wybrańcem —dokończyła y/n...

A/N NIKT SIE NIE SPODZIEWAL TECHNO CO?

NIE TAKA ZIMNA JAK MÓWIĄ ||Ninachuzm||Where stories live. Discover now