Rozdział XX

108 5 0
                                    

9 lat wcześniej...

-Próbowałaś już coś ukraść?- pyta spoglądając na mnie pytająco.

-Coś ty- uśmiecham się do niej zaprzeczając.

-W takim razie patrz i się ucz- klepie mnie po ramieniu- Są dwa rodzaje kradzieży, jedna to taka, gdzie nikt nawet nie zauważa, że coś wyniosłeś, z kolei z tą drugą jest więcej zabawy. W tym przypadku zostajesz złapana i musisz dodatkowo obmyślić sposób ucieczki.

Wypowiada te słowa i wchodzi do sklepu zostawiając mnie samą na przystanku. Śledzę ją wzrokiem podążając krok po kroku za tym, co ona wyprawia. Otwiera torbę i pakuje do niej garść batoników i wychodzi jak gdyby nigdy nic ze sklepu bez szwanku.

-Widzisz?- pyta- to był ten pierwszy przypadek o którym Ci wcześniej opowiadałam.

Otwieram i zamykam wolno oczy, aby przyswoić to, co się przed chwilą wydarzyło. Dziewczyna dosłownie weszła do sklepu i wyszła z całą torbą cukierków niespostrzeżona.

-Wydaje się łatwe, ale zapamiętaj Grace na każdym kroku musisz być uważna i zwracać uwagę na każdy szczegół i na każdą sekundę, którą spędzasz podczas napadu.

Hazel nazywała mnie Grace. Stwierdziła, że skoro mam już dwa imiona, które jej się nie podobają, to może nazwać inaczej, żeby nasze imiona łączyły się w imię jej ulubionej aktorki z "Gwiazd naszych wina"- Hazel Grace. Podobało mi się to, jaka była. Pełna spokoju i opanowania, mimo, że miała zaledwie 15 lat. Była ode mnie starsza o dwa lata, jak już pewnie wspominałam a mimo to cechowała ją większa odpowiedzialność i wyrafinowanie niż moją matkę. Co prawda napady i kradzież to nie są wcale dobre i mądre rzeczy, jednak to ona zdobywała sobie i mi pożywienie na cały dzień na plaży. Kiedyś kazała mi zagadać sprzedawce hot- dogów o drogę do pobliskiego szpitala, z kolei ona zapierdzielała nam w tym czasie obiad. Nigdy nie wydałyśmy ani jednego grosza na jedzenie, wiecznie mieliśmy je z malutkich kradzieży, które stały się naszą codziennością.

-Głodna?- słyszę głos Hazel.

Co prawda mieliśmy całą torbę cukierków, jednak same odżywianie się cukrem nie jest za dobre, więc skinęłam głową.

-Widzisz to?- szepnęła kładąc się na brzuchu i przyglądając się starszej pani przygotowywującej dwa hamburgery dla plażowiczów czekających po drugiej stronie na swoje zamówienie.

-Widzę- kiwam głową.

-To wykaż co potrafisz- uśmiechnęła się do mnie i klepnęła w pupę.

Dasz radę Jane.

Wstaję i dreptam po piasku do budki z jedzeniem. Para oczekująca na jedzenie jest na tyle zainteresowana sobą, że nawet nie zorientowaliby się, że właśnie zamierzam odebrać ich zamówienie.

To kwestia kilku sekund Jane.

Chwytam za hamburgery i wybieram inną ścieżkę, aby dostać się z powrotem do Hazel.

Adrenalina podskoczyła do maksimum dając mi skrzydła. Strasznie polubiłam to uczucie, porównywałam je do zakochania. Z pełnym uśmiechem na twarzy podbiegłam do koleżanki wręczając jej nasz dzisiejszy obiad.

-Widzisz? To nie takie trudne, wystarczy być całkowicie opanowanym- mówi objadając się.

Kiwam głową w dalszym ciągu będąc w stanie całkowiej euforii.

Dokładnie tak to się zaczęło. Drobne kradzieże jedzenia, a potem przerodziło się w poważniejsze przestępstwa o których opowiem wam w dalszych częściach.

Wracając do tematu wyżywienia- to co ukradliśmy stanowiło nasze pożywienie na cały dzień. Nawet nie pytałam matki o jakieś kieszonkowe, gdyż wiedziałam, że nasz budżet jest podzielony na pół. Jedna część to wszystkie opłaty za dom, z kolei druga część szła na prochy dla matki. Wiecznie o 6:30 do naszej chatki przychodził jeden i ten sam facet. Mimo, że miałam zaledwie 13 lat byłam bardzo bystrą, jak na swój wiek dziewczyną. Szybko zorientowałam się, że to nie kolejna wielka miłość mojej matki (tak jak mi mówiła), lecz diler. Zawsze przychodził punktualnie o tym samym czasie, rozliczał się z moją mamą za pomocą pieniędzy, lub jeśli nie miała to w naturze i wychodził. Tak było co dwa/ trzy dni, w zależności od tego jak szybko mamie skończył się towar. Moja matka była już wrakiem człowieka, niegdyś przepiękna kobieta o naturze cygańskiej z ciemniejszą karynacją, czarnymi oczami i przepięknym uśmiechem zarażała wszystkich dookoła entuzjazmem. Teraz to była wychudzona, z wiecznie tłustymi włosami, workami pod oczami kobieta wyglądająca, jakby dopiero co opuściła Azkaban. Właśnie dlatego nie przebywałam dużo w domu, wolałam odetchnąć z Hazel bawiąc się w złodzieji, niż słuchać ciągłych jęków mojej matki szukającej tabletek. To dosyć smutna prawda ukazująca jak miłość potrafi zniszczyć człowieka. Właśnie z tego powodu niekiedy omijam jej jak ognia do dnia dzisiejszego.

-Umiesz surfować?-  pyta Hazel kończąc jedzenie.

-Nie, a ty?- pytam przeżuwając hamburgera.

-Ja wszystko potrafię- uśmiechnęła się- w domu tylko śpię, więc gdybym nie wykorzystywała mojego czasu spędzonego poza nim to bym się zanudziła. Jak chcesz mogę Cię nauczyć... A tak poza tym w sobotę są mistrzostwa sufringu w naszej wiosce. Będę brała w nich udział- wzrusza ramionami- co mi szkodzi. Chcesz przyjść?

Kiwam głową uśmiechając się do niej.

-Więc o której i gdzie mam być?

__________________________________

Dzisiaj dwa rozdzialiki dla aktywnych czytelników mojej książki. Dziękuję za wszystkie głosy i mam nadzieję, że dalsze losy Jane, Alexandra oraz Eliaha spodobają wam się jeszcze bardziej, tak jak mi! :*

NIEuchwytnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz